wdzięczność

Chodzi o to, aby żyć całym życiem każdego dnia. Aby nasze szczęście było tu i teraz. A jeśli nie cieszysz się, oczekujesz zbyt wiele, nie umiesz wstać rano z łóżka mimo tego, że nic Ci nie dolega, dąsasz się bez powodu, rzucasz fochy, masz humory, to idź na szkolenie. Musiałam to napisać… trochę prześmiewczo. Ostatnio jest coraz więcej kursów z życia, a wystarczy przejść się wieczorem po szpitalnym korytarzu, zajrzeć do sali, porozmawiać z mamą Amelki. Czasem potrzeba wstrząsu… takiego wydarzenia, które pokaże nam, że nic nam się nie należy i  że wszystko możemy stracić w kilka minut. Wtedy jakoś szybko przewartościowujemy swoje życie i bardziej doceniam każdy dzień.

Odważnie i całym życiem

Każdy powinien przeżyć coś ponad swoje siły… wejść na swój szczyt, na swój Everest. Wtedy nie potrzeba żadnych szkoleń, psychoterapii, wydanych pieniędzy na coachów, kręgów naprawczych i innych dziwnych wynalazków dzisiejszego świata. Kiedyś ludzie nie mieli innego wyjścia i musieli żyć. Nie zastanawiali się rano w łóżku czy warto dziś wstać i działać, to było ich być albo nie być… Goniła ich praca i natura.

Mi zawsze się chce. Gdy w moim życiu było trochę trudniej wracałam do swoich szczytów. Kurcze Justyna dasz radę, przecież zrobiłaś to… Czym jest ten magiczny Everest? Jaki jest Twój? Nie wiem, bo każdy ma w życiu inne wydarzenie, doświadczenie.

Moim pierwszym takim doświadczeniem ponad moje siły była sprawność Trzech Piór zdobyta na obozie harcerskim nad jeziorem Barlin w 2005 (???). Polega ona na przetrwaniu trzech prób: milczenia (24 h bez słowa), głodu (24 h bez jedzenia) i samotności (24 h samemu w lesie). Zgodziłam się na podjęcie tego wyzwania tylko po to, aby zyskać w oczach swoich harcerek. Byłam przekonana, że polegnę na pierwszej próbie i nie będę musiała iść do lasu. Sama chęć zdobycia tej sprawności pokaże mojej drużynie, że się nie boję. Stało się inaczej musiałam stanąć twarzą w twarz ze swoim największym strachem – lasem w nocy. Przygotowały mnie to tego mniejsze wydarzenia – każda noc spędzona w samotności w namiocie na obozie rok wcześniej, które przypłaciłam gorączką ze strachu. Pokonałam swój ogromny lęk. Potem przed kolejnymi Everestami  zawsze wracałam to tej nocy w lesie. Mój Everest rósł i rósł… teraz boję się mniej.

Jest i prawdziwy Mont Everest 🙂 zdjęcie Tomka, listopad 2013

Doświadczenie

Teraz żyję całym życiem. Hanka mnie tego nauczyła i harcerstwo wraz z moimi Everestami. Dziś znów doświadczyłam szpitala. Tym razem inna mi bliska osoba się w nim znalazła. A ja po raz kolejny dostaję od Boga wiadomość: nie odkładaj szczęścia na potem!

Czasem myślę, że pełnie szczęścia osiągnę jak wyprowadzę się w góry i że na prawdziwą radość muszę poczekać. Tak nie jest. To jest we mnie. Mam w życiu tak wiele dobra… każdego dnia 🙂

ludzie, miłość

Mam ogromne szczęście, bo w moim życiu jest dwóch wspaniałych ojców – mój tata i tata moich dzieci.

Mój tata

Ostatnio dużo słucham mądrych ludzi, którzy wspaniale mówią o miłości, małżeństwie i rodzinie. Układa mi się w głowie wiele puzzli w jedną całość. W tej układance życia ważną rolę ma ojciec i jego miłość. Teraz wiem, że dzięki mojemu tacie odnalazłam się i zawsze znałam swoją wartość (mimo wielu upadków). Mój tata zawsze kochał i szanował moją mamę. Moi rodzice pokazali, że można całe życie kochać. Teraz z uczuciem ciepła na sercu wspominam ich niedzielne, popołudniowe drzemki, kiedy zawsze się przytulali. Rosłam w poczuciu bezpieczeństwa. Jacek Pulikowski, którego ostatnio ciągle słucham, mówi, że dziecko potrzebuje od rodziców 4 rzeczy: miłości, miłości, miłości i miłości. Pierwsza to miłość matki (pierwotna, bezinteresowna), druga – miłość ojca (warunkowa, wymagająca), trzecia miłość między mamą i tatą (daje poczucie bezpieczeństwa, stabilności) i czwarta miłość do Boga. Czuje, że u mnie w domu wszystko było dobrze, dostałam to co trzeba. Kiedyś wspaniały człowiek –  ks. Grzegorz, który pomagał w hospicjum, powiedział mi, że bardzo dużo dobra dostałam. Każdego dnia za to dziękuję i wiem, że nie mogę tego zmarnować.

Moi najwspanialsi ojcowie: mój tata i mój mąż Tomasz – tata Hani i Ignasia

Tata oddał mnie w ręce najlepszego człowieka – Tomka. Nauczył mnie miłości i dzięki temu wiedziałam, że to jest ten człowiek i ta miłość. Dziękuję!

Tata Tomek

Tomek to najodważniejszy tata jakiego znam. Gdy urodziła się Hania i było naprawdę ciężko, on nigdy się nie poddał. Pokochał Hankę od razu taką jaka była nieidealna… A ja płakałam, a on przy mnie nigdy. Zawsze był dla mnie siłą i podporą. Nigdy we mnie nie zwątpił i nie przestał kochać ani na chwilę, nawet gdy miał powody. A ja czerpałam z jego oczu, serca, gestów moc i wiarę, która wszystko zwyciężyła i będzie zwyciężać. Dziękuję!

TATA

Wszystkim Tatom w dniu ich święta życzę cudownych dzieci i jeszcze cudowniejszych żon! To Wy dajcie mamom super moce! Kobieta, która ma wsparcie i miłość od męża może wszystko.

 

miłość

Mam taki swój ulubiony cytat o marzeniach:

„Mam całe stosy marzeń (…) To jest kwestia statystyki – jak Pan ma jedno marzenie, to jest spora szansa, że się nie spełni, ale jak Pan ma ich tysiące, to co chwila spełnia się któreś z nich. Właśnie na tej zasadzie mi się wciąż udaje realizować marzenia – stosuję teorię wielkich liczb i odrobinę wiedzy na temat statystyki.”
Wojciech Cejrowski

Staram się kierować tą prostą myślą… Jest w niej ukryta pewna prawda – żeby mieć dużo marzeń to muszą to być dość zwykle marzenia (Cejrowskiemu pewnie nie o to chodziło, bo on akurat robi wielkie rzeczy, ale w zwykłych czasem mu trochę nie wychodzi) i trochę tych niezwykłych również. A może inaczej, że trzeba doceniać zwykłe rzeczy i czasem naprawdę codzienne sprawy mogą być zrealizowanymi marzeniami.

Kiedyś wydawało mi się sprawą oczywistą, że będę miała męża, dwójkę dzieci i pracę, którą lubię. Każde dziecko tak myśli, że jako dorosły człowiek będzie herosem albo sławną osobą, a już na pewno, że będzie szczęśliwym człowiekiem. Potem z biegiem lat to się zmienia. Okazuje się, że nie jest to takie proste, że trzeba walczyć o swoje szczęście. Rzeczy, które kiedyś wydawały nam się naturalnym biegiem życia tak naprawdę nie są takie oczywiste.

MAŁŻEŃSTWO

Będę się powtarzać: mój Tomasz to mój osobisty cud! To nie jest tak, że się to stało i jest to normalna sprawa. To cud, że się wydarzyło w danym momencie życia, że się spotkaliśmy w tłumie i zauważyliśmy, że to prawdziwa miłość.

RODZINA 2+2

Zawsze marzyłam o przynajmniej dwójce pięknych dzieci. Wydawało mi się sprawą oczywistą, że dzieci rodzą się śliczniutkie, malutkie, pachnące i zdrowe. Hania zweryfikowała to myślenie. Z porodówki wróciliśmy do domu z pustym łóżeczkiem.  Ostatnio często wracał do mnie ten czas. Hania nauczyła mnie, że trzeba doceniać to co się ma. To nie jest oczywiste, że po porodzie słyszysz pierwszy krzyk dziecka i dostajesz bobasa do rąk. Hania nauczyła mnie, że wszystko jest możliwe… że wiara czyni cuda – to mój kolejny cud i zrealizowane marzenie! Było bardzo ciężko, ale wyszliśmy na prostą.

Znając naszą historię zrozumiecie, że gdy 6 czerwca o 23.20 na świecie pojawił się Ignaś – zdrowy, śliczny, malusi (ale przerósł nas wszystkich w swojej wadze urodzeniowej 3050 g), ja nie mogłam przestać się uśmiechać. To nie jest oczywiste, że rodzą się zdrowe dzieci… to jest cud. Dobrze, że jest to codzienny cud… Jak wiejski, pachnący chleb powszedni, który nigdy się nie nudzi. Jest codziennie, ale należy za niego dziękować i odnosić się z szacunkiem. Czasem go nie ma, a wtedy oznacza to wojnę albo inną klęskę żywiołową.

JESTEM SZCZĘŚLIWA Jestem tak bardzo szczęśliwa w tej nowej codzienności. Każdy dzień to moje zrealizowane marzenie. W końcu mogę poczuć jak to jest opiekować się maleństwem, mieć normalnie nieprzespane noce bez strachu o każdy oddech dziecka, karmić piersią. I pisząc ten post piję ciepłą herbatę!!! Myślę, że przeżywam to szczególnie, bo mam już dwójkę dzieci, ale nigdy nie miałam bobasa przy piesi i takiego mojego maluszka w ramionach. Hanka nauczyła mnie, że nie zawsze jest normalnie i teraz doceniam to jeszcze bardziej. A ona tak pięknie zareagowała na braciszka i jest taka duża i śliczna. Hanka to moja najpiękniejsza życiowa lekcja, która nauczyła mnie bycia szczęśliwą.

Dumna siostra 🙂

miłość

Jest taka chwila w ciągu dnia, która daje nam odpowiedzi, sprawdza czy jesteśmy szczęśliwi i weryfikuje nasze życie.  Jest to wieczór, moment gdy kładziemy głowę na miękką poduszkę i jeszcze chwilę nie śpimy. Do głowy przychodzą podsumowania, plany na następny dzień i marzenia. Z perspektywy czasu widzę jak w moim życiu zmieniała się ta ważna chwila.

Gdy dzień przechodzi w noc…

Kiedyś…

Gdy byłam nastolatką był to czas marzeń. Snułam wizje idealnej miłości i gdy miałam szczęście udawało mi się tak zaprogramować sen. Wspominam swoje nastoletnie życie jako dobre, ale i bardzo burzliwe. Miotałam się między przedsennymi wyobrażeniami, a rzeczywistością, czasem dość szarą i smutną. W tym czasie przeżywałam pierwszą wielką miłość i pierwsze jeszcze większe rozczarowanie.

Potem zawsze gdy kładłam się do łóżka z żalem stwierdzałam, że jest coś nie tak jak powinno. Dni mijały wypełnione pracą, ludźmi i samorealizacją, a wieczorem okazywało się, że czegoś brakuje. Dobrze wiecie czego… ciepła drugiego ciała i spokojnego oddechu ukochanej osoby.

Wieczór teraz

Teraz często moje dni nie są tak intensywne jak kiedyś, nie ma w nich tylu ludzi i są dużo bardziej spokojne. Za to wieczór jest idealny. Uwielbiam ten moment dnia, kiedy mogę przytulić się do ukochanego człowieka. Czasem rozmawiamy, a czasem milczymy. A ja w tym czasie w głowie dziękuję i wyliczam sobie ile dobra mam w swoim życiu. Snuje plan na następny dzień i modle się z wdzięcznością. Wiem, że jestem w odpowiednim miejscu. Teraz wieczór nie jest dla mnie czasem marzeń czy użalania się nad sobą, ale czasem dziękowania i realnych planów na przyszłość. Oczywiście i mi zdarzają się gorsze wieczorne godziny, gdy zaczynam wątpić czy się bać… ale nad swoimi wieczorami trzeba pracować jak nad całym swoim życiem.

Jeśli kładziesz się ze smutkiem do łóżka to może watro to przemyśleć. Gdy byłam nastolatką radzono mi, abym napisała na lustrze, że jestem piękna i szczęśliwa, abym z tymi słowami wstawała rano. Teraz już wiem, że nie tędy droga. Rób to wieczorem przed spaniem. A właściwie nie to. Wyliczaj sobie ile dobrych i realnych rzeczy jest w Twoim życiu i dziękuj. Może gdy zmieniają się wieczory to zmienia się życie.

Niektórzy ludzie boją się konfrontacji z tym wieczornym czasem i siedzą przed komputerem, książką póki nie zasną albo imprezują co wieczór. To chyba też nie jest dobra ścieżka. Czasem warto przyjrzeć się sobie.

O dziwo w chacie miewam gorsze wieczory. Powodem tego stanu jest na pewno brak porządnego łóżka… (chyba się starzeje hehe!!!) i cisza, do której nie jestem przyzwyczajona i nadsłuchuję odgłosów lasu. Wieczór weryfikuje moje próby górskiego życia i okazuje się, że jest jeszcze we mnie wiele strachu. Muszę nad tym popracować!

Chata w nocy… (fot. G. Szarek)
chata górska, miejsca

Agroturystyka – pomysł na życie, który u mnie swój początek miał w marzeniu o prowadzeniu schroniska górskiego. Były nawet poważne rozmowy i odłożone pieniądze na sam początek. Była nawet mała praktyka w schronisku z super gospodarzami, którzy odradzili mi prowadzenie miejsca, o którym myślałam. Teraz sami mają agroturystykę.

Z perspektywy czasu tak bardzo się cieszę, że nie podjęłam się tego szalonego pomysłu. Gdybym popełniła ten życiowy błąd to nie poznałabym Tomka, który na pewno nie zapędziłby się sam w Beskid Niski. Są też inne powody. Po pierwsze moją wspólniczką miała zostać osoba, która mnie kompletnie rozczarowała i która miała zupełnie inną wizję życia, a w szczególności sposób patrzenia na kasę. Po drugie nie chciałabym prowadzić schroniska górskiego.

Sama nigdy specjalnie nie przepadałam za schroniskami – kiepskie warunki, duże ceny, zwykle zmęczona i zniechęcona obsługa. Nie ma co się dziwić jak tyrasz całymi dniami na dzierżawę dla PTTK i ZUS… a turyści?? Czasem szkoda słów – roszczeniowi, narzekający… a czasem jest ich po prostu za dużo, albo za mało… Nie ma miejsca w dużym schronisku na rozmowy i poznawanie swoich „gości”.

Jest kilka schronisk, w których czuje się dobrze i chce tam wracać, ale wymienię tylko moje dwa ulubione: nad Smolnkiem (Bieszczady) i w Dolinie Roztoki (Tatry). Nie mogę też zapomnieć o Cyrli, o której myślę jako o dobrych sąsiadach, a nie jako o schronisku.

Schronisko nad Smolnikiem

Agroturystyka jest dla mnie doskonałym rozwiązaniem 🙂 …

  • w planach wyjazdowych, zaraz obok studenckiej bazy noclegowej (którą uwielbiam ponad wszystko)
  • w dalekich planach życiowych – ja jako gospodyni 😀

POWÓD 1 – goście!!!

W agroturystyce powinno nie być klientów, tylko goście w naszym domu.

Gdy myślę o swoich wyjazdowych planach i mam ochotę pobyć z kimś wartościowym to zwykle wybieram gospodarstwo agroturystyczne.

Mam takie piękne, cudowne miejsca na liście swoich ulubionych, gdzie najpiękniejsi są gospodarze! Bardziej niż dla wspaniałego wnętrza, górskich krajobrazów jadę tam do konkretnej osoby, na konkretne dyskusje.

Właśnie taką gospodynią chciałabym być, do której przyjeżdżają goście. Dzięki temu mimo mieszkania w lesie, „na zadupiu” nie będę czuła się samotna. Będę mogła częściej spotykać ludzi i prowadzić prawdziwe rozmowy.

W agroturystyce właśnie ten kontakt jest bardzo ważny. Niestety, są agroturystyki, gdzie nie chodzi o gości, ale o „miliony monet”… Każdy, kto prowadzi biznes wie jak ważne jest zarabianie… ale w każdym biznesie jest źle, gdy pieniądze przysłaniają pasje i innych ludzi. Pieniądze za dobrze wykonaną prace są niezbędne i każdy gospodarz musi mieć z czego utrzymać dom, rodzinę i gości. Jednak od razu da się wyczuć, kto zagląda nam tylko do portfela, a nie w serce. Przykład: pod Krakowem jest miejsce, gdzie gospodyni wychodzi tylko po to, aby wystawić Ci fakturę… bardzo miła i sympatyczna, gdy regulujesz należność i wcześniej przez telefon, gdy ustalasz wysoką cenę za pieczenie kruchego ciasta z dziećmi.

Na szczęście jest dużo więcej pozytywnych miejsce, gdzie przyjeżdżasz do gospodarzy, a zostawiasz przyjaciół.

Odsyłam Was do Jolinkowa. Jest to miejsce, które oprócz Pałoszówki odwiedzam najczęściej i zabieram tam sobie najbliższe osoby. O tym wszystkim przeczytacie tu (są też zdjęcia). Właśnie w ostatni weekend organizowałam u Joli wieczór panieński i jak zawsze było cudownie i tym razem bardziej twórczo, bo robiłyśmy swoje kosmetyki. To czas z Jolą i wspólne rozmowy zainspirowały mnie do napisania o swoim marzeniu o agroturystyce.

Zapraszam Was też do Chaty na Bucniku, Chaty nad Wisłokiem, Starej Farmy

POWÓD 2

Agroturystyka to jedyne takie miejsce noclegowe, gdzie goście przyjeżdżają do Twojego domu i życia i muszą to uszanować. W schronisku musisz być 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu… a w agroturystyce wtedy, gdy się umówisz. Goście powinni uszanować to, że chcesz wyjść do kościoła. Możesz ustalić sobie urlop nawet w lipcu i zamknąć dom i jechać na bazę namiotową. Nie jest to takie proste, ale teoretycznie możesz 😀 .

Prowadzenie agroturystyki to nie jest praca, to jest sposób na życie…

bardzo trudny i nie dla każdego, bo tu nie ma rozdzielenia na to co jest pracą, a co czasem wolnym… co jest domowym obowiązkiem, a zobowiązaniem wobec innych…

A na koniec musi być kot 🙂 to taka nagroda, że doczytaliście do końca i zagadka: Gdzie mieszka ta piękna kotka?? 😀

chata górska

Myślałam, żeby napisać recenzję… mam kilka książek, o których mogłabym się wypowiedzieć, ale niestety czytam wybiórczo i zapamiętuje tylko to co mnie interesuje, ciekawostki itp. Czasem czytam niedbale i szybko zapominam, więc nie nadaje się do napisania recenzji… i nie skończyłam jeszcze książek, o których bym pisała (dwie zostały w chacie). A lektury są o drewnie i o tym będę pisać.

Las

Kiedyś bardzo dawno temu byłam z Michałem (jak to dziwnie brzmi :D, ale na potrzeby bloga używamy imion) na spacerze, a może tylko gdzieś przechodziliśmy… nie wiem skąd i jaki mieliśmy cel i kiedy to było, ale pamiętam jak Michał stwierdził, że harcerze to tacy dziwni ludzie, którzy zachwycają się drzewami, a ja pomyślałam „głupek, drzewami??”… Po kilku, kilkunastu , ??? minutach, a może to był już inny spacer zobaczyłam drzewo (gdzieś na krakowskich błonach) i się nim zachwyciłam i przyznałam mu rację. Dziś też zachwycam się drzewami.

Moje niespełnione marzenie to studia leśnicze…

Uwielbiam las. Mój ulubiony to las mazurski, w którym przeważają sosny, a runo tworzą połacie jagód, mchów i traw. Ziemia jest piaszczysta, a między drzewami można dostrzec słońce odbijające się w tafli jeziora. Buczynę Karpacką też lubię, poniekąd jestem na nią skazana, ale nie narzekam :)…

Drewno

Uwielbiam drewno. Mój wymarzony dom to chata z bali, z podłogą z desek. Jak byłyśmy małe z siostrą to tata nas zabierał to sklepu z deskami. Pamiętam ten charakterystyczny zapach i to, że szukałyśmy sęków, które wypadły z desek i tworzyły bajeczne dziury, a dla nas były cennym drewnianym skarbem. Teraz tego miejsca nie ma – to był mały osiedlowy sklepik z drewnem na Krowodrzy…. (teraz mamy castoramy z „drewnem”, … Drewit, ale tam też dominują płyty drewnopodobne, wiórowe, sklejki i „drewno”).

Czuję wielki żal, że drewno popada dziś w niełaskę… piszę to siedzący na plastikowym krześle przy biurku z płyty z wiór :(.

Zamiast spaceru po lesie ludzie wybierają spacer po galerii handlowej, gdzie zamiast się zrelaksować,  ich mózg atakowany przez kolorowe i głośne bodźcie, a dusza kuszona przez bożka o wdzięcznej nazwie konsumpcja. A przecież wystarczy iść do lasu zupełnie za darmo, aby zregenerować swoje ciało i duszę. Zapomniałam w lesie są kleszcze i komary. Media nas skutecznie straszą potrawami z lasu… lepiej iść do bezpiecznej galerii.

Dom

Drewno też jest złe… Dom z drewna przecież jest nietrwały i może się spalić (a co z drewnianymi kościołami, które stoją już setki lat?). Beton, styropian to jest to! – wytrzymałość na lata, jakie to solidne i piękne. Są badania, że ludzie żyjący w drewnie są zdrowsi i szczęśliwsi, ale tego nam media nie powiedzą. Wielkim firmą zależy, żebyśmy chętnie kupowali substytuty szczęścia i zdrowia. Nikt nam nie da prostego rozwiązania, że czasem, aby wyleczyć alergię wystarczy otoczyć się drewnem. W sumie to jest trudne rozwiązania i dość drogie.

A w Twoim mieszkaniu/domu ile jest drewna?? U mnie w bloku z wielkiej płyty i w małym mieszkaniu naprawdę drewniane są tylko duże łyżki do mieszania zupy i Hanki zabawki drewniane ze Stryszawy. Nawet sosnowe meble są już tak dopracowane przez Ikeę, że nie wiele drewna w sobie mają – gruba warstwa lakieru i innych środków chemicznych skutecznie zabiły zapach, a wszelkie bajeczne niedoskonałości zostały wyrównane. Moje stopy dotykają właśnie plastikowych paneli udających drewno. Okna też zostały kiedyś wymienione na te solidniejsze – plastikowe.

„Na długi czas”

W tym miejscu polecę Wam książkę Erwina Thoma „Na długi czas”. Jest to niesamowity człowiek, który buduje domy, wielkie hotele, kościoły w Japonii z drewna bez użycia chemii. W Polsce są dwie firmy, które się tym zajmują. Jedna 4 km od naszej chaty koło Piwnicznej, a druga niecałe 30 km w Nowym Sączu. Może to jakiś znak dla nas. Nie znalazłam domu w Polsce wybudowanego w tej technologii, na stronach podanych firm można znaleźć zdjęcia, ale część pochodzi z zagranicy. Powodem tego stanu rzeczy jest na pewno cena takiego domu i wpajane nam od małego uwielbienie solidnego betonu.

W całej walce plastiku, styropianu, betonu z ekologicznym drewnem chodzi o pieniądze. Szkoda, bo jak pisze Thoma w swoje książce oprócz tego, że w drewnie żyje się lepiej, oszczędniej i bezpiecznej to również bardziej ekologicznie. Drewniany dom po setkach lat służenia człowiekowi wróci do natury i rozłoży się, czego nie można tak łatwo powiedzieć o styropianie i plastiku.

Smog i drewno

Uwielbiam ogień. Umiem układać watrę i rozpalić ognisko nawet zimą w śniegu, wiem gdzie prawie zawsze znajdę suche drewno i co jest najlepsze na rozpałkę. Potrafię posługiwać się krzesiwem i je posiadam w magicznym woreczku z tamponem, który jest świetną, ale nie naturalną rozpałką. Ognisko przypomina mi harcerskie czasy, daje poczucie bliskości z naturą, zimą przyjemne ciepło, a latem pozwala długo siedzieć wieczorem na polanie i sprawia, że czuje się bezpiecznie.

Uwielbiam ogień w kominku. Trzaskanie drewna i tańczący ogień i wino… 🙂 Kominek daje cudownie, nierównomierne ciepło – mogę ułożyć się na kanapie z nogami przy kominku i głową dalej… Bose nogi są ogrzewane najbardziej, a głowa mniej – lubię taki stan.

Uwielbiam gotować na tradycyjnym piecu – potrawy są najlepsze, gdy opala się je drewnem i Wy dobrze o tym wiecie. Pizza z pieca jest zupełnie inna niż z piekarnika gazowego/elektrycznego.

Proziaki – tradycyjne bułki na sodzie

Od 2019 roku w Krakowie będzie zabronione palenie drewnem, bo generuje to smog… Dziwne, przecież w szkole podstawowej mówili, że jest to jedno z ekologicznych źródeł ciepła. Coś się nie zgadza. Czytam teraz książkę „Porąb i spal, czyli wszystko, co mężczyzna powinien wiedzieć o drewnie” norwega Lars Myttinga, który pisze jak palić drewnem i pochwala ten sposób grzania domów. Zawsze wydawało mi się , że kraje skandynawskie dbają o naturę i są ekologiczne, a tu taka książka. W Polsce mówi się o zabijającym dymie i smogu, matki karmią dzieci na wyciętych pniach, ludzie się denerwują, że dostali trochę wolności i mogą wyciąć swoje drzewa na swojej działce… A norweg pisze o tym, żeby rąbać i spalać. Kto ma racje?

Dobrze zagospodarowany las, poprawne wybieranie drzew na opał i suszenie zgodne ze sztuką gwarantuje nam ekologiczne i odnawianie źródło energii. Lepiej ludziom zabraniać niż ich uczyć. Albo gdzieś trzeba sprzedać piece najnowszej generacji  i kraje zagraniczne gdzieś muszą mieć rynek zbytu na swój gaz.

Zadaje sobie pytanie: Justyna, a co z żywym lasem, drzewami, które tak kochasz?

Czytałam też bardzo modną teraz książkę „Sekretne życie drzew” i wiem, że drzewa czują… Czują i dlatego nigdy nie zostawiam śmieci w lesie, czasem głaszczę korę i przytulam pnie, wącham i się delektuję, wyznaję lasowi miłość. Las ma nam służyć, a my mamy obowiązek mądrze i z szacunkiem korzystać z tej służby. Wierzę zgodnie z moją wiarą, że człowiek jest dzieckiem Boga i świat został stworzony dla niego. Każdy dar powinniśmy pielęgnować, a nie niszczyć i myśleć tylko o sobie.

Hania też kocha drzewa
Przytulanie drzew daje siłę, spokój i szczęście…

Na koniec dedykuję piosenkę, wszystkim, którzy kochają las. Doczekajcie do końca, do słów „I rośnie młody las”.

miłość, miszmasz

Długo myślałam nad tym wpisem… miał się pojawić w grudniu, potem 31 grudnia (na drugie urodziny Pałoszówki), potem 1 stycznia jako wpis noworoczne przemyślenia, ale dopiero dziś podjęłam decyzje o czym będę pisać.

Noworoczne przemyślenia

Grudzień był dla mnie bardzo ciężki – źle czułam się fizycznie i psychicznie. W tym całym zimowym dole pojawiały się próby pocieszenia. Winę za swój zły humor częściowo zrzucam na hormony… Dopadło mnie typowe dla kobiecego obniżenia nastroju powroty do przeszłości i użalanie się nad sobą. W tym myśleniu ktoś mi powiedział, że zawsze się wychylałam, angażowałam, mówiłam co myślę, wkładałam uczucia w to co robiłam i w ludzi, których poznawałam i dlatego dostawałam po dupie. Lepiej stać z boku i nie przeżywać. Jak już hormony opadły, pewne sprawy się wyjaśniły zrobiło mi się przykro takiego życia bez kopniaków i rozczarowań. Ciesze się z każdego uderzenia w moim życiu. Dzięki nim dojrzałam do miłości 🙂 i mam poczucie, że próbowałam. Wiele pięknych spraw wynikło z mojego wychylania się, angażowanie, mówienia co myślę , wykładania uczuć. Bez ryzyka nie ma prawdziwego życia. Odsyłam Was do noworocznego wpisu Klaudyny Hebdy.

Decyzje w moim życiu

Na szczęście umiem podejmować decyzję, czasem bardzo szybkie i ważne… Decyzje o małżeństwie podjęliśmy z Tomkiem właściwie po 2 tygodniach, na kupno chaty zdecydowaliśmy się w 1 dzień (jednak decyzja była poprzedzona wieloma miesiącami poszukiwań i już wiedzieliśmy co chcemy), w grudniu Tomek kupił samochód w kilka godzin… Wcześniej tych decyzji też było sporo – wyjazd do Bristolu (w czwartek Ola mi dała pomysł, a ja we wtorek miałam bilet w jedną stronę), założenia Lackowej, kurs SKPG.

Na razie nie widzę w swoim życiu decyzji, której bym żałowała… Mam dużo szczęścia 🙂 i dużo wiary w siebie i w swoją intuicję.

Czasem myślę, że zakup chaty był złą decyzją… bo czasem nie mogę spać jak myślę o drodze, wodzie, przepisach i tym ile jest w chacie prowizorek, ile mnie czeka pracy i ile potrzebuję pieniędzy. Znowu się wychyliłam i naraziłam na ogrom wyzwań. Wiem jedno, że nie kupienie chaty byłoby najgorszą decyzją w moim życiu. Może nie wyjdzie, ale nigdy nie powiem sobie, że nie spróbowałam zrealizować swojego wielkiego marzenia.

Wdzięczność

Jeszcze jedna chyba najważniejsza sprawa na Nowy Rok – wdzięczność. Myślę, że ciągłe myślenie o dobrych rzeczach i dziękowanie powoduje, że przychodzi do nas jeszcze więcej dobra. Tego życzę sobie i Wam! 🙂

Mam za co dziękować! W 2017 stało się wiele dobrego, a przede wszystkim udało nam się wyjść z rurki. Bardzo smutne dla mnie zamknięcie Lackowej przyspieszyło i ułatwiło kolejną bardzo ważną decyzję ;).

Beskid Sądecki, miejsca

Zawsze marzyłam o chyży w Beskidzie Niskim.
BESKID NISKI

Beskid Niski to moja największa górska miłość! To taki romantyczny kochanek z gitarą, z głową zawsze w chmurach/ górach, bez pracy, bo pieniądze się dla niego nie liczą … opowiada o Łemkach i cerkwiach. To taki wrażliwy łobuz, którego kobiety lubią najbardziej. Zawsze wypad w Beskid Niski był dla mnie trochę trudny – raczej stopem albo dojazd do większego miasta i na piechotę. Trzeba zabrać namiot i zapas jedzenia, bo nie wiem czy znajdę sklep (teraz to już się trochę zmieniło). Kolejny największy problem było szukanie towarzystwa, bo często na moją propozycję wędrówki spotykałam się z : „Beskid Niski, ale co to? To nie góry, nisko i daleko i są tam niedźwiedzie”.

Wrzesień 2008, Beskid Niski, zajęcia terenowe

Dlatego częściej wybierałam swojego wiernego przyjaciela, który ma na imię Turbacz. To taki druh z dzieciństwa – zawsze jest, gdy potrzebujesz pożyczyć zeszyt i dzwoni z życzeniami urodzinowymi. Może nawet po cichu do Ciebie wzdycha, ale jesteście jak to mówi teraz młodzież we „friend zona”. Przez Turbacz poznałam swojego męża 🙂 na pierwszym wyjeździe kursu przewodników. Gorce zawsze będą moim przyjacielem i regularnie do nich wracam, ale na chwilę. Tak jak ten przyjaciel z dzieciństwa, który zadzwoni raz w roku na kilka minut.

Gorce, wrzesień 2009, z Grażyną i Patrykiem, fot. Patryk B.

Beskid Sądecki

To dojrzała miłość, która kończy się małżeństwem. Kobiety tak mają, a może i mężczyźni. W młodości szukamy przygód. Dziewczyny wzdychają do niegrzecznych chłopców, romantycznych gitarzystów, zapatrzonych w sobie narcyzów, wiecznie młodych Piotrusiów Panów… a chłopcy oglądają się za nieporadnymi dziewuszkami, wow blondynkami. Po latach, gdy już uda nam się dojrzeć, szukamy kogoś stabilnego, wiernego, bezpiecznego, silnego i zaradnego. Życie z takim człowiekiem nie jest nudne, jest spokojne i pełne szczęścia. Taki jest dla mnie Beskid Sądecki – dobrze znany nie tylko mi, dostępny. Posiada rozwiniętą bazę turystyczną. Jest interesujący. To taki przystojny prawnik wśród kandydatów na męża – rozsądny wybór i dojrzała miłość ludzi, którzy wiedzą czego chcą.

Radziejowa, 30.09.2017

Zawsze będę wracać w Beskid Niski to taka szalona część mnie… Dobrze, że nie sprawdza się to w miłości ufff – do pierwszych miłostek nie wracam. Gorce zawsze będą na mnie czekać! A Beskid Sądecki to mój drugi dom, który za kilka lat będzie jedynym domem :).

To taki listopadowy post, który powstał z tęsknoty za górami!!

 

miłość

Czas na wpis, na który czekałam 2 lata i 9 miesięcy… czas na dobre zakończenie.

DOBRE ZAKOŃCZENIE

Nasza historia z chorobą dziecka ma dobre zakończenie.

Wyszliśmy ze szpitala zdrowi, nowi i pełni energii, ze świadomością, że zmienia się nasze życie. W czwartek 13 lipca pożegnaliśmy się z rurką, ssakiem i prawie wszystkimi aspektami związanymi z tracheostomią (została jeszcze blizna).

Wyszliśmy ze szpitala odmienieni siłą doświadczenia choroby, cierpienia. Już zawsze, gdy przejeżdżam koło Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie – Prokocim, mam taki moment wzruszenia. To dobre wzruszenie. Przypominam sobie małą Hankę leżącą na oddziale intensywnej terapii i nas codziennie przemierzających w zielonych fartuchach sterylne korytarze. Myślę o drodze jaką przeszliśmy i o dobrym zakończeniu, o wielkości naszej miłości i o Bogu, który dał mi siłę i wiarę.

Czas na podsumowanie, ale zaczniemy od podziękowań.

DZIĘKUJĘ!

Chciałam podziękować wszystkim, którzy myśleli o Hani, a przede wszystkim za modlitwy. Wiem, że jest wiele osób, których nie znam, a byliśmy w ich wieczornych myślach posyłanych do Boga. Dziękuję Róży za uświadomienie mi, że tyle osób się za Hankę modli, więc na pewno będzie dobrze. Nie widziała, że tymi słowami zdjęła ze mnie ciężar odpowiedzialności, że tylko ja swoją modlitwą i wiarą mogę to załatwić, a czasem tak ciężko mi to przychodziło i miałam do siebie o to pretensje. Mogłam wyluzować, bo przecież tyle osób modliło się o zdrowie Hanki, że musiało się udać. Dziękuję!

PODSUMOWANIE

Czekaliśmy na ten dzień bardzo długo. Tak o tym myślę teraz, bo to 2 lata 9 miesięcy i 11 dni, czyli ponad połowa tego czasu, który znamy się z Tomkiem… W ciągu tego okresu wiele się zdarzyło. Pewnie w perspektywie dalszego życia, za lat 10, 20 będzie to tylko epizot – krótka chwila, która tak wiele nas nauczyła i dała wiele dobrego.

MY

My kochamy się bardziej. Sprawdziliśmy się… po tak krótkim byciu razem okazało się, że pierwsze przekonanie było prawdziwe – przekonanie, że to ten jedyny. Pani w szpitalu powiedziała mi, że to jest niezwykłe, gdy facet zostaje z kobietą i swoim dzieckiem, które jest ciężko chore. Myślę, że w obliczu diagnozy, przed którą stanęliśmy, niejeden facet by zwiał… a Tomek zawsze Był i Jest i to przez wielkie litery. Dziękuję Ci Kochanie! 🙂

POZYTYWNE MYŚLENIE

Nauczyliśmy się doceniać to co mamy i widzieć więcej dobra. Myślę, że paradoksalnie jesteśmy teraz szczęśliwsi, dzięki doświadczeniu z rurką… Musieliśmy więcej z siebie dać, było trudno i ciężko, ale dawaliśmy radę i szliśmy do przodu i staraliśmy się zawsze widzieć tą lepszą stronę. Podobno to co przychodzi nam z trudem i wymaga od nas wysiłku jest cenniejsze niż coś co jest łatwe (bycie rodzicem w ogóle jest bardzo trudne).

SIŁA

Powiem krótko jesteśmy silniejsi :)…

INNI

Jeszcze jedna sprawa – przez całe to zamieszanie poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi:

  • Panią Alę – naszą cudowną panią logopedę, która zawsze wierzyła w Hankę. Mi osobiście bardzo pomogło jej pozytywne nastawienie. Pani Ala jest lepsza od psychologa czy psychiatry :), a może dzięki niej nigdy nie potrzebowałam takiej osoby;
  • Ewelinę, Mariusza z dzieciakami – połączyła nas rurka i to, że w końcu można było pogadać z kimś kto nas rozumie. Na szczęście oni też już pożegnali się z rurką. Zawsze się wspieraliśmy w rozmowach, myślach i modlitwach. Są oni też pięknym świadectwem wiary;
  • lekarzy i pielęgniarki z domowego hospicjum Alma Spei, którzy zawsze okazywali nam życzliwość;
  • … i jeszcze pewnie wiele innych osób spotkanych w szpitalach, poradniach…

Kończę zdjęciem uśmiechniętej Hanki (sierpień 2015). Jutro jedziemy do chaty, więc nie będę się dalej rozpisywać. Zapraszam na dobrą herbatę, nalewkę (jeszcze jest) i może opowiem coś więcej! 🙂

chata górska, ludzie

Zapowiada się piękny weekend i cudowny Sylwester – pomyślałam rano w piątek. Z oczywistym opóźnieniem opuściliśmy Kraków i pojechaliśmy moją ulubioną trasą przez Mszanę, Lubomierz w stronę Pałoszówki na sylwestra. Do góry podejście okazało się najłatwiejsze w tym roku – może to dlatego, że w Krakowie ciężko się oddycha, a tu można zaczerpnąć powietrza pełną piersią. Mimo świątecznego rozleniwienia podejście było bardzo miłe (widziałam, że kiedyś to poczuje).

Rozgrzaliśmy chatę i czekaliśmy… wieczorem przeszedł Tomek z Weroniką, a w nocy przyjechała reszta i zakupy (które cały czas były na dole, na szczęście od śmierci głodowej uratował nas makaron, który był w chacie).

Taka rozgrzana i przytulna chata czeka na strudzonych wędrowców, którzy przyjechali aż z Gdańska
Taka rozgrzana i przytulna chata czeka na strudzonych wędrowców, którzy przyjechali aż z Gdańska…
noc-na-przeleczy
noc z 30 na 31 grudnia… taki widok przywitał gości po wyjściu z auta
Rozgwieżdżone niebo nad chatą
Rozgwieżdżone niebo nad chatą
Sobota minęła bardzo ciekawie…

Uwielbiam przebywać w towarzystwie, które coś robi, jest aktywne. Zamiast zacząć imprezę sylwestrową o 10 rano poszliśmy na spacer na Makowicę po księdza, który co roku 31 grudnia po kolędzie odwiedza Makowicę i Kretówki. Po czym wszyscy w salonie przyjęliśmy księdza i razem pokolędowaliśmy. To była najmilsza kolęda w moim życiu: śpiew, ogień w kominie, promienia słońca, kot w oknie i bardzo wesoły ksiądz – proboszcz z Rytra.

Dzień bez wyjścia na przełęcz to dzień stracony.
Dzień bez wyjścia na przełęcz to dzień stracony.
Wracamy z Makowicy
Wracamy z Makowicy.

Po kolędzie przeszedł czas na grę terenową, dekorowanie chaty i przygotowania do imprezy sylwestrowej. Wieczór zaczęliśmy od emocjonującej loterii sylwestrowej, a niektórzy skończyli go rosłem o 6 rano w Nowy Rok. 2016 rok pożegnaliśmy na przełęczy śpiewając Te Deum i zrobiło się  bardzo uroczyście. Cieszę się, że wysławiając Boga mogłam pożegnać ten wspaniały rok i przywitać 2017 z nadzieją na jeszcze lepsze i piękniejsze niespodzianki od Niego i ludzi nas otaczających.

Ja i Tomasz przy ognisku.
Ja i Tomasz przy ognisku.
Najjaśniejsza noc na przełęczy, 00.00 - 1.01.2017
Najjaśniejsza noc na przełęczy, 00.00 – 1.01.2017

Nowy Rok zaczął się piękną niedzielą, dojadaniem resztek z imprezy, spacerem przez las do samochodu i dla nas powrotem do miasta. Szkoda było wracać, ale wiem, że jeszcze przed nami dużo takich dobrych chwil. Dziękuję wszystkim za wspaniały czas! Życzę Wam, aby Nowy Rok przyniósł realizację marzeń, pomysły na nowe marzenia i miłość, bo ona nakręca nas do życia i daje siłę, by wierzyć i zdobywać wyznaczone szczyty – cele.

Więcej zdjęć znajdziecie na FB.