chatkowe SPA

Wczoraj idąc spać uświadomiłam sobie, że znowu nie zapisałam sobie proporcji. Zawsze tak robię jak gotuję, szukam przepisu (nigdy sobie nie zaznaczam, który przepis to był ten dobry), robię mydła, kule czy masła do  ciała itp…  Teraz to zmienię i będę sobie to zapisywać tutaj. Dodatkową motywacją będzie blog, a ja nie zgubię kartki z przepisem czy pliku w odmętach mojego laptopa. Internet nie zapomina i nie gubi – czasem to dobrze :).

Zaczyna się robić trochę deszczowo i szaro, więc będzie więcej czasu na chatkowe SPA. Zrobiłam też zakupy: olejki eteryczne u Klaudyny Hebdy i składniki do mydeł, kul w moim ulubionym sklepie EcoFlores. Będzie więcej takich wpisów i pomysłów.

W sobotę udało mi się zrobić cudowne masło do ciała, po kilku próbach znalazłam dobre proporcję. Nie stosuję przepisów z książek, innych blogów, bo nigdy nie mam wszystkich składników, ale tym się inspiruję.

MASŁO DO CIAŁA ORIENTALNE

SKŁADNIKI:

  • 100 g masła shea nierafinowanego
  • 70 g masła kakaowego nierafinowanego
  • 130 g oleju kokosowego nierafinowanego
  • 100 g olejów płynnych: 10g olejku z dzikiej róży, 30 g olejku z pestek winogron, 60 g olejku ze słodkich migdałów

czyli, okazuje się że proporcja oleje stałe (masła, olej kokosowy) 3:1 oleje płynne dla mnie jest super 🙂 masło bardzo dobrze się rozsmarowuje.

Zapach: 20 kropli olejku ylang ylang, 20 kropli olejku paczulowego i 10 kropel olejku cytrynowego.

WYKONANIE:

Rozpuściłam masła i olej kokosowy w kąpieli wodnej, wymieszałam z olejami płynnymi (blenderem z końcówką do ubijania). Gdy mieszanka miała 40 st. C dodałam zapach i wymieszałam. Masło wsadziłam do lodówki i po kilkunastu minutach znów ubiłam blenderem i tak kilka razy, aż uzyskałam satysfakcjonującą mnie konsystencję. Przelałam do pudełeczek i odstawiłam. Masła wyszło dość dużo i mogłam część sprezentować najbliższym :).

A na koniec i zachętę do eksperymentowania piękna śnieżynka 🙂 – troszkę zielona, bo jeszcze mamy lato i pachnie jałowcem:

miszmasz

Wrzesień jest prawie zawsze dla mnie przełomowy:

  • wrzesień 2011 – wyjechałam do Bristolu, żeby troszkę zarobić na swoje marzenia w Polsce
  • 2 września 2012 – założyłam firmę swoich marzeń – Lackową
  • 7 września 2013 – wyszłam za najwspanialszego człowieka na świecie

  • 10 września 2014 – przyszła na świat mała kruszynka Hania
Pierwszy raz na rękach u mamy 🙂

WRZESIEŃ 2017

Wrzesień 2017 również niesie ze sobą zmiany. Lackowa kończy swoją działalność. Ja myślę o czymś nowym, u Tomka w pracy też się zmienia, Hanka poszła do przedszkola.

Wrzesień zawsze niesie ze sobą nowości i nowe nadzieje. Dzieci idą do następnej klasy, nowej szkoły. Dorośli wracają do rzeczywistości po urlopach z nowym doświadczeniem i siłą. W styczniu mamy nowe pomysły, postanowienia, a we wrześniu je weryfikujemy, coś dodajemy, odejmujemy, urealniamy.

To już drugi wrzesień, który wymaga ode mnie podsumowania lata w chacie… jest to trochę przykre, bo już drugi raz okazje się, że ciepłe miesiące „zmarnowaliśmy” na bycie razem, spacerowanie, chodzenia po górach i nie zrobiliśmy właściwie nic z tego, co planowaliśmy wiosną. Przyjdzie czas na tą pracę, bo już gdy będzie samochód, dzieci będą starsze i będą jakieś pieniążki to nie będzie już usprawiedliwienia. Dla nas mieszczuchów nawet takie zwykle życie w górach wymaga większego wysiłku, pracy. Nie jestem przyzwyczajona do rąbania drewna, palenia w piecu. Zaraz będę robić pomidorową i nawet nie muszę się zastanawiać jak to zrobię, bo włączę gaz i zupa sama się będzie gotować. Tu w mieście nie muszę dokładać do pieca, zastanawiać się czy wystarczy drewna. Za to tam w chacie mam lepszą zupę i mogę ją zjeść z widokiem na las.

Może to jest właśnie dobry moment na cieszenie się po prostu byciem w lesie, spotykanie nowych ludzi, oswajanie się z przyrodą. W tym roku poznaliśmy sąsiadki z Makowicy, które robią pyszne rzeczy z mleka i nawet pokazały Hani jak doi się krowę (ona już wie, że mleko nie rośnie w sklepie w kartonach). To lato przeżywaliśmy również w lepszym standardzie życia – to było pierwsze lato bez rurki!!! Hanka biegała z piłką i kotem, mogliśmy pojechać na bazę namiotową Gorc, chodzić na dłuższe spacery bez sprzętu! 🙂 Cudownie! Spędziliśmy też dużo czas z kuzynem Piotrusiem.

Wrzesień niesie ze sobą trochę tęsknoty. Lato się kończy i wiem, że następny dłuższy czas w chacie czeka mnie za 10 miesięcy.