dziecko w chacie, wdzięczność

Znowu zaskoczenie… kolejny urodzinowy wpis. W tym roku mam dla siebie, dla Was urodzinową niespodziankę, która będzie trochę spóźniona (nie zdążymy na jutro (to nasz wspólny projekt z Tomkiem)). U mnie w rodzinie nigdy nie umieliśmy robić niespodzianek – prezenty dawaliśmy/dostawaliśmy wcześniej, czasem ustalaliśmy co to będzie… dlatego ja pochwalę się już dziś, bo to kolejne moje spełnione marzenie.

36 urodziny i spełnione marzenie

Marzenie

Zawsze marzyłam, aby napisać książkę dla dorosłych. Czasem nawet zaczynałam, tworzyłam wiersze do szuflady, teraz piszę bloga… Lubię czytać i pracować nad tekstem. Od kliku lat wydaje mi się, że chce się „przebranżowić” i połączyć swoje życie zawodowe z dorosłymi, ale poszłam uczyć geografii do szkoły podstawowej. Lubię pracę z dziećmi i jakoś ta moja życiowa ścieżka prowadzi mnie po przedszkolach, szkołach i placach zabaw. Marzenie o książce dla dorosłych się przeterminowało. Chyba jednak bardziej siedzę w dziecięcym świecie. Dlatego po wielu miesiącach leżenia w szufladzie moja pierwsza książka dla dzieci wyjdzie na światło dzienne (a może bardziej blask monitora/telefonu – na razie wydajemy książkę w formie pdf). Mam dobry pomysł jak połączyć swoje zamiłowanie do gór, smykałkę przewodnika górskiego ze światem dzieci.

Ten projekt jest też eksperymentem, bo będziemy książkę udostępniać bezpłatnie z możliwością finansowego wsparcia naszej chaty (wszystkie pieniądze ze wsparcia będą wykorzystane w projekcie chata (a planów jest dużo)). Akcja opowieść będzie się rozgrywać na Kretówkach. Można przeczytać dzieciom książkę, a potem przyjechać do nas na wycieczkę i poznać głównych bohaterów i samemu rozwiązać tajemnicę. Puszczam dobrą energię w świat i zapowiedź mojej bajki „O Hani i tajemniczym GSB”! Chwila! Najważniejsze – wdzięczność. Dziękuję wszystkim tym, bez których książka by nie powstała:

  • Hani i Ignasiowi – moim dzieciom, które są inspiracją w tej historii
  • mojemu mężowi, który zawsze we mnie wierzy i jest techniczną częścią tego projektu
  • Robertowi, który podarował nam swój czas i talent i stworzył specjalnie dla nas wyjątkowe ilustracje
  • Gosi (Gosia wie za co :))
  • Anecie, Ginie, które podjęły się korekty tekstu
  • i wielu innym osobom, które czytały, komentowały, wspierały mnie i czasem po prostu są …

36 urodziny i kim teraz jestem?

… starą babą. Żart! Hania mówi, że jestem trochę stara, bo mi włosy zaczynają siwieć. Ja lubię tą siwiznę – dodaje mi mądrości. Czuje się spokojna, spójna, szczęśliwa, czasem zmęczona i smutna. W ostatnim roku wiele zrozumiałam i myślę, że jestem w odpowiednim miejscu. W wieku 36 lat powinniśmy być jak rozwinięty kwiat. Jestem już bardziej na luzie, nie spinam się jak podczas kwitnięcia. Teraz trzeba czerpać radość z bycia pełnym i rozdawać kwiatowe uśmiechy, krople nektaru! Jednak czasem trzeba się zwijać i zamykać w sobie jak kwiaty, gdy zajdzie słońce. Doświadczać wszystkich emocji i pozwolić sobie na łzy i odrobinę egoizmu (bez karania siebie). To trudne i piękne. Miło jest być kwiatem. 100 lat!

Beskid Sądecki, dziecko w chacie

Hej w góry! Tam przygoda czeka nas! Ostatnio te słowa nabierają innego znaczenia. Wędrowanie z dziećmi stało się prawdziwym zdobywaniem szczytów. Nasze trasy z wycieczki na wycieczkę przedłużyły się i urosły do wysokości 1262 m. n.p.m.

wędrowanie z dziećmi

Nasz przepis na wędrujące dziecko

Nie wiem czy moje dzieci będą kiedyś chodzić po górach, może wybiorą morze… ale wczoraj zdobyliśmy Radziejową, a dziś Hanka wstała i powiedziała, że chce iść na wycieczkę. Zastanawiam się jak to zrobiliśmy. Poczekaliśmy. Poczekaliśmy, aż Hanka pokazała na górę nad Piwniczną o wdzięcznej nazwie Kicarz i poprosiła, żebyśmy tam poszli. Najpierw były górskie spacery powolne i nie wymuszone, a czasem nawet trochę dłuższe np. wieża widokowa na Magórkach w Gorcach. Kicarz stał się przełomowym momentem w naszym wędrowaniu. Okazało się, że Hania chce i jest w stanie przejść ponad 10 km dziennie bez narzekania i z dziecinną radością. W ten sposób zrobiliśmy pętlę 14 km przez Młodów na Kordowiec i przez Rytro do domu. Spełniliśmy marzenie o dwudniowej wycieczce z noclegiem w górach i wczoraj wróciliśmy z tego wędrowania (dzień 1: Rytro – Prehyba (schronisko) – 8,5 km, prawie 800 m przewyższenia, dzień 2: Prehyba – Radziejowa – Przełęcz Żłobki – Rozdroże Mićkowskie (Rogasiowy szlak zielony) – Rytro – 13,7 km, przewyższenie 320, suma zejść: 1010).

wędrowanie z dziećmi
Hania i Ignaś na szlaku na Prehybę 1173 m. n.p.m.

Wędrowanie z dziećmi ma swój charakter. Jest naprawdę męczące dla dorosłego człowieka, bo swoje szybkie tempo trzeba dostosować do małych nóżek. Jest ciężkie, bo trzeba nieść bagaż dla 4 osób (gdy drugie dziecko jeszcze porusza się na placach jednego z rodziców). Ćwiczy cierpliwość i wymaga kreatywności. Zadanie ułatwia znajomość terenu i przewodnicka wiedza. Wycieczkę można ubarwić opowieściami i pokazywaniem fajnym miejsc np. małego Kicarza i małego zamku w Rytrze (z polany koło sąsiada Kicarz jest zawsze duży, a ruiny często odwiedzamy i też są duże).

Po co wędrować z dziećmi?

O tym pisałam już wiele razy. Zapraszam do poczytania: tutaj i tutaj. Takie spędzanie wolnego czasu jest super okazją do pracy nad relacjami w rodzinie. Kontakt z przyrodą, wysiłek fizyczny zawsze jest korzystny. Jest jeszcze jedna sprawa, o której wcześnie nie myślałam. Taki czas w górach uczy otwartości na innych ludzi i kultury osobistej (chociażby przez takie proste witanie się na szlaku). Przynajmniej my tak mamy, że lubimy przysiąść z napotykanymi ludźmi i porozmawiać. W mieście tego nie ma.

Wędrowanie w dziećmi – praktyczne porady

  1. Planowanie. Wędrowanie z dziećmi zajmuje dwa razy więcej czasu niż normalnie. Watro wybierać trasy na maks 4 godziny. Dziecko potrzebuje więcej przerw i nie lubi być pośpieszane (przecież nie chcemy malucha zniechęcić do chodzenia). Powiem szczerze, że te 4 godzinne trasy z dzieckiem i tak męczą tyle co 8 godzinne samemu. Zabierajcie mapę (zawsze!!!) ze sobą w góry (telefon zawsze może zawieść). Obliczajcie km i przewyższenie przed wędrówką. Można to zrobić za pomocą fajnej aplikacji Szlaki Turystyczne Małopolski (ta zdecydowanie lepsza, bo ma zaznaczone szlaki gminne, ścieżki edukacyjne) lub mapa turystyczna.
  2. Jedzenie i woda. Zawsze lepiej mieć więcej i dobrze zjeść coś ciepłego (w trakcie wycieczki lub po zejściu). Tu płynnie przejdziemy do miejsc, gdzie można zjeść w naszej okolicy. Numerem jeden zawsze będzie schronisko górskie Cyrla – chyba najlepsze jedzenie w Beskidach. Bardzo miło zaskoczyła mnie schroniskowa kuchnia na Prehybie – dobra zupa pomidorowa w cenie 9 zł i duży kotlet schabowy z ziemniakami i kapustą za 30 zł. Jeśli chcecie zjeść na dole w Rytrze to najlepiej w Willi Poprad – dość ekskluzywne jedzenie w niewygórowanych cenach. Omijajcie wielkim łukiem Karczmę nad Potokiem – jedzenie ok, ale proporcja ceny do jakości – malutki filet z kurczaka, frytki z mrożonki, przeciętny zestaw surówek za 31 zł, tego nawet bardzo miła Pani z obsługi nie nadrobi. Można zjeść dużo lepiej we wcześniej wspomnianej Willi Poprad lub pojechać do Starego Sącza na pierogi ruskie (w cenie 12 zł) do Pracowni Pieroga (najlepsze pierogi w okolicy). Polecamy też restaurację Majerzanka w Łomnicy.
  3. Odznaka GOT – super motywator dla dziecka i rodzica. Szkoda tylko, że na dziecięce odznaki trzeba tak mało punktów i można zdobyć jedną odznakę na rok…
  4. Dzień przerwy. Warto po dniu (dniach) wędrówki dzieciom odpuścić. Niech odpoczną blisko domu, pobawią się w to na co mają ochotę.
  5. Inne: ekwipunek, sprawdzenie pogody (uznam te sprawy za oczywiste, chociaż wiem, że tak czasem nie jest).

Powodzenia! Do zobaczenia na szlaku!

schronisko na Przehybie
chata górska, dziecko w chacie, ludzie

Miało nie być tego wpisu. Niestety siedzę w mieście ze skręconą kostką, więc mam stabilny dostęp do Internetu. Postanowiłam tu zajrzeć. Mam nadzieję, że szybko wrócę do chaty. Mieliśmy z Tomkiem wiele urlopowych planów. Życie jak zwykle je weryfikuje po swojemu. W tym roku pewnie trzeba będzie odpuść sobie bazę namiotową albo zmienić na inną, dostępną autem np. Radocyna. Zawsze jest jakieś alternatywa… a z resztą Radocyna to takie cudowne miejsce, że powinno być u mnie na pierwszym miejscu. Ach i ten ukochany Beskid Niski!!! Teraz czekają mnie wakacje z Tomkiem i mam nadzieje, że w górach. Może troszkę łagodniej niż marzyliśmy.

Moja skręcona kostka postanowiła to zrobić w bardzo dobrym momencie, czyli właściwie już po wszystkich gościach, którzy ubarwiali mi czas, w którym ja mam wakacje w chacie, a Tomek siedzi w pracy w Krakowie. To dobry moment na małe podsumowanie i odpoczynek.

wakacje, widok

Wakacje z gośćmi

Sezon 2019 rozpoczął się bardzo dobrze. Odwiedziło nas sporo nowych osób i tych, których nie widziałam od lat. Dobrze mieć takie miejsce, które może stać się pretekstem do spotkań z osobami, do których dawno się nie odzywałam, a cały czas są w moim sercu (np. kuzynka z Mazur, którą kiedyś widywałam co rok, Kasia, z którą prowadziłam firmę, Asia – koleżanka przewodniczka, Julia, która była w Pałoszówce już trzeci raz i dobrze pamięta jeden z pierwszych naszych pobytów w chacie i jedyny sylwester). Jeszcze na kilka takich osób czekam i myślę, że one o tym wiedzą!

Właściwie przez cały ten czas ktoś ze mną był. Odwiedziło nas też sporo dzieci, co bardzo cieszy Hankę i Ignasia. Byłam też dzień i noc z dziećmi sama w chacie. Okazało się to przeżycie mało straszne, ale dość smutne… Doskwierała mi trochę samotność. Jednak jest to moje małe osiągnięcie: przezwyciężyłam swój strach.

Mam też jeszcze jeden wakacyjny sukces, dla osobiście bardzo duży. Nauczyłam się jeździć w terenie autem i mogę spokojnie zjechać do sklepu czy po gości.

wakacje, samochód

Jak to funkcjonuje?

Dobrze to działa. Zwykle…

Zasada jest taka, że wszyscy mają się bardziej czuć jak w domu, niż jak w gościach. W praktyce oznacza to, że oprócz dotrzymywania sobie towarzystwa, pomagamy sobie i razem prowadzimy chatę. Gotujemy, sprzątamy, czasem jakąś mamę odciążymy, aby mogła w samotności wziąć prysznic. Nie jestem w stanie zajmować się gośćmi jak w normalnej pełnoprawnej agroturystyce. Taki też był zamysł chaty i naszego obecnego życia w Pałoszówce. Czy nam to wyszło? Trochę tak. Ja i tak jestem osobą, która lubi gotować, sprzątać i zajmować się domem i nie mam z tym problemu. Robię to szybko i odruchowo, czasem ciężko za mną nadążyć. Byli gości, którzy bardzo mi pomagali… i tylko o tych tu wspomnę.

Dziękuję za cudowny czas!!!

I jeszcze garstka magicznych widoków:

Beskid Sądecki, chata górska, dziecko w chacie

a tam ciągle nie ma nas…. To mój 101 wpis. Przeoczyłam 100 wpis na jakieś poważne smęty. Poprawiam się i będę świętować swoje pisanie w 101 tekście. Jest powód do radości, bo mam takie swoje miejsce w wielkim Internecie, w którym zamieszkała część mojego zielonego serca. Temat dzisiejszego wpisu będzie lekki i majowy: lato i nasze rodzinne wycieczki!

Rodzinne pozowanie na polanie, Kretówki, 2018

lato 2019 – rodzinne wycieczki

Przygotowuję dla Was kilka ciekawych propozycji. Razem z Karpacką Duszą organizujemy wyjazdy rodzinne w góry. Pochwalę się, że jest to jedno z moich marzeń, które zrealizuję z Wami w tym roku.

Zapraszamy (na razie można do nas dołączyć na FB, a potem już na szlaku):

Każda wycieczka będzie łączyła w sobie wędrowanie po górach (dostosowane do małych dzieci, również tych w nosidłach, chustach), zabawy dla dzieci i warsztaty (np. skarby zatopione w mydle – wykonanie mydełek glicerynowych, kąpielowe szyszki – musujące kule do kąpieli z szyszką, warsztaty zielarskie). Będę miała okazję do zarażenia Was moimi pasjami: czas w górach, w przyrodzie i wykorzystanie natury w kosmetykach i nie tylko. Wszystko tak zorganizowane, aby było miło i rodzicom i dzieciom.

Wycieczki w okolicach chaty (Odkrywanie ryterskich skarbów, wycieczka ma literę E) można połączyć z dłuższą wizytą w naszej chacie. O warunkach i zasadach jakie panują w naszym domu pisałam tu.

Rodzinne wycieczki – tata z Hanią, Beskid Niski, 2015
Odpoczynek na szlaku, Gorce 2017
Na wieży widokowej, Mogielica, 2018
Rodzinne wycieczki – w drodze na Koskową Górę, Beskid Makowski, 2018

Lato 2019 – poszukujemy przyjaciela chaty

Na sezon letni będę szukać towarzystwa. Nie chcę być sama w chacie z dziećmi. Tomek ma tylko kilka tygodni urlopu, a ja chciałabym całe wakacje siedzieć w przyrodzie. Przyznam się, że troszkę boję się być w lesie sama z dziećmi i jest to również dość nierozsądne. Jeśli sami macie ochotę lub znacie kogoś kto chciałbym kilka dni pomieszkać w górach to zapraszam! Może to być osoba (lub osoby: rodzina, para, grupa przyjaciół) w każdym wieku, która pomoże mi trochę w codziennych sprawach i po prostu spędzi z nami czas. Musi lubić dzieci 😉 i być uczciwa. Ja mam duże zaufanie do ludzi i bardzo bym chciała, aby tak pozostało. Za pomoc ofiaruję dach nad głową, wspólne gotowanie, nocne rozmowy, spacery i świeże powietrze. Szczególnie poszukuję kogoś na terminy: 14-18.07, 21-25.07, 28.07- 1.08 i 11-14.08. Zapraszamy!

Chata zaprasza w całej swojej zieloności!
dziecko w chacie, miszmasz

Może zdziwi Was ten wpis… Jest maj, właśnie mija ostatni dzień bardzo długiego weekendu. Powinno być zielono, wesoło, z relaksem i z wieloma zdjęciami, a ja napisałam: słabość. Będzie to inne spojrzenie na ten temat. Nie będę pisała o walce, ale o tym, że czasem trzeba pogodzić się ze słabością.

Niewiele mam w pamięci chwil, gdy godziłam się ze swoją ułomnością. Jestem człowiekiem, który raczej się nie poddaje. Szczególnie noszę w sercu jedno takie wydarzenie. Na obozie wędrownym w Grecji zdobywaliśmy najwyższy szczyt Olimpu – Mitikas 2918 m. n.p.m. Musieliśmy podzielić się na dwie grupy: osoby, które wejdą na szczyt i część, która jest słabsza i zdobędzie nieco niższe Skolio 2911 m. n.p.m., ale zdecydowanie łatwiej dostępne. Ja postanowiłam poprowadzić grupę, która nie zdobędzie najwyższego szczytu. Najgorsze w tej sytuacji było dla mnie przyznanie się, że mogę nie dać rady i utknę w połowie drogi z przerażeniem. Musiałam się przyznać przed ludźmi, na których mi zależało i dla których zawsze miałam być silną Dżasti. Czasem trzeba pogodzić się z własną słabością, aby nie narażać innych. Wiele mnie to nauczyło. A po za tym mieliśmy super ekipę i bardzo miło wspominam masakryczne zejście asfaltem zakończone słoikiem nutelli.

SŁABOŚĆ MATKI

Każda matka ma pewną słabość do swojego dziecka i nie chodzi tu o to pozytywne znaczenie. Myślę o wadzie, którą mamy i z którą musimy walczyć każdego dnia. Naszą ułomnością są nasze wybujałe oczekiwania wobec dziecka. Tak bardzo bym chciała, żeby moja Hanka skakała po górach jak kozica. Najchętniej zabierałabym ją wszędzie, ale wiem, że nie da rady. Jest to spowodowane jej ciężkimi początkami, jej zdrowie nie pozwala na długi wysiłek. Nasz kwietniowo-majowy weekend przeplatał się słońcem z deszczem. Najchętniej nie zważając na pogodę zrealizowalibyśmy swój plan, który i tak był dostosowany do dzieci, ale nie na deszcz. Ignacy i tak zaliczył w chacie gorączkę. Patrzę czasem na zdjęcia na FB i oglądam 3,5 latki zdobywające szczyty, śpiące w chustach półroczne niemowlęta w Tatrach i mi smutno… muszę się pogodzić z humorami dziecka i być może jego słabością. Trzeba zaakceptować to, że Hanka nie będzie biegać po górach. Muszę walczyć ze sobą, gdy wracamy ze spaceru, dopiero gdy go zaczęliśmy. Hanka chce pobawić się wodą, ziemią, trawą pod chatą, a nie znowu chodzić. Dziecko wie co dla niego najlepsze.

Czasem warto posiedzieć na przełęcz

Za słabościami trzeba walczyć, ale są chwile, które wymagają od nas pogodzenia się z nimi. Jedną z nich jest sytuacja, gdy nasza walka może narazić innych na niebezpieczeństwo czy nieprzyjemności. Drugą okolicznością są słabości, które nie są nasze. Nie wolno na siłę wymagać od innych, aby na naszą prośbę, dla naszego szczęścia, szli na przód. To my musimy zwolnić, szczególnie, jeśli chodzi o dzieci.

Dla nas powolna wspinaczka, dla Hanki wyczyn, pierwsze wakacje w chacie 2016
pozdrawiamy! jakoś ciężko o nasze wspólne zdjęcie z ostatniego pobytu w chacie 😉
i Hanka ze smokiem 😉 a jak! to też walka z swoim strachem
dziecko w chacie, miejsca

Nie mamy zbyt dużego doświadczenia w zabieraniu dzieci zimą w góry. Dla nas ten chłodny i śnieżny czas to raczej okazja do poznawania miasta. Kiedy jak nie teraz iść nad Wisłę pokarmić łabędzie czy na Wawel, pochodzić Kanoniczą, pozwiedzać rynek. Turystów mniej niż latem (ale i tak dużo!!!), a w okresie świątecznym Kraków jest tak pięknie przystrojony. Wiosną, latem i jesienią jakoś nam szkoda czasu na miasto i wolimy siedzieć w przyrodzie. Ale zdarza się taki czas, że już nie możemy wytrzymać i chcemy zobaczyć tą najpiękniejszą, górską zimę. Nasze zimowe wyjścia w góry są niezbędne, aby normalnie funkcjonować.

zimowe wyjścia w góry- rodzina 1

Kiedyś Hani nie mogliśmy zabierać w góry zimą, a teraz ona nie bardzo chce z nami chodzić. Przy niskich temperaturach nie da się stać długo w jednym miejscu, trzeba pokonywać odległości trochę żwawiej niż małe, haniowe nóżki. Rozwiązaniem są sanki, ale i one nie wszędzie wjadą. Człowiek się namęczy, a i Hanka długo w nich nie wytrzyma. Dlatego pierwszą rzeczą, którą Wam tu napisze na temat zimowych wypraw z dzieckiem to fakt, że nie jest to dobre dla każdego małego człowieka. Hania jest teraz w takim wieku, że lepiej zostawić ją u dziadków, niż brać na siłę. Szczególnie, że nie chcemy jej zniechęcić. W ten sposób wszyscy są zadowoleni: Hania, my, dziadkowie.

zimowe wyjścia w góry - rodzina

Ignaś jest teraz w cudownym wieku na chodzenie z nami po górach – nie grymasi, nie narzeka. Jest najmniejszy w naszej rodzinie i wydawałoby się, że nie ma żadnego zdania i głosu przy wyborze trasy. A jednak jego osoba w znaczący sposób wpływa na nasze zimowe wyjścia w góry. Wszystko jest pod niego.

zimowe przytulanie

Wybór trasy

Zimą szczególnie ważny jest wybór trasy, bo nie zatrzymasz się na dłużej, nie zmienisz dziecku pieluszki na powietrzu, nie nakarmisz na mrozie. Dlatego celem wyprawy musi być schronisko lub inne miejsce, gdzie można się spokojnie ogrzać. Musi to być też schronisko, do którego łatwo dotrzeć. Aby dziecku było komfortowo to myślę, że może być w chuście/nosidle tak do dwóch godzin. Warto, aby po tym czasie mogło swobodnie się poruszać, rozprostować nogi.

Odpoczynek w Kolibie

Warto sobie dokładnie sprawdzić szlak. Teraz wiemy już to z doświadczenia. W sobotę byliśmy w Kolibie na Łapsowej Polanie. Sprawdziliśmy szlak niebieski z Noweg Targu na naszej mapie (2012 r.) i pojechaliśmy. Okazało się, że szlak był, ale już jest poprowadzony inaczej (aktualna mapa tu). W lecie to żaden problem dla nas. Dobrze orientujemy się w terenie i na mapie. Nie potrzebujemy szlaku, aby gdzieś trafić. Jednak zimą tylko oznakowane szlaki są przetarte i robi się problem. Brnęliśmy w śniegu zamiast 30 minut to 1,5 godziny. Oczywiście nie mieliśmy ani stuptutów, bo gdzieś się zawieruszyły, ani dobrych zimowych spodni (rakiet śnieżnych też nie!! – już widzę te nagłówki w Internecie: wybrali się zimą z niemowlakiem w góry bez przygotowania, GOPR znalazł ich poza szlakiem). Za to mieliśmy przygodę i bardzo mokre spodnie i buty. Ignaś był zabezpieczony, wiec nawet nie zauważył, że coś jest nie tak… a może jednak, bo mama ciągle zapadała się w śnieg i trzęsło bardziej niż zwykle.

Momentami śniegu było po uda

Nasze wybrane propozycję na zimowe wyjścia w góry (z małym dzieckiem, z Krakowa*):

  • Koliba na Łapsowej Polanie – niebieskim szlakiem z Mafianej Góry, gospodarz Koliby – Przemek dba, aby trasa była przygotowana i odśnieżona. Następnym razem jedziemy z Hanką i sankami.

Tu jeszcze dwa zadania o tym miejscu. Obecnie jest to schronisko, które znajduje się na mojej liście „najlepsze schroniska w górach”. Powodów jest kilka: smaczna, ciekawa kuchnia (to był właśnie nasz argument w sobotę, aby tam dojść i jechać 2 godziny zakopianką), piękny widok na Tatry, bardzo klimatyczna jadalnia (zimą zawsze pali się tu w kominku) i najważniejsze: gospodarze. Mam jeszcze swój osobisty powód – to przy tej chacie mamy pierwsze zdjęcie, na którym jesteśmy razem (jeszcze wtedy nic o sobie nie wiedzieliśmy).

z widokiem na Tatry
Uwielbiamy to miejsce
  • Schronisko PTTK na Kudłaczach. Ogromnym plusem tej wycieczki jest nieduża odległość od Krakowa – szybki dojazd. Mamy też swoją ulubioną trasę. Z Poręby idziemy na Suchą Polanę (nie szlakiem, znowu! – dlatego w przypadku dużej ilości śniegu nie polecamy), potem zielonym do schroniska, czerwonym pod Działek i zielonym schodzimy do Poręby. Kuchnia w schronisku znacznie się poprawiła.
  • Schronisko PTTK Luboń Wielki. Zimą nie polecamy żółtego szlaku z Rabki Zaryte. Najlepiej dowiedzieć się w schronisku (można wcześniej zadzwonić), który szlak jest przetarty.
  • Schronisko PTTK Leskowiec. Nie szczególnie lubię to schronisko, ale trasa z miejscowości Rzyki jest prosta i krótka, a widoki z Leskowca przyjemne dla oka.
  • Schronisko PTTK Maciejowa z Rabki czerwonym szlakiem. W Rabce mamy swoją ulubioną knajpę z tanim i dobrym jedzeniem (danie dnia w cenie 15 zł) – Hulaj Dusza.
  • Schronisko PTTK Stare Wierchy z Obidowej (niebieski szlak) – powiem, szczerzę, że jak już mam tak daleko jechać zakopianką to wolę dojechać do Nowego Targu i iść do Koliby na Łapsowej Polanie (ehh przez to ich dobre jedzenie).

*dlatego znajdziecie tu propozycję w miarę blisko Krakowa… długa jazda autem szczególnie zimą dla małego dziecka może być męcząca.

Po co nam zimowe wyjścia w góry?

Zastanawiasz się po co brać niemowlę w góry i to zimą. Odpowiedź jest prosta, bo tak… 😛 Zimowe wyjścia w góry są dobre dla zdrowia psychicznego rodziców (Ignaś jest na razie nierozerwalny z mamą, więc nie da się go na dłużej zostawić), dla zdrowia dziecka – zima w górach hartuje go, aby odpocząć od smogu i pooddychać czystym powietrzem. O inny powodach pisałam tu.

Tak śpi się najlepiej
zimowe wyjścia w góry i uśmiech
Ten uśmiech mówi wszystko
zimowe wyjścia w góry - balony na tle Tatr
A dla tych co doszli do końca postu – balony na tle Tatr
dziecko w chacie

Od kiedy zaczęłam na poważnie myśleć o sobie jako o matce to widziałam siebie z dzieckiem w chuście biegającą po górach. Oczywiście z mężem, który dźwiga ciężki, obozowy ekwipunek. W marzeniach były bazy namiotowe, ogniska i sama natura. Potem rzeczywistość zweryfikowała wyobrażenia. Hani nie dało się nosić w chuście. Na pierwsze poważne wędrówki po górskich szlakach musieliśmy poczekać do czasu, aż mogła siedzieć w nosidle.  Spacery z wózkiem i na rękach były wcześniej. Pierwszy Hani wyjazd w góry odbył się w kwiecieniu 2015 do naszego ukochanego Jolinkowa. Przy Ignasiu musiało być inaczej. Dla mnie chustonoszenie to przede wszystkim sposób na chodzenia po górach z małym dzieckiem.

MOJE CHUSTONOSZENIE

Do chustowania nie dorabiam żadnej ideologi. Jest to po prostu jedyny sposób, żeby pójść w gór z niemowlakiem. Przyznam się jednak, że uwielbiam chustonoszenie i stosuje je również w mieście. Jest to element naszego porannego rytuału. Po wylegiwaniu się z siostrą w łóżku rodziców, Ignacy wskakuje do chusty i idzie z mamą odprowadzić Hanię do przedszkola i na poranny spacer. Mi jest wygodniej z chustą, bo jest szybciej i mogę bez problemu biec za Hanką, która pędzi z górki na hulajnodze do swoich codziennych obowiązków i koleżanek. Przyjemniej jest również tak z rana poprzytulać się w porannych promieniach słońca.

Tego trzeba się nauczyć. Początki wydają się trudne, ale mi pomogło spotkanie z doradczynią chustową i filmiki na youtubie. W końcu zdecydowałam się na kieszonkę, zamiast kangurka, którego nauczyłam się w trakcie warsztatu. Kieszonka wydaje mi się stabilniejsza – to moje osobiste odczucie. Podobno kangurek lepiej sprawdza się przy noworodkach. Ignacy jest noszony w chuście od 3 tygodnia życia. W sumie spędził w niej znacznie więcej  czasu niż w wózku. Chusta jest używana u nas prawie codziennie, ale doceniam też wózek, bo on daje więcej swobody i dziecku i mamie oraz mieści wiele, innych rzeczy… aaa i powoli dochodzimy do minusów chusty. Dla mnie są one dwa:

  1. uff jak gorąco. Jestem osobą, której zawsze jest ciepło. W upały w chuście bardzo się z Ignasiem grzaliśmy, za bardzo…
  2. uff jak boli. Ostatnio zaczęły mnie boleć plecy i pewnie chustonoszenie jest jedną z  przyczyn tego stanu zaraz obok nie dbania o siebie w tej kwestii, podnoszenia dzieci na wysięgu itp…

Chusta służy nam jedynie do przemieszczania się, czyli nie używamy jej w domu. Ciężko mi ubrać buty z Ignacym w chuście, a co dopiero odkurzać czy gotować. Może jak będzie starszy i noszony na plecach to byłoby to możliwe. Ale moje dzieci są podłogowe 🙂 – same rozwijają się i bawią na macie, czy specjalnym kocyku (przynajmniej tak było z Hanią). Nie widzę sensu wykonywania domowych prac z dzieckiem na plecach. Jest czas samodzielnej zabawy (wtedy mama sprząta) i czas zabaw z mamą.

WYBÓR CHUSTY

Nasza chusta wybrała się sama, czyli odziedziczyliśmy ją po kuzynie Piotrusiu… więc nie było zastanawiania się i dobierania. Ja bardzo chwalę sobie paski, bo to ułatwia wiązanie. Mamy tylko tą chustę i mimo, że używamy ją bardzo dużo to nie potrzebujemy więcej. Chusta bardzo szybko schnie. Nie jestem mamą gadżeciarą, więc nie muszę mieć kolekcji chust pod kolor bluzek. W tej kwestii jest mi bliżej do mamy-minimalistki, bo jestem naprawdę odporna na przemysł ciążowy, niemowlęcy i dziecięcy. Bez wielu produktów reklamowanych w internetach moje dzieci są szczęśliwe, za to mają najprawdziwsze patyki z najprawdziwszego lasu… A ja za oszczędzone pieniądze kupię sobie kiedyś Bolesławca do mojej agro.

dziecko w chacie

Wrzesień przyszedł trochę z zaskoczenia. Tak długo czekałam na wakacje i lato w chacie, a już zaczyna się rok szkolny. Hania poszła do przedszkola, a my z Ignasiem będziemy odkrywać uroki miasta. Przyszedł czas na krótkie podsumowanie. W tym roku letni pobyt w Pałoszówce był dla nas bardzo monotonny i trochę „nudny” – nie zrobiliśmy nic ciekawego i wielkiego w oczach człowieka dorosłego. Ja i Tomek większość czasu spędziliśmy na staniu. Na staniu przy motylku, przy kwiatku, przy drzewku, przy mrówce…. czasem udawało nam się przespacerować do następnego krzaczka, kamyczka, patyczka. Nie byliśmy nigdzie dalej niż na Cyrli, czy w Makowicy. Cały nasz czas był dostosowany do dzieci. Nasze potrzeby wędrowania, spacerowanie po górach ograniczyły się do haniowych kroków, a czas do ignasiowch karmień. Wydaje Wam się pewnie, że to trochę smutne i ciężkie. Rzeczywiście, czasem były nerwy i niecierpliwość. Człowiek musi zapomnieć o swoich potrzebach. My uwielbiamy chodzić na długie spacery. Jednak teraz jest czas dzieci i czas odkrywania świata z nimi.

Dzieci w las!

Nie wiem może to ja wyszukuję takich informacji, ale wydaje mi się, że coraz popularniejsze robi się wysyłanie dzieci w naturę! Powstają leśne przedszkola, blogi o tej tematyce, w internowanych sklepach można nawet za dużą cenę kupić kawałki lasu do zabawy, są grupy ludzi, którzy taplają się w błocie (w środku miasta!!!). Dzieci najlepiej rozwijają się na łonie przyrody i nie potrzeba na to pieniędzy. To jest coś o czym moja mama i pewnie każda mama przed erą smartfonów wiedziała. Technologia nie jest najlepszą rzeczą jaką możemy zaoferować małemu dziecku, a nawet nastolatkowi. Niestety we współczesnym świecie i z tym dzieci muszą się oswajać, żeby potem móc mądrze z tego korzystać.

W chacie posyłanie dzieci w naturę, las wychodzi naturalnie. Trzeba tylko dostosować tempo, otworzyć oczy na rzeczy, które dla nas już dawno stały się niewidoczne i nauczyć się mówić o tym, co dla nas już dawno jest oczywiste i niestety często zapomniane.

Hania już wie, że to goryczka i że jest pod ochroną.

Ja i Hania chodzimy kupować… uwielbiamy zakupy w pobliskim hipermarkecie. Nie potrzebujemy tam pieniędzy, dojeżdżamy tam autem, które napędzane jest wyobraźnią, a czasem to pociąg czy kareta dla księżniczek i jest tam wszystko co tylko zapragniemy. Wracamy z pełnymi plecakami i brzuchami, bo jest tam restauracja.

Hania jest również posiadaczką kilku nieruchomości. Najpiękniejsza to rezydencja pod modrzewiami z wielkim tarasem, z którego rozpościera się widok na dolinę Popradu. W tym domu jest również salon, sypialnia, kuchnia i łazienka.

A zadaniem rodziców jest wejść w ten świat i zobaczyć więcej…

Dzieci nie potrzebują wiele

Większość naszych zabawek mieszka w półkach i kątach. Za to patyki i kamyki zajmują krzesła, stoły i honorowe miejsca. Najlepsze przedmioty do zabawy to te, które wymagają wyobraźni. I w ten sposób często na spacerach gadaliśmy do kamienia, który oprócz tego, że był niezawodnym telefonem nie wymagającym ładowania, był aparatem fotograficznym i wyświetlaczem bajek. Niestety zdjęć nie udało się nam wywołać, bo nikt w PL nie zna się jeszcze na tak zaawansowanym sprzęcie.

i o to jest! Super nowoczesny bez potrzeby ładowania baterii i zawsze z zasięgiem… aaa i najważniejsze – dzieci od niego nie głupieją, a wręcz przeciwnie rozwijają swoją wyobraźnię 🙂

Mama gapa nie zabrała Ignasiowi żadnej zabawki… ale wystarczyło trochę bibuły, sznurka. … i tak minął letni czas w chacie. A już chciałabym powiedzieć: Dzieci w las! i dorośli też ;).

dziecko w chacie

W ostatni weekend pojechaliśmy pierwszy raz do chaty z synkiem. Ignaś w piątek 6 lipca skończył swój pierwszy miesiąc. Hania w tym czasie bawiła się u dziadków. Następny wyjazd będzie już w czwórkę.

Z powodu wieczornych maratonów Ignasia przy piersi postanowiliśmy poczuć się 10 lat młodsi i wyjechać w porze jego spania po drugim nocnym karmieniu, czyli ok. 4-5 rano. Udało się nam wyjechać o 4.51 spod bloku :). Na przełęczy byliśmy już o 7 (nasz najlepszy czas!), więc mieliśmy całą sobotę dla siebie. Ten dzień przeznaczyliśmy na pierwszy chustowy spacer do Cyrli i zbieranie porzeczek, których w tym roku jest bardzo, bardzo dużo. Tyle udało się zrobić, reszta naszego czasu minęła jak zawsze na obsługiwaniu niemowlęcia i jego mamy, która nie ma nawet chwili, żeby zrobić sobie rano kanapkę (Ignaś preferuje również poranne sesje przy cycku (o czym nie będę pisać, bo to temat rzeka, który budzi wiele emocji)). Tato sobie świetnie z tym radzi.

Po co?

Dzieci w góry zabieramy przede wszystkiemu z uwagi na siebie… to dla naszego zdrowia psychicznego i szczęścia – po prostu to lubimy! I tu napiszę taki frazes Szczęśliwi rodzice to szczęśliwe dzieci.

Jednak to nie do końca prawda. Jest to nasz sposób na życie i chcemy przekazać to dzieciom. Jest wiele pozytywów płynących z pobytu w górach nawet dla bardzo małych dzieci:

  • świeże powietrze! – dla nas Krakusów to bardzo ważne;
  • bezpieczne, naturalne bodźce ważne dla rozwoju dziecka. Tu się zatrzymam. Natura, las, polana nie może przebodźcować dziecka. To zawsze będzie dobre, niemowle w górach nie będzie nadmiernie pobudliwe. Otaczająca zieleń uspokaja, muzyka wiatru, ptaków relaksują, a dziecko jest zdrowe psychicznie i fizycznie. A teraz pomyślcie o mieszkaniu z włączoną prawie 24 h na dobę plazmą na pół ściany, o hipermarkecie z kolorami, muzyką i tłumem ludzi. Połączcie to zestawienie z małym dzieckiem… i to są niebezpieczne bodźce;
  • bakterie, wirusy, brudy i zmiany temperatury, które uodparniają dziecko i według mnie są znacznie bezpieczniejsze od tych miejskich np. z supermarketu, czy z ulicy pełnej samochodów;
  • dzieci w górach są zdrowsze i szczęśliwsze, co widać na zdjęciu 🙂

chata górska, dziecko w chacie

To będzie bardzo polski wpis… z narzekaniem. A może uda mi się tak posmęcić, żeby nie było smutno. Zima w chacie nas przerosła.

Chata zimna i zmrożona… a w środku z godziny na godziny coraz cieplej… ale jest jedno miejsce, gdzie panuje wieczna zmarzlina…

Uwielbiam słoneczną i mroźną pogodę, gdy pod nogami skrzypi mi śnieg, a w twarz szczypie mróz. Zima nie przeszkadzała mi kiedyś… mogłam jeździć w góry i odkrywać bajkowy świat z pięknymi widokami. Teraz jestem mamą i okazało się, że Hanka jeszcze nie umie cieszyć się zimą i wędrówki z nią są powolne, a przez co jest mi za zimno… a najlepiej Hance jest na placach u taty i potem musi dwie godziny odtajać przy kominku. Jako mama małego dziecka nie lubię zimy – męczy mnie ubieranie, zastanawianie się czy dobrze ją ubrałam i gdzie my się wysikamy i to w kombinezonie. A może trzeba ubrać 3,5- letniemu, dawno odpieluchowanemu, dziecku pampersa (o zgrozo, ale wystawiać pupę przy -10).

Zima w chacie

Wydawało mi się, że będzie jakoś milej i łatwiej. Myślałam o krótkich spacerach w słońcu, lepieniu bałwana i o powrotach do ciepłej herbaty przy kominku. Okazało się, że nie było słońca i nawet krótkich spacerów: Hanka doszła za płot i resztę czasu spędziła na tarasie a potem w oknie…

Zabawa na tarasie

Najpiękniejsza zima to ta oglądana z okna ciepłej chaty…

Był za to kominek, przy którym pewnie temperatura osiągała nawet 30 st. C. Grzejesz się miło i pijesz ciepłą herbatę, rozbierasz się do podkoszulka, gdy nagle czujesz ucisk na dole i trzeba wybrać się na Syberię…. Podczas tego pobytu nasza łazienka zyskała nowe imię: Syberia, czyli tam gdzie woda zamarza… Ubierasz się i wychodzisz z tropików w salonie. Musisz w szybkim czasie przebrnąć przez przedpokój, gdzie już panuje klimat rosyjskiej wiosny, czyli wieczne plus 7… co następuje potem? Każdy może sobie wyobrazić.

Nie zdawałam sobie też sprawy z tego jaki zbawienny jest zimą ciepły prysznic, o którym marzyłam od kiedy przyszliśmy do chaty. Woda na zimę jest zakręcona, więc zostaje noszenie wody ze studni, grzanie jej na piecu i mycie po harcersku, w misce w kuchni. Nawet jakbyśmy wodę odkręcili i uruchomili prysznic nie wiem czy by znalazł się śmiałek, który rozebrał by się na Syberii.

Myślę, że rzeczy, o których piszę nie przeszkadzałyby mi kilka lat wcześniej… ale teraz gdy jestem mamą to zwracam na pewne rzeczy bardziej uwagę. Poczekam aż moje dzieci będą starsze i nie będzie mi przeszkadzała Syberia, chodzenie po drewno i będą same wychodzić na zimowe słońce, cieszyć się śniegiem. A najlepiej poczekam aż chata będzie szczelna, ciepła i po remoncie. Teraz mówię zimie i dzieciom w chacie: nie. Gdy jesteśmy z Tomkiem sami to jest zupełnie inaczej, bo chodzimy na długie spacery i grzejemy się przy obiedzie na Cyrli. Jednak jesteśmy rodzicami i chcemy spędzać czas razem. Chcieliśmy Hani pokazać zimę w górach i życie w drewnianej, nieszczelnej chacie, gdy za oknem mróz. Cel osiągnięty i odhaczony. Teraz czekam aż sama nas zacznie prosić, żebyśmy pojechali… 🙂

Zima w mieście

Nie lubię zimy w mieście… ale po takich kilku dniach w chacie doceniam drobne, oczywiste, miejskie przyjemności: ciepłą, bieżącą wodę, kaloryfer i stałą temperaturę w całym domu. I nawet mogę iść do galerii na zakupy 😀 . Nie poznaję się. I jest internet… Super!