dziecko w chacie

Czasem wielkie rzeczy tak na prawdę są małe. Wielkie zakochanie okazuje się chwilową ułudą, cierpienie nastolatki z powodu nieodwzajemnianej miłości po latach ma bardzo małą wartość. Małe rzeczy okazują się wielkie. Uśmiech, kwiat, kawa rano i umyte naczynia gwarantują związek na całe życie. Nieistotna decyzja o wyjściu z domu sprawia, że odkrywasz miłość.

My od kilku dni cieszymy się z pozornie zwyczajnego zdarzenia. Dla każdego rodzica jest to oczywiste i tylko czeka, żeby zapisać w kalendarzu pierwsze słowa swojego dziecka. My nie wiedzieliśmy czy to nastąpi, ale już właściwie jesteśmy pewni. Przyjdzie pierwsze słowo, bo pojawiły się pierwsze dźwięki, piski, sylaby. Późno, ale mogło nie być tego wcale. Smuci mnie czasem jak rodzice nie doceniają tego co mają. Hanka mnie nauczyła cieszyć się z małych kroczków. Nie widziałam, że przyjdzie dzień kiedy głowa mnie będzie boleć z powodu jej krzyków i dziękuję Bogu za ten ból. Dziękuję za każdy dźwięk. To taka mała rzecz, która znaczy dla mnie bardzo wiele. Może jednak Hanka będzie przewodnikiem, piosenkarką, a może na razie zatrzymam się na tym, że powie do mnie mamo 🙂

Byliśmy wczoraj z Hanką na rynku w Krakowie i popatrzyliśmy na to zatłoczone miejsce innymi oczami, jej oczami. Koń, obok którego przechodziliśmy tyle razy i już go nie widzimy, dla Hanki jest niesamowitym stworzeniem, dla którego warto uciec od rodziców i nawet ciastko nie pomogło, gdy trzeba było już iść. Męczące nas tłumy ludzi na Targach Bożonarodzeniowych dla niej są barwną i interesującą mieszanką nowości. A światełka na choince… szkoda, że nie widzieliście otwartej ze zdziwienia buzi. Dziecko uczy jak cieszyć się z małych rzeczy. Życzę naszej córce, żeby z tego nie wyrastała.

Hania na Targach BożonarodzeniowychWam i sobie życzę, abyśmy umieli cieszyć się każdym dniem, a szczególnie tymi szarymi, zimowymi. Płomienie słońca najdelikatniej czuje się właśnie teraz, ciepłe skarpety najmilsze są w grudniu, a herbata najlepiej smakuje dziś!

 

chata górska

Uwaga! Jednak będzie SYLWESTER W CHACIE!

Rok temu nie wiedziałam, że będziemy mieli Pałoszówkę. Nie wiedziałam, że kolejny rok będziemy witać już w swojej chacie…. Pamiętam wieczór 31 grudnia 2014, podczas którego przy winie, każde na swoim komputerze szukaliśmy tego wymarzonego miejsca, rok później 31 grudnia 2015 kupiliśmy chatę :), a teraz 31 grudnia 2016 będziemy bawić się na sylwestrze w swoim bukowym domu. To właściwie pierwsze urodziny Pałoszówki 🙂 .

Jest mi bardzo miło, bo rok 2017 będzie z nami witać nasza pierwsza grupa z Tradi Winter Camp. To nasi pierwsi wracający goście i to aż znad morza 🙂 . W tym miejscu chciałam podziękować Hani i Grzesiowi za to, że nas ze sobą poznali i odwiedziny Pałoszówki to był ich wspaniały pomysł!

Kochani! Ten Sylwester będzie dla nas niezwykły, bo będzie podsumowaniem pierwszego roku jako posiadaczy domu w górach… Ten czas bardzo nas zaskoczył i myślę, że przede wszystkim pozytywnie, bo na razie te przerastające nas sprawy domu odkładamy na inny czas. Na razie cieszymy się gośćmi, drobnymi pracami, spacerami i świeżym powietrzem.

Zapraszamy do wspólnego świętowania

Mamy jeszcze kilka miejsc w chacie, więc kto pierwszy ten lepszy! Szczegóły u mnie (najlepiej telefonicznie: Justyna 693 623 036).

Imprezę zaczynamy w piątek 30 grudnia, a kończymy 1 stycznia 2017. Całość ma charakter przyjacielski, więc wspólnie się bawimy, odpoczywamy i również razem gotujemy, sprzątamy i dbamy o to, żeby było miło! 🙂

W planach: gra terenowa (będzie trochę niespodzianek, dziwnych zadań i survivalowych wyzwań), chatowa loteria sylwestrowa, ognisko z kiełbaskami, impreza sylwestrowa z muzyką i tańcami, powitanie 2017 na przełęczy z szampanem i fajerwerkami!

To będzie niezapomniany sylwester w chacie!

Zapraszamy!

Moje ulubione zdjęcie, czyli my prawie rok temu – 19 grudnia 2015 i już decyzję mieliśmy podjętą:

DSC00809.JPG

miszmasz

Kiedyś spacerując z Anetą zaszłyśmy pod siedziby krakowskich korporacji i Aneta śmiała się z korpoludków wychodzących z pracy i zapominających (zapewne celowo) zdjąć identyfikator. Jakoś wtedy wydawało nam się, że praca w korpo to najgorsza rzecz na świecie, teraz mój mąż tam pracuje (już tam pracował jak go poznałam). Aneta jest zaangażowana w pracę na uczelni, więc na razie do korpo jej daleko, chociaż pewne doświadczenie z tego typu pracodawcą ma.  Moja jedyna styczność z korpo to korzystanie z jej dobrodziejstw – prywatna służba zdrowia, basen i opowieści Tomka. Myślę, że raczej tam nigdy nie trafię, bo mam inny plan, jednak życie czasem weryfikuje nasz światopogląd i nasze „nigdy”.

Dla jednych praca w korporacji to spełnienie marzeń, to awans społeczny. Moja mama uważa, że stabilna praca w międzynarodowej firmie to już wyższa klasa. Nie ważne czy jesteś programistą, który robi wielkie rzeczy, pod którymi podpisuje się Filipiak, czy panią od wklepywania faktur do programu – pracujesz w firmie, którą każdy zna i jesteś „wielki”, masz komfort, poczucie bezpieczeństwa, umowę o pracę i stałą wypłatę.

Zastanawiam się, skoro praca w korporacji jest taka fajna, to dlaczego mamy tylu ludzi, który promują i żyją w alternatywny sposób. Dlaczego powstają całe reportaże, książki, programy telewizyjne, filmy, o ludziach, którzy porzucili strefę komfortu i żyją w lesie? A może mi się wydaje i jestem w błędzie i ja sama wyszukuję takie rarytasy… a tak naprawdę każdy chce mieć wielką plazmę na ścianie, nowy samochód i mieszkanie co najmniej 60 m2, maks 2 dzieci, psa i weekendy w hotelach *****. Każdy, tylko nie ja…

Są też ludzie po środku, którzy mają możliwość podpisywania się swoim nazwiskiem pod swoimi dziełami, sami kreują siebie, swoją markę i chociaż czasem nie śpią, nie dostają wypłaty (wciąż ładują w firmę) są szczęśliwi. Przepraszam za błąd pracownicy wielkich międzynarodowych firm też są szczęśliwi i mogą się realizować. Tu chodzi o mnie. Ja bym nie mogła pracować w ABB, Comarchu, Capgemini itd… Wklepywanie faktur nawet w największej i najbardziej znanej firmie na świecie nie dałoby mi satysfakcji. Gdybym była programistą to na pewno inaczej bym na to spojrzała. Chyba mam jakiś korpo kompleks… 😀

Mój wpis miał nie być o korpo, własnej działalności czy bezrobociu, ale o sposobie myślenia, życia. To co robimy w pracy przekłada się na to jak wygląda nasza codzienność.

PRACA

Mam takie poczucie, że dziś mamy coraz mniej ważnej pracy. Zajmujemy się marketingiem, czyli jak sprzedać dziurawą skarpetę, papier toaletowy wyszywany złotą nicią, jednorazową pralkę i przysłowiowe gówno w papierku. Pracujemy jako szkoleniowcy, którzy zastanawiają się nad korzyściami płynącymi z wylanego szamba (autentyczna historia, a może ja jestem za mało kreatywna). Przeraża mnie to, że płacą ludziom za oglądanie reklam w Internecie, że ludzie stają się sponsorami i dają zarabiać youtuberom, blogerom, którzy ogłupiają, obrażają…

Moja wymarzona praca to sprzątanie, pranie i gotowanie w drewnianej chacie… czyli pewnie 90% społeczeństwa uzna, że jestem niżej w hierarchii, że jestem tylko sprzątaczką i kucharką. Przecież jestem po studiach, z doświadczeniem i pomysłami. Mogę zostać trenerem personalnym i motywować ludzi za kilka tysięcy złotych. Właśnie na tym będzie polegać moja praca – ludzie będą mi płacić za wysprzątany pokój, ciepłe jedzenie, kawę, a dostaną w gratisie: mały trening motywacyjny, możliwość odpoczynku, sprawdzenia swoich sił na szlaku… Dla mnie wyjście w góry i pobyt w Jolinkowie, na Bucniku, czy w Chacie nad Wisłokiem to najlepszy sposób ładowania baterii, motywowania siebie, porządkowania życia i odpoczynku. Chciałabym takie miejsce kiedyś sama stworzyć, abyś przyjeżdżał do mnie, do lasu, do gór i czerpał z tego siłę i energię do spełniania marzeń.

A wydawałoby się, że wybieram miotłę… i będę w chacie sprzątać. A w wolnej chwili będę spacerować i po prostu ŻYĆ.

ja-i-tomek
Ja i mój korpo mąż na spacerze 🙂