dziecko w chacie

Chustonoszenie, czyli mój sposób na góry!

Od kiedy zaczęłam na poważnie myśleć o sobie jako o matce to widziałam siebie z dzieckiem w chuście biegającą po górach. Oczywiście z mężem, który dźwiga ciężki, obozowy ekwipunek. W marzeniach były bazy namiotowe, ogniska i sama natura. Potem rzeczywistość zweryfikowała wyobrażenia. Hani nie dało się nosić w chuście. Na pierwsze poważne wędrówki po górskich szlakach musieliśmy poczekać do czasu, aż mogła siedzieć w nosidle.  Spacery z wózkiem i na rękach były wcześniej. Pierwszy Hani wyjazd w góry odbył się w kwiecieniu 2015 do naszego ukochanego Jolinkowa. Przy Ignasiu musiało być inaczej. Dla mnie chustonoszenie to przede wszystkim sposób na chodzenia po górach z małym dzieckiem.

MOJE CHUSTONOSZENIE

Do chustowania nie dorabiam żadnej ideologi. Jest to po prostu jedyny sposób, żeby pójść w gór z niemowlakiem. Przyznam się jednak, że uwielbiam chustonoszenie i stosuje je również w mieście. Jest to element naszego porannego rytuału. Po wylegiwaniu się z siostrą w łóżku rodziców, Ignacy wskakuje do chusty i idzie z mamą odprowadzić Hanię do przedszkola i na poranny spacer. Mi jest wygodniej z chustą, bo jest szybciej i mogę bez problemu biec za Hanką, która pędzi z górki na hulajnodze do swoich codziennych obowiązków i koleżanek. Przyjemniej jest również tak z rana poprzytulać się w porannych promieniach słońca.

Tego trzeba się nauczyć. Początki wydają się trudne, ale mi pomogło spotkanie z doradczynią chustową i filmiki na youtubie. W końcu zdecydowałam się na kieszonkę, zamiast kangurka, którego nauczyłam się w trakcie warsztatu. Kieszonka wydaje mi się stabilniejsza – to moje osobiste odczucie. Podobno kangurek lepiej sprawdza się przy noworodkach. Ignacy jest noszony w chuście od 3 tygodnia życia. W sumie spędził w niej znacznie więcej  czasu niż w wózku. Chusta jest używana u nas prawie codziennie, ale doceniam też wózek, bo on daje więcej swobody i dziecku i mamie oraz mieści wiele, innych rzeczy… aaa i powoli dochodzimy do minusów chusty. Dla mnie są one dwa:

  1. uff jak gorąco. Jestem osobą, której zawsze jest ciepło. W upały w chuście bardzo się z Ignasiem grzaliśmy, za bardzo…
  2. uff jak boli. Ostatnio zaczęły mnie boleć plecy i pewnie chustonoszenie jest jedną z  przyczyn tego stanu zaraz obok nie dbania o siebie w tej kwestii, podnoszenia dzieci na wysięgu itp…

Chusta służy nam jedynie do przemieszczania się, czyli nie używamy jej w domu. Ciężko mi ubrać buty z Ignacym w chuście, a co dopiero odkurzać czy gotować. Może jak będzie starszy i noszony na plecach to byłoby to możliwe. Ale moje dzieci są podłogowe 🙂 – same rozwijają się i bawią na macie, czy specjalnym kocyku (przynajmniej tak było z Hanią). Nie widzę sensu wykonywania domowych prac z dzieckiem na plecach. Jest czas samodzielnej zabawy (wtedy mama sprząta) i czas zabaw z mamą.

WYBÓR CHUSTY

Nasza chusta wybrała się sama, czyli odziedziczyliśmy ją po kuzynie Piotrusiu… więc nie było zastanawiania się i dobierania. Ja bardzo chwalę sobie paski, bo to ułatwia wiązanie. Mamy tylko tą chustę i mimo, że używamy ją bardzo dużo to nie potrzebujemy więcej. Chusta bardzo szybko schnie. Nie jestem mamą gadżeciarą, więc nie muszę mieć kolekcji chust pod kolor bluzek. W tej kwestii jest mi bliżej do mamy-minimalistki, bo jestem naprawdę odporna na przemysł ciążowy, niemowlęcy i dziecięcy. Bez wielu produktów reklamowanych w internetach moje dzieci są szczęśliwe, za to mają najprawdziwsze patyki z najprawdziwszego lasu… A ja za oszczędzone pieniądze kupię sobie kiedyś Bolesławca do mojej agro.

One Comment to “Chustonoszenie, czyli mój sposób na góry!”

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.