ludzie, miejsca, miłość

Ostatni czas jest bardzo intensywny. Dzieje się dużo dobrych rzeczy. Zacznę od początku. Czuję, że powoli zaczyna się coś kręcić wokół chaty i o tym będę zaraz pisać. W życiu krakowskim złapałam okazję i postanowiłam wykorzystać swoje zdolności w pracy w szkole (12 lat zajęło mi krążenie wokół tematu i w końcu w to weszłam). Styczeń upłyną na udanych warsztatach – może i to się rozwinie. W miłości też się dzieje – w tym roku będziemy obchodzić 10 rocznicę śluby, a to oznacza, że w końcu nadrobimy podróż poślubną. Kierunek już jest wybrany i wyjazd zaklepany (wygrał pomysł męża). Dziś chce Wam napisać o dwóch pięknych spotkaniach! Ten wpis będzie sponsorowany dobrem – zrobię małą reklamę z serca. Czasem zdarza się takie spotkanie, że warto o tym napisać pierwszy wpis w 2023. To będzie dobry rok.

Spotkanie Kretówkowiczów

Mamy nowych sąsiadów i to takich wymarzonych. Myślę, że w sezonie 2023 sami ich poznacie, bo to bardzo otwarci ludzie. Widzę w tym ogromną szansę dla polany Kretówki! Myślę, że będziemy się wzajemnie motywować albo to Kasia i Michał będą nas bardziej popychać do działania.

Spotkanie na Roztoczu

Końcówka roku 2022 i styczeń był dla mnie bardzo męczący. To spowodowało, że odpuściłam. Zamiast szukać agroturystyki (gdzie na pewno zaprzyjaźnię się z gospodarzami) to ferie spędziliśmy w małym hotelu na Roztoczu. Chciałam anonimowości, którą daje tego typu miejsce. To jest właśnie powód, dla którego nie lubię hoteli, ale tym razem wydawało mi się, że tego potrzebuję. Jednak natury nie oszukasz. W hotelu poznaliśmy fantastyczną rodzinę, która przyjechała w niedziele na chwilę wytchnienia, aby odpocząć od ludzi, bo na co dzień prowadzą glamping w Hutkach. Nie udało im się… bo poznali nas. Taki żart od losu.

Dzikolas

Magda i Dominik zaprosili nas do siebie, żeby pokazać nam swoje miejsce i razem posaunować. Dzikolas okazał się przestrzenią z moich marzeń. Miło jest patrzeć, że komuś to się udało. Cudowne jest to, że tak piękne miejsce stworzyli normalni ludzi własną pracą, pomysłowością, miłością i serdecznością. To daje poczucie, że my też możemy, mimo to, że jesteśmy miejscy i nie śpimy na worku złota. Magda i Dominik mnie zainspirowali i pobudzili moją wyobraźnię – ja już wiem, gdzie postawię pierwszą jurtę. To spotkanie jest naszym kolejnym cudem w życiu. Polecam Wam ten piękny skrawek świata z całego serca – wszystko dopieszczone, przemyślane i ukochane.

Jak zwykle nie mam wielu zdjęć z tego dnia, bo jak jest tak miło to człowiek chowa telefon głęboko do kieszeni. Jak chcecie zobaczyć jak to wygląda to zapraszam na dzikolasowego FB i do galerii na stronie Dzikolasu.

Otwarte drzwi

Zawsze mówię, że jak ma się coś stać w moim życiu to Bóg otwiera nam wszystkie drzwi i okna. Niekiedy dzieje się to szybko (tak jak z naszym ślubem), a w innych przypadkach wymaga to czasu (tak jak z agroturystyką). Czuję, że Bóg zaczyna przekręcać zamki w drzwiach, rozchylać okiennice. Widzę to w tych spotkaniach. Wychodzę na swój krakowski balkon i patrzę na niezbyt ładny widok na zaplecze przemysłowe i myślę, że to też musi być otwarte okno. To tu firma Ekojurty zrobiła jurty dla Magdy i Dominika. To wszystko składa się w jedną całość! Teraz trzeba chwytać okazję.

A tu mała fotorelacja z zimowego wypoczynku:

miejsca, miszmasz

Wiem, że zima w tym roku nie dopisała. To jest właśnie taki najgorszy czas, bo większość trudnych zimowych aspektów i tak zostaje, a człowiek nie jest wynagrodzony przez trzask śniegu pod butem, widok magicznych płatków, wieczorne spacery na górkę i zjazdy na sankach. Mamy tylko smog, ubieranie, rozbieranie i myślenie, czy dziecko jest ubrane odpowiednio do pogody. Zimowe miesiące bez śniegu tracą trochę urok.

Mamy swoje sposoby na zimę, ale czasem jest mi ciężko. Bardzo tęsknie za chatą, ale zrezygnowaliśmy z zimowego chatowania. Tęsknie też za latem i wygrzewaniem się na polanie. Jednak w tym roku nie czekam na wiosnę! Rok temu czekałam i okazało się, że wiosna i lato przyszły bardzo szybko i równie prędko minęły. Czas gna do przodu, więc ja uczę się nie czekać, ale cieszyć danym dniem. To naprawdę wymaga ode mnie wiele pracy. Jestem osobą, która lubi aktywności na zewnątrz i działam trochę na słońce… czasem szarość dnia odbiera mi energię.

Zimowe miesiące i miejskie atrakcje

Szukając wczoraj pomysłu na dziś stwierdziłam, że nie jest to łatwe. Kraków daje nam wiele możliwości i jest w czym wybierać i w czym się pogubić. Miasto też jest dość drogie. Czeka nas ogromny wydatek, więc zwróciłam na to uwagę. Większość atrakcji po prostu dość dużo kosztuje (a część z nich nie jest warta takich cen, bo trwa krótki, albo jest byle jaka (przygotowana na zasadzie byle zarobić)) i jeszcze fajnie zjeść obiad na mieście (dla 4 osób).

Można zrobić to niskobudżetowo. Moje ulubione wyjścia to Kopiec Piłsudskiego, Kopiec Krakusa wraz z wędrówką po Podgórzu, czy po prostu spacer bulwarami wiślanymi. Jednak czasem jest taka pogoda, że chcemy się schować pod dachem, a chodzenie po galeriach handlowych uważamy za mękę, a nie przyjemność.

Co udało się zobaczyć?

W tą sobotę wybraliśmy muzeum klocków lego HistoryLand. Tomkowi bardzo się podobało, a mi jako mamie małych dzieci zdecydowanie mniej. Nasze dzieci okazały się za małe, aby podziwiać i zrozumieć wystawę (np. bitwę pod Grunwaldem, czy obronę Westerplatte). Podczas tej zimy najlepiej wspominam nasze wyjścia do teatru Groteska – doskonały pomysł na zimowe miesiące. Zakończyliśmy ten teatralny sezon z wynikiem 4 – 3 przedstawienia razem z dziećmi i jedna nasza randka na „Mistrzu i Małgorzacie”. Uwielbiam też spacery po Krakowie, gdy jest słonecznie. Udało nam się zaliczyć koło widokowe nad Wisłą i to się bardzo podobało całej rodzinie.

Zimowe miesiące i górskie wyprawy

Tej zimy w każdym miesiącu odwiedziliśmy nasze ukochane góry. W grudniu sami z Tomkiem zdobyliśmy Jałowiec w Beskidzie Żywieckim, w styczniu byliśmy całą rodziną w Gorcach, a mi udało się wyrwać na wyjazd kursu Przewodników Beskidzkich 2019-2021. W tym miesiącu również bez dzieci byliśmy na Koziarzu w Beskidzie Sądeckim (tak, to ta góra od Kaczyńskiego). Do chaty pojedziemy w marcu. Mam nadzieje, że jeszcze pod czas kalendarzowej zimy.

Morsowanie – dla nas zupełnie nowa, zimowa atrakcja

Tej zimy zrealizowałam jeszcze jedno marzenie. Dzięki siostrze Tomka i jej mężowi zmotywowaliśmy się i poszliśmy morsować. Udało nam się to na razie dwa razy, ale myślę, że stanie się to naszą, stałą, zimową atrakcją albo nowym sportem ekstremalnym. Dla mnie coś super!

zimowe miesiące to doskonała okazja na morsowanie

Kochani, cieszcie się każdym dniem! Wiem, że czasem to trudno, ale warto nad tym popracować…. życie jest tylko jedno!

PS: Dobrze, też znaleźć sobie coś miłego do robienia w domu. My ostatnio wkręciliśmy się z dziećmi w budowanie z klocków lego. W wolnej chwili zajmuję się jeszcze jednym pomysłem i piszę posty i tworzę prezenty.

miejsca

Pisałam kiedyś o tym, że moje serce jest zielone i pewnie bardziej pasuje do naturalnego krajobrazu, a nie do miejskiej szarości. Wiecie też, że moje serce jest szczęśliwe, gdziekolwiek jest. Szczególnie zimne miesiące spędzamy w Krakowie, ale mam kilka sposobów na miasto i dzięki nim jest mi tu dobrze.

czas na miasto Kraków

Zanim przejdę do aglomeracji miejskiej to namawiam Was, aby jak najwięcej czasu spędzać na łonie natury i bez smogu! Z dziećmi jest to jak najbardziej możliwe (tutaj znajdziecie moje propozycje). Przyznam się jednak, że wolę górskie wędrówki, gdy jest ciepło. Dlatego trzymam Tomka urlop na lato. Wiem, że na pewno czeka nas trochę zimowych wyjść, ale zdecydowanie będzie ich mniej niż tych wiosenno-letnio-jesiennych.

sposób na miasto - przerwa w górach
HALA KRUPOWA – listopad 2019

KRAKÓW – czas na miasto!

Od miesiąca chata jest zamknięta, a ja jeszcze nie czuję wielkiej tęsknoty (tylko troszkę) i nie mam więcej czasu. Każdy weekend jest zapełniony. Czekam nawet na wolną sobotę, aby w końcu posprzątać. W okresie przed świątecznym mam też dużo pracy – robię prezenty, pomagam Św. Mikołajowi, a tym roku rozkręcam jeszcze nasze naszyjniki. Czekam na wolną niedzielę, w którą wyjdę na miasto oglądać świąteczny Kraków.

Czas na miejskie rozrywki

Zima jest dla nas okresem, w którym korzystamy z miejskich atrakcji. Wyszukujemy ciekawych miejsc, które można zobaczyć z dziećmi. W sobotę idziemy do teatru Groteska na przedstawienie „Tygrysek Pietrek”. Ignacy będzie w teatrze pierwszy raz w życiu. Mam nadzieję, że na tym przedstawieniu nie skończy się nasza przygoda z teatrem w tym sezonie zimowym. My sami z Tomkiem idziemy na Mistrza i Małgorzatę w styczniu. Zobaczymy jak dzieci (Ignacy) zareagują i mam nadzieję, że wpiszemy to na stałe w kalendarz. Zadziwiło mnie z jakim wyprzedzeniem trzeba kupować bilety do teatru, ale to dobrze, bo świadczy to o kulturze w narodzie.

Mam też swoje ulubione muzeum – Muzeum Archeologiczne i ulubione miejsce na miejskie spacery – Wawel i nasza trasa podgórska (kładka Bernatka – rynek Podgórski – park Bednarskiego – kopiec Kraka (super na wczesny, zimowy zachód słońca!!)).

W planach mamy wycieczkę do kulkolandu (małpiego gaju, kulkowa). Takich miejsc w Krakowie jest bardzo dużo, więc można wybrać w zależności od miejsca zamieszkania. Chciałabym tej zimy odwiedzić dwa miejsca związane z klockami LEGO: Klockoland i HistoryLand mieszczący się w starym Dworcu PKP. Czeka nas też wycieczka do Kopalni Soli w Wieliczce albo w Bochni (tam nigdy nie byłam).

Planów jest dużo i na pewno się będziemy się nudzić w mieście.

Czas na miasto, zimę – pasje stacjonarne 😉

Warto w ten zimowy, miejski czas znaleźć sobie jakąś pasję, którą można rozwijać w domu. My z Hanią zawsze robimy jakieś ozdoby na choinkę i prezenty. W tym roku zrobiłyśmy zawieszki z wosku pszczelego, suszonych kwiatów, cynamonu i goździków.

Mnie w długie, zimowe wieczory ratują moje mydełka glicerynowe, kule musujące i inne naturalne mazidła. Już wiele z moich rzeczy mogę robić z Hanią i to jest super! Planuję w końcu zrobić naturalny dezodorant.

Czas na zaległe odwiedziny

Zima jest dobrym momentem na nadrobienie zaległości w spotkaniach, z tymi którzy z jakiś powodów nie dali rady odwiedzić nas w chacie.

Czas na trochę lenistwa

Może znajdzie się trochę czasu na oglądanie serialu. To już tak bardzo przyziemnie. Może uda się zwolnić w miejskiej przestrzeni… chociaż nie wiem czy potrafię.

Kochani! Pięknej zimy Wam życzę, również tej w mieście!!!

PS: Ważne! Zima to też dobry czas na snucie planów :).

Będzie się działo!

chata górska, miejsca

Gdyby las miał płeć to na pewno byłby kobietą…

Jesień kojarzy mi się z lasem. Gdy myślę jesień widzę jeża, żółte liście i koszyk z grzybami. A w lesie widzę leśnika w mundurze. W swojej głowie najczęściej w lesie widuję mężczyzn. A przecież las jest kobietą. Może to całkiem naturalne, bo gdy wyobrażam sobie piękną damę to na około niej stoją panowie i adorują. Do lasu ciągnie mężczyzn. Po co tam idą? Po przygodę i po zdobycz.

Do lasu chodzą kobiety. Chodzą po zioła, jagody, kwiaty i pokazują drzewa swoim dzieciom. Kobiety najpiękniej uczą lasu. Mnie nauczyła go moja mama. Kobiety najlepiej rozumieją las, widzą go sercem.

las
Poranek i las… od razu lepiej się wstaje

Las jest najlepszym coachem

Osoby, które mnie znają wiedzą jak bardzo nie lubię trenerów osobistych. Już Wam o tym pisałam. Nie potrzeba gadania, snucia motywujących, oczywistych prawd, ale trzeba Everestu. Każdy musi przeżyć coś wielkiego, co nauczy go żyć. To jestem ja… są osoby, które czasem potrzebują, aby ktoś nimi potrząsnął. Czy musi to być coach? Pewnie dla niektórych tak, bo lepiej się czują jak komuś zapłacą albo będzie to ktoś zupełnie z zewnątrz. Mi wystarczy dobry przyjaciel, a czasem rozmowa z kimś obcy – ile razy rozmowa w szpitalnym korytarzu z innym rodzicem stawiała mnie do pionu. Gdy było bardzo źle szukałam księdza. Tak, wiem, co on wie o życiu… nie jest mężem, ojcem i żyje pod kloszem. Dlatego może stanąć obok i popatrzyć na to obiektywnie. Każdy patrzy przez pryzmat własnego życia, własnego małżeństwa, rodzicielstwa. Ej, Justyna – Miało być o lesie!

W codziennym życiu moim najlepszym doradcą jest las. Wystarczy, że wyjdę na spacer wśród drzew i już wiem. Las zabiera moje złe emocje, uspokaja mnie i daje rozwiązania. Szkoda, że tu w mieście jestem tego pozbawiona. Tu idę pojeździć na rowerze i to też pomaga.

Las daj siłę

Las uczy nas odwagi, daje siłę do pokonywania własnych lęków. Kiedyś bałam się być w lesie sama. Dziś bardzo to lubię.

Myślę, że nie chodzi o sam las. Ważna jest przyroda. Czas spędzony w naturze jest dla człowieka najlepszym lekarstwem na wszystko. To taki powrót do korzeni, do prawdziwego domu. Współczesny człowiek zapomina o tym, że jest częścią przyrody. My też jesteśmy naturalni… tylko wydaje nam się, że jesteśmy ponad to. Wmawiamy sobie, że potrafimy być lepsi i tworzymy wielkie rzeczy tj. samochody, komputery. Tylko czy to jest dobre dla świata, dla nas?

Wróćmy do lasu… Jesienią będzie ku temu wiele okazji, bo można zbierać grzyby i kolorowe liście.

dziecko w chacie, miejsca

Nie mamy zbyt dużego doświadczenia w zabieraniu dzieci zimą w góry. Dla nas ten chłodny i śnieżny czas to raczej okazja do poznawania miasta. Kiedy jak nie teraz iść nad Wisłę pokarmić łabędzie czy na Wawel, pochodzić Kanoniczą, pozwiedzać rynek. Turystów mniej niż latem (ale i tak dużo!!!), a w okresie świątecznym Kraków jest tak pięknie przystrojony. Wiosną, latem i jesienią jakoś nam szkoda czasu na miasto i wolimy siedzieć w przyrodzie. Ale zdarza się taki czas, że już nie możemy wytrzymać i chcemy zobaczyć tą najpiękniejszą, górską zimę. Nasze zimowe wyjścia w góry są niezbędne, aby normalnie funkcjonować.

zimowe wyjścia w góry- rodzina 1

Kiedyś Hani nie mogliśmy zabierać w góry zimą, a teraz ona nie bardzo chce z nami chodzić. Przy niskich temperaturach nie da się stać długo w jednym miejscu, trzeba pokonywać odległości trochę żwawiej niż małe, haniowe nóżki. Rozwiązaniem są sanki, ale i one nie wszędzie wjadą. Człowiek się namęczy, a i Hanka długo w nich nie wytrzyma. Dlatego pierwszą rzeczą, którą Wam tu napisze na temat zimowych wypraw z dzieckiem to fakt, że nie jest to dobre dla każdego małego człowieka. Hania jest teraz w takim wieku, że lepiej zostawić ją u dziadków, niż brać na siłę. Szczególnie, że nie chcemy jej zniechęcić. W ten sposób wszyscy są zadowoleni: Hania, my, dziadkowie.

zimowe wyjścia w góry - rodzina

Ignaś jest teraz w cudownym wieku na chodzenie z nami po górach – nie grymasi, nie narzeka. Jest najmniejszy w naszej rodzinie i wydawałoby się, że nie ma żadnego zdania i głosu przy wyborze trasy. A jednak jego osoba w znaczący sposób wpływa na nasze zimowe wyjścia w góry. Wszystko jest pod niego.

zimowe przytulanie

Wybór trasy

Zimą szczególnie ważny jest wybór trasy, bo nie zatrzymasz się na dłużej, nie zmienisz dziecku pieluszki na powietrzu, nie nakarmisz na mrozie. Dlatego celem wyprawy musi być schronisko lub inne miejsce, gdzie można się spokojnie ogrzać. Musi to być też schronisko, do którego łatwo dotrzeć. Aby dziecku było komfortowo to myślę, że może być w chuście/nosidle tak do dwóch godzin. Warto, aby po tym czasie mogło swobodnie się poruszać, rozprostować nogi.

Odpoczynek w Kolibie

Warto sobie dokładnie sprawdzić szlak. Teraz wiemy już to z doświadczenia. W sobotę byliśmy w Kolibie na Łapsowej Polanie. Sprawdziliśmy szlak niebieski z Noweg Targu na naszej mapie (2012 r.) i pojechaliśmy. Okazało się, że szlak był, ale już jest poprowadzony inaczej (aktualna mapa tu). W lecie to żaden problem dla nas. Dobrze orientujemy się w terenie i na mapie. Nie potrzebujemy szlaku, aby gdzieś trafić. Jednak zimą tylko oznakowane szlaki są przetarte i robi się problem. Brnęliśmy w śniegu zamiast 30 minut to 1,5 godziny. Oczywiście nie mieliśmy ani stuptutów, bo gdzieś się zawieruszyły, ani dobrych zimowych spodni (rakiet śnieżnych też nie!! – już widzę te nagłówki w Internecie: wybrali się zimą z niemowlakiem w góry bez przygotowania, GOPR znalazł ich poza szlakiem). Za to mieliśmy przygodę i bardzo mokre spodnie i buty. Ignaś był zabezpieczony, wiec nawet nie zauważył, że coś jest nie tak… a może jednak, bo mama ciągle zapadała się w śnieg i trzęsło bardziej niż zwykle.

Momentami śniegu było po uda

Nasze wybrane propozycję na zimowe wyjścia w góry (z małym dzieckiem, z Krakowa*):

  • Koliba na Łapsowej Polanie – niebieskim szlakiem z Mafianej Góry, gospodarz Koliby – Przemek dba, aby trasa była przygotowana i odśnieżona. Następnym razem jedziemy z Hanką i sankami.

Tu jeszcze dwa zadania o tym miejscu. Obecnie jest to schronisko, które znajduje się na mojej liście „najlepsze schroniska w górach”. Powodów jest kilka: smaczna, ciekawa kuchnia (to był właśnie nasz argument w sobotę, aby tam dojść i jechać 2 godziny zakopianką), piękny widok na Tatry, bardzo klimatyczna jadalnia (zimą zawsze pali się tu w kominku) i najważniejsze: gospodarze. Mam jeszcze swój osobisty powód – to przy tej chacie mamy pierwsze zdjęcie, na którym jesteśmy razem (jeszcze wtedy nic o sobie nie wiedzieliśmy).

z widokiem na Tatry
Uwielbiamy to miejsce
  • Schronisko PTTK na Kudłaczach. Ogromnym plusem tej wycieczki jest nieduża odległość od Krakowa – szybki dojazd. Mamy też swoją ulubioną trasę. Z Poręby idziemy na Suchą Polanę (nie szlakiem, znowu! – dlatego w przypadku dużej ilości śniegu nie polecamy), potem zielonym do schroniska, czerwonym pod Działek i zielonym schodzimy do Poręby. Kuchnia w schronisku znacznie się poprawiła.
  • Schronisko PTTK Luboń Wielki. Zimą nie polecamy żółtego szlaku z Rabki Zaryte. Najlepiej dowiedzieć się w schronisku (można wcześniej zadzwonić), który szlak jest przetarty.
  • Schronisko PTTK Leskowiec. Nie szczególnie lubię to schronisko, ale trasa z miejscowości Rzyki jest prosta i krótka, a widoki z Leskowca przyjemne dla oka.
  • Schronisko PTTK Maciejowa z Rabki czerwonym szlakiem. W Rabce mamy swoją ulubioną knajpę z tanim i dobrym jedzeniem (danie dnia w cenie 15 zł) – Hulaj Dusza.
  • Schronisko PTTK Stare Wierchy z Obidowej (niebieski szlak) – powiem, szczerzę, że jak już mam tak daleko jechać zakopianką to wolę dojechać do Nowego Targu i iść do Koliby na Łapsowej Polanie (ehh przez to ich dobre jedzenie).

*dlatego znajdziecie tu propozycję w miarę blisko Krakowa… długa jazda autem szczególnie zimą dla małego dziecka może być męcząca.

Po co nam zimowe wyjścia w góry?

Zastanawiasz się po co brać niemowlę w góry i to zimą. Odpowiedź jest prosta, bo tak… 😛 Zimowe wyjścia w góry są dobre dla zdrowia psychicznego rodziców (Ignaś jest na razie nierozerwalny z mamą, więc nie da się go na dłużej zostawić), dla zdrowia dziecka – zima w górach hartuje go, aby odpocząć od smogu i pooddychać czystym powietrzem. O inny powodach pisałam tu.

Tak śpi się najlepiej
zimowe wyjścia w góry i uśmiech
Ten uśmiech mówi wszystko
zimowe wyjścia w góry - balony na tle Tatr
A dla tych co doszli do końca postu – balony na tle Tatr
miejsca

Są takie dwie turystyczne piosenki, które bardzo lubię i nie kojarzą mi się one z górami jak większość. Jedna bardzo słusznie, bo opisuje wiosnę w krainie, która zawsze była w mojej głowie, ale jakoś trudno było mi się tam wybrać. Druga opisuje rzekę. Myślę, że nie konkretną, ale gdy ją słucham zawsze widzę Nidę, a właściwie jej meandrujący obraz na mapie (geograf zrozumie).

I jest – piękny wiosenny weekend, idealny, aby poleżeć na przełęczy 🙂 i w końcu skosić trawę. Trochę boję się, że chata zarosła wiosną. Jedynak w sobotę w mieście przytrzymał mnie wieczór panieński i ogromna przyjemność poprowadzenia warsztatów kosmetycznych! Każda kobieta przeżywa swój wieczór panieński raz (teoretycznie), a ja do chaty mogę jechać zawsze (teoretycznie).  Z idealnego na góry weekendu została niedziela. Już wyleczyliśmy się z wyjazdu na Kretówki na jeden dzień, więc trzeba było wymyślić coś innego… Kierunek południe jak zawsze wydał nam się atrakcyjny, ale nagle przeszedł obraz korków na zakopiance (tłumy wracające z krokusów), tabuny ludzi na szlakach… a ja teraz potrzebuje odetchnąć, odpocząć, poleżeć na kocu i mam taką ochotę posiedzieć nad rzeką. Północ i tam, gdzie nigdy nie byliśmy razem – Ponidzie i miłek wiosenny zamiast krokusa! Powinnam to hasło promować na FB, ale wtedy trzeba będzie załatwić ochronę dla miłków. Cudowne było to, że podczas naszej wycieczki spotkaliśmy jedynie dwóch rowerzystów. Pusto, pusto i mogliśmy nacieszyć się sobą. Czasem i tego potrzebujemy.

Miły kwiatek 🙂 wiosenny symbol Ponidzia… miły dla oka i serca – silnie działająca roślinna lecznicza między innymi na mięsień sercowy.

Wiślica

Wycieczkę rozpoczęliśmy bardzo niedzielnie – Mszą Św. i lodami… w Wiślicy. Jest to bardzo malutka miejscowość i budzi pewnie zdziwienie znajdująca się tam gotycka bazylika. Jednak gdy wczytacie się w historię Wiślicy, okazuje się że jest to bardzo stara i ważna miejscowość. Od 1 stycznia 2018 Wiślica ponownie jest pełnoprawnym miastem z prawami miejskimi i w ten sposób jest to najmniejsze miasto w Polsce (503 mieszkańców). Trzeba również wspomnieć, że w Wiślicy znajdziemy zabytki romańskie np. unikatowa płyta orantów z 1175 r. Natomiast dla łasuchów ważna będzie informacja, że na rynku można zjeść dobre, lokalne lody, które można tu już było próbować w 1956 r.

dzwonnica, bazylika kolegiacka Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Wiślicy, Dom Długosza

Chotel Czerwony

Następnie pojechaliśmy do Chotelu, ale nie takiego z 5 gwiazdkami i SPA, ale pod gołym niebem. Zwiedziliśmy mały, gotycki kościółek i oglądaliśmy „jaskółcze ogony” – wychodnie gipsową. Nie obyło się bez góry 🙂 – zdobyliśmy pobliski szczyt i zrobiliśmy sobie piknik pod „jaskółczymi ogonami”.

Odsłonięcie geologiczne – zdjęcie z serii „geograf zrozumie” 🙂 i z pozdrowieniami dla Anety!!!

MATKA GEOGRAF 😀 więc trzeba podotykać

Rezerwat przyrody Przęślin, dla Hanki po prostu góra, góra, góra 🙂

I taki widok mieliśmy…

Piknik pod „jaskółczymi ogonami” 😀

Nida

Po odpoczynku w Chotelu, czyli już o 14 godzinie zaczęliśmy właściwą trasę, której celem było objechanie części doliny Nidy.

Krajobrazy dla nas dziwne – mało lasów, same pola i nigdzie nie ma rzeki… Nida okazała się trudno dostępna. Na mapie zdecydowanie łatwiej ją zauważyć niż w terenie. Rzeka posiada liczne zakręty, starorzecza i jest obrośnięta szuwarami, wysokimi trawami. Więc moje marzenie o zanurzeniu nóg w jednej najcieplejszych rzek w Polsce okazało się niemal nie możliwe (nie tylko ze względu na słaby dostęp do wody, ale i Hankę, która na pewno zrobiłaby to samo). Latem Nida osiąga 27 st. C. Nida posiada rozległą terasę zalewową, na obszarze której nie wolno się budować. Jest to teren dość dziki jak na polskie warunki. W najwęższym miejscu koryto rzeki ma 6 m., a w najszerszym 79 m. Nie jest też głęboka – od 0,4 do 2,6 m.

Udało nam się znaleźć cudowne miejsce na kocykowanie nad samą rzeką. Gdzie jednak nie byliśmy sami – zamiast ludzi towarzyszyły nam żaby, bociany, zające i sarny. Trzeba będzie wrócić nad Nidę, ale ze starszymi dziećmi i na kajaki. Myślę, że Ponidzie oglądane z rzeki jest dużo ciekawsze, niż z okien samochodu.

Pałosze tym razem z rzeką w tle…

i Hanka z ciastkiem

Nida

Wiosna na Ponidziu

Udało się nawet sfotografować bociany

Na zakończenie

Na koniec wyprawy pojechaliśmy do Pińczowa, gdzie niestety zjedliśmy niedobrą pizze… i nie mieliśmy już sił na zwiedzanie. Zamiast zwiedzania zabraliśmy Hankę na plac zabaw nad samą rzeką w miejscowości Chroberz. Wycieczkę zakończyliśmy wrzucając kamienie do Nidy… i trochę płaczem, że trzeba już wracać.

Posiadając swoje miejsce w górach trudno jest wybrać się gdzie indziej. Może dobrze robią takie momenty w życiu, które trochę nas zmuszają, żeby zobaczyć coś innego. Czasem lepiej zamienić krokusa na miłka wiosennego.

chata górska, miejsca

Agroturystyka – pomysł na życie, który u mnie swój początek miał w marzeniu o prowadzeniu schroniska górskiego. Były nawet poważne rozmowy i odłożone pieniądze na sam początek. Była nawet mała praktyka w schronisku z super gospodarzami, którzy odradzili mi prowadzenie miejsca, o którym myślałam. Teraz sami mają agroturystykę.

Z perspektywy czasu tak bardzo się cieszę, że nie podjęłam się tego szalonego pomysłu. Gdybym popełniła ten życiowy błąd to nie poznałabym Tomka, który na pewno nie zapędziłby się sam w Beskid Niski. Są też inne powody. Po pierwsze moją wspólniczką miała zostać osoba, która mnie kompletnie rozczarowała i która miała zupełnie inną wizję życia, a w szczególności sposób patrzenia na kasę. Po drugie nie chciałabym prowadzić schroniska górskiego.

Sama nigdy specjalnie nie przepadałam za schroniskami – kiepskie warunki, duże ceny, zwykle zmęczona i zniechęcona obsługa. Nie ma co się dziwić jak tyrasz całymi dniami na dzierżawę dla PTTK i ZUS… a turyści?? Czasem szkoda słów – roszczeniowi, narzekający… a czasem jest ich po prostu za dużo, albo za mało… Nie ma miejsca w dużym schronisku na rozmowy i poznawanie swoich „gości”.

Jest kilka schronisk, w których czuje się dobrze i chce tam wracać, ale wymienię tylko moje dwa ulubione: nad Smolnkiem (Bieszczady) i w Dolinie Roztoki (Tatry). Nie mogę też zapomnieć o Cyrli, o której myślę jako o dobrych sąsiadach, a nie jako o schronisku.

Schronisko nad Smolnikiem

Agroturystyka jest dla mnie doskonałym rozwiązaniem 🙂 …

  • w planach wyjazdowych, zaraz obok studenckiej bazy noclegowej (którą uwielbiam ponad wszystko)
  • w dalekich planach życiowych – ja jako gospodyni 😀

POWÓD 1 – goście!!!

W agroturystyce powinno nie być klientów, tylko goście w naszym domu.

Gdy myślę o swoich wyjazdowych planach i mam ochotę pobyć z kimś wartościowym to zwykle wybieram gospodarstwo agroturystyczne.

Mam takie piękne, cudowne miejsca na liście swoich ulubionych, gdzie najpiękniejsi są gospodarze! Bardziej niż dla wspaniałego wnętrza, górskich krajobrazów jadę tam do konkretnej osoby, na konkretne dyskusje.

Właśnie taką gospodynią chciałabym być, do której przyjeżdżają goście. Dzięki temu mimo mieszkania w lesie, „na zadupiu” nie będę czuła się samotna. Będę mogła częściej spotykać ludzi i prowadzić prawdziwe rozmowy.

W agroturystyce właśnie ten kontakt jest bardzo ważny. Niestety, są agroturystyki, gdzie nie chodzi o gości, ale o „miliony monet”… Każdy, kto prowadzi biznes wie jak ważne jest zarabianie… ale w każdym biznesie jest źle, gdy pieniądze przysłaniają pasje i innych ludzi. Pieniądze za dobrze wykonaną prace są niezbędne i każdy gospodarz musi mieć z czego utrzymać dom, rodzinę i gości. Jednak od razu da się wyczuć, kto zagląda nam tylko do portfela, a nie w serce. Przykład: pod Krakowem jest miejsce, gdzie gospodyni wychodzi tylko po to, aby wystawić Ci fakturę… bardzo miła i sympatyczna, gdy regulujesz należność i wcześniej przez telefon, gdy ustalasz wysoką cenę za pieczenie kruchego ciasta z dziećmi.

Na szczęście jest dużo więcej pozytywnych miejsce, gdzie przyjeżdżasz do gospodarzy, a zostawiasz przyjaciół.

Odsyłam Was do Jolinkowa. Jest to miejsce, które oprócz Pałoszówki odwiedzam najczęściej i zabieram tam sobie najbliższe osoby. O tym wszystkim przeczytacie tu (są też zdjęcia). Właśnie w ostatni weekend organizowałam u Joli wieczór panieński i jak zawsze było cudownie i tym razem bardziej twórczo, bo robiłyśmy swoje kosmetyki. To czas z Jolą i wspólne rozmowy zainspirowały mnie do napisania o swoim marzeniu o agroturystyce.

Zapraszam Was też do Chaty na Bucniku, Chaty nad Wisłokiem, Starej Farmy

POWÓD 2

Agroturystyka to jedyne takie miejsce noclegowe, gdzie goście przyjeżdżają do Twojego domu i życia i muszą to uszanować. W schronisku musisz być 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu… a w agroturystyce wtedy, gdy się umówisz. Goście powinni uszanować to, że chcesz wyjść do kościoła. Możesz ustalić sobie urlop nawet w lipcu i zamknąć dom i jechać na bazę namiotową. Nie jest to takie proste, ale teoretycznie możesz 😀 .

Prowadzenie agroturystyki to nie jest praca, to jest sposób na życie…

bardzo trudny i nie dla każdego, bo tu nie ma rozdzielenia na to co jest pracą, a co czasem wolnym… co jest domowym obowiązkiem, a zobowiązaniem wobec innych…

A na koniec musi być kot 🙂 to taka nagroda, że doczytaliście do końca i zagadka: Gdzie mieszka ta piękna kotka?? 😀

Beskid Sądecki, miejsca

Zawsze marzyłam o chyży w Beskidzie Niskim.

BESKID NISKI

Beskid Niski to moja największa górska miłość! To taki romantyczny kochanek z gitarą, z głową zawsze w chmurach/ górach, bez pracy, bo pieniądze się dla niego nie liczą … opowiada o Łemkach i cerkwiach. To taki wrażliwy łobuz, którego kobiety lubią najbardziej. Zawsze wypad w Beskid Niski był dla mnie trochę trudny – raczej stopem albo dojazd do większego miasta i na piechotę. Trzeba zabrać namiot i zapas jedzenia, bo nie wiem czy znajdę sklep (teraz to już się trochę zmieniło). Kolejny największy problem było szukanie towarzystwa, bo często na moją propozycję wędrówki spotykałam się z : „Beskid Niski, ale co to? To nie góry, nisko i daleko i są tam niedźwiedzie”.

Wrzesień 2008, Beskid Niski, zajęcia terenowe

Dlatego częściej wybierałam swojego wiernego przyjaciela, który ma na imię Turbacz. To taki druh z dzieciństwa – zawsze jest, gdy potrzebujesz pożyczyć zeszyt i dzwoni z życzeniami urodzinowymi. Może nawet po cichu do Ciebie wzdycha, ale jesteście jak to mówi teraz młodzież we „friend zona”. Przez Turbacz poznałam swojego męża 🙂 na pierwszym wyjeździe kursu przewodników. Gorce zawsze będą moim przyjacielem i regularnie do nich wracam, ale na chwilę. Tak jak ten przyjaciel z dzieciństwa, który zadzwoni raz w roku na kilka minut.

Gorce, wrzesień 2009, z Grażyną i Patrykiem, fot. Patryk B.

Beskid Sądecki

To dojrzała miłość, która kończy się małżeństwem. Kobiety tak mają, a może i mężczyźni. W młodości szukamy przygód. Dziewczyny wzdychają do niegrzecznych chłopców, romantycznych gitarzystów, zapatrzonych w sobie narcyzów, wiecznie młodych Piotrusiów Panów… a chłopcy oglądają się za nieporadnymi dziewuszkami, wow blondynkami. Po latach, gdy już uda nam się dojrzeć, szukamy kogoś stabilnego, wiernego, bezpiecznego, silnego i zaradnego. Życie z takim człowiekiem nie jest nudne, jest spokojne i pełne szczęścia. Taki jest dla mnie Beskid Sądecki – dobrze znany nie tylko mi, dostępny. Posiada rozwiniętą bazę turystyczną. Jest interesujący. To taki przystojny prawnik wśród kandydatów na męża – rozsądny wybór i dojrzała miłość ludzi, którzy wiedzą czego chcą.

Radziejowa, 30.09.2017

Zawsze będę wracać w Beskid Niski to taka szalona część mnie… Dobrze, że nie sprawdza się to w miłości ufff – do pierwszych miłostek nie wracam. Gorce zawsze będą na mnie czekać! A Beskid Sądecki to mój drugi dom, który za kilka lat będzie jedynym domem :).

To taki listopadowy post, który powstał z tęsknoty za górami!!

 

miejsca

Mam takie marzenie, a właściwie miejsce: baza namiotowa… Którą? Chyba lubię wszystkie. Czuję, że w te wakacje uda się nam w końcu odwiedzić Gorc, może Lubań 🙂 a może Radocynę (tak zaczniemy od baz prowadzanych przez SKPG Kraków, bo tam na pewno spotkamy znajomych). Potrzeba jednak jeszcze trochę cierpliwości.

Mam trochę bazowego klimatu w chacie, ale to mi nie wystarczy. Potrzebuję nocy pod namiotem. Oglądam z zazdrością zdjęcia na FB. To był mój wakacyjny plan numer 1, ale życie pisze swoje scenariusze… dobre scenariusze. Mam teraz Pałoszówkę, która zastępuje mi bazy, obozy harcerskie, zbiórki, itp… i sama tworzę ten klimat! Czasem jednak jestem zmęczona i chciałabym odpuść i wejść jako gość w ten bazowy klimat.

Jeden z ostatnich wypadów na bazę – Lubań 🙂 tak było pięknie, lato 2013

Przeżyliśmy też chorobę dziecka i nie mogliśmy jechać na bazę w pierwsze jej wakacje i w drugie, ale w trzecie się uda 🙂 już mam nadzieje bez rurki… znaczy ja to wiem – czuję, że tak właśnie będzie. Trzymajcie kciuki! Czekamy już od ponad dwóch lat i uczymy się cierpliwości. Zyskaliśmy też siebie – sprawdziliśmy się jako małżeństwo, nauczyliśmy się wierzyć, widzieć więcej i częściej się uśmiechać z małych powód… zapędziłam się. To już do innego wpisu z okazji wyjścia z rurki, który podsumuje ten czas.

ale nie myślcie, że nic się nie działo przez pierwsze, drugie wakacje… Hania i mapa, Tokarnia 778 m n.p.m. w Beskidzie Niskim, wakacje 2015 – Chata nad Wisłokiem

na koniec…

życzę Wam cudownych wakacji 🙂 zapraszam do nas! namawiam też na bazy namiotowe, bo to wspaniałe miejsca przypominające mi trochę harcerskie czasy. Bawcie się dobrze!

 

 

chatkowe SPA, miejsca

Kochane! Tym razem wpis będzie dla Pań :)… Panowie mogą poczytać i pozazdrościć. Zapraszam na kolejny wyjazd z cyklu KOBIETA W LESIE.

Całą zimę myślę o babskim wyjeździe i przygotowuje się do niego (np. testuje na sobie swoje pomysły np. miętowo-czekoladowy peeling), wymyślam też nowe rzeczy. Chciałabym powtórzyć wyjazd kwietniowy do chaty. Takie kobiece wyprawy są super. Można odpocząć od męskiego świata i poczuć siostrzaną solidarność.

Kobiecy trekking na Lackową (zachodnia ściana) – maj 2013

Pałoszówka jest chwilowo trochę niedostępna (nie ma bieżącej wody, nie mam jak wywieźć mnóstwa materiałów, które chce wykorzystać na warsztatach) i postanowiłam zaprosić Was do innej chaty. Jest to dom z mojej listy ulubionych miejsc, które zawsze polecam. Jest to też moja inspiracja, zawsze jak myślę o nas jako gospodarzach agroturystyki to widzę Monikę i Jacka. Myślę o ich podejściu do życia w górach i do ludzi. Ciesze się, że będziecie mogły ich poznać i pojechać ze mną do Chaty na Bucniku. Chciałabym, aby w przyszłości w Pałoszówce moi goście czuli się tak jak ja na Bucniku.

Termin naszego kolejnego wyjazdu z cyklu KOBIETA W LESIE to 24-26 marca 2017. O idei kobiecych wypraw w góry, czyli szpilkingu można poczytać tu i tu.

KOBIETA W GÓRACH, czyli kwiecień 2016, Beskid Sądecki

Organizatorem wyjazdu jak zawsze jest Lackowa, w właściwie jej Górska Strefa Kobiety.

W planach:

Piątek:

  • Spotkanie w Obidzy ok. 19
  • Wieczorne, leśne przejście do chaty na Bucniku (będzie możliwość wywiezienia bagaży)
  • Kolacja z winem (z lokalnej winnicy)

Sobota:

  • Śniadanie
  • Spacer po Beskidzie Sądeckim (trasa do ustalenia)
  • Obiad
  • CHATKOWE SPA, czyli warsztaty kosmetyczne dla każdego (nie będzie trudnych pojęć, chemii, po prostu nauczymy się prostych sposobów na domowe, naturalne kosmetyki i wykorzystywania tego co mamy w domu – czekolada, miód, cukier, oliwa, kakao …):

    – mydła glicerynowe

    – musujące kule do kąpieli

    – aromatyczne sole do kąpieli

    – peelingi do ciała

    – balsamy do ust

    – naturalne dezodoranty

  • Kolacja
  • Babski wieczór

Niedziela

  • Śniadanie
  • Warsztaty plastyczne, czyli pakujemy nasze kosmetyki do pudełka ozdobionego techniką decoupage
  • Obiad
  • powrót do Krakowa (ok. 18)

Cena: 299 zł (zawiera: 2 noclegi, pełne wyżywienie: 2x śniadanie, 2x obiad, 2x kolacja (1x z winem), warsztaty kosmetyczne i plastyczne – wszystko zabieracie ze sobą do domu, opiekę przewodnika beskidzkiego) przy 10 uczestniczkach.

Dużo z Was było zainteresowanych wyjazdem, dlatego proszę o szybkie zgłoszenia 🙂 liczba miejsc ograniczona (10-16). Jakby pojechało nas więcej to cena wyjazdu będzie trochę niższa (koszty rozłożą się na więcej osób). Proszę zgłaszać się u mnie telefonicznie (693 623 036) lub mailowo: biuro@lackowa.pl, paloszowka@gmail.com

Można też dołączyć na nas na FB, gdzie będziemy się umawiać co do transportu itp.