wdzięczność

W moim życiu wydarzyło się wiele niemożliwych rzeczy. Zacznę od rzeczy dobrych i błahych, bo właśnie od małych rzeczy zaczynają się duże. W ostatnim czasie udało mi się zrealizować dwie sprawy, które jeszcze jakiś czas temu wydawały mi się niemożliwe.

Jazda samochodem

Od wielu miesięcy mówiłam, że zacznę jeździć samochodem. Jednak nie wierzyłam w to. Ciągle odkładałam naukę, bo się bałam. Prawo jazdy zrobiłam 13 lat temu i na tym zakończyłam karierę kierowcy. Udało mi się pokonać to niemożliwe i dziś jeżdżę samochodem. Jeszcze nie sprawia mi to przyjemności, ale daje mi dużo satysfakcji i ułatwia codzienne sprawy. Dalej lubię autobusy, bo uważam to za ekologiczną formę transportu i jazda komunikacja zbiorową daje mi chwilę wytchnienia (szczególnie jak jadę bez dzieci). Jednak w czasie, w którym na świecie szleje wirus, przerzuciłam się na samochód całkowicie.

Niemożliwe odchudzanie

Po każdej ciąży twierdziłam, że schudnę. Aż do momentu, w którym zaakceptowałam siebie, uznałam, że waga ciała nie jest taka ważna i oddałam swoje ukochane ciuchy sprzed ciąż koleżanką. W końcu większe osoby są szczęśliwsze, bo mogą podjadać i nie myślą ciągle o jedzeniu. Niemożliwe jest, abym tak się katowała. Chcę żyć normalnie. Dziś pochwalę się i napiszę to publicznie: jest mnie 10 kg mniej… Dokonałam niemożliwego. Trzeba było zmienić coś w swojej głowie, dobrze się nastawić i okazało się, że nie chodzę bardzo głodna i zła. Jest mi lepiej, bo uwolniłam się od słodyczy, alkoholu i przegryzek. Nie jestem też na diecie. Od czasu do czasu zjem pizze, makaron, pierogi i schabowego. Jem po prostu mniej i liczbę kalorię (1600). Mam nadzieję, że dzięki temu efekty utrzymają się na dłużej. Nie jestem stęskniona za jakimś pokarmem, bo jem to na co mam ochotę (czasem nawet coś słodkiego, ale to się nie opłaca przy liczeniu kcal).

Wydawało by się, że to niewielkie osiągnięcia. Pokonywanie małych słabości daje pewność i jesteśmy lepsi w większych rzeczach. To tak jak z naszym Everestami, które są coraz wyższe. Mój pierwszy Everest też wydawał się nie do zdobycia.

Sprawy, które wydają się niemożliwe, ale zależą tylko od nas zawsze są do zrobienia!

Zdrowia, moi drodzy! Mam nadzieje, że niedługo będę mogła zorganizować zgromadzenie w chacie! Tęsknie :*

Bez kategorii

Za oknem nie widać dziś wiosny, ale wiem, że zaraz przyjdzie… Tak samo jak wierzę w to, że niedługo się zobaczymy. W obliczu tego co dziś dzieje się na świecie normalne sprawy okazują się niezwykłe. Może to pozwoli nam po powrocie do normalności bardziej doceniać codzienność, możliwość rozmowy z drugim człowiekiem, spacery w dużej grupie bliskich nam osób i siedzenie w klasie na lekcji. Tylko nie wiem czy do stanu z przed pandemii wrócimy. Boje się konsekwencji izolacji, strachu, kryzysu gospodarczego…

Już dziś widzę jak podejrzliwie patrzą na siebie ludzie i jak bardzo nas to podzieliło. Są też piękne postawy – pomaganie starszym, czy przygotowywanie posiłków dla lekarzy, szycie maseczek itd.. W sumie zwykle się skupiam na tym co dobre, a dziś jestem pełna obawy. Bardziej widzę wzajemne obwianie się, zalecane stronienie od ludzi i nikt się nie uśmiecha, jakby to też przeniosło korona wirusa. Społeczeństwo podzieliło się na spacerujących i siedzących w domu… i nawzajem obrzuca się błotem. Jest jeszcze jeden smutny aspekt – donoszenie na siebie, na fb pełno komentarzy o tym, że starsi ludzie wychodzą, że dzieci są na podwórku i nawoływanie do tego, że trzeba ich siłą pozamykać w betonowych klatach zwanych mieszkaniami. Przecież każdy ma swój rozum.

Słyszę też w radiu o przypadkach okłamywania lekarzy, sanepidu, służb i wydaje mi się to karygodne i złe… a potem myślę o kwarantannie, o policji, która może wejść do domu w każdym momencie bez powodu i karze 30 tys. zł i zaczynam trochę rozumieć. Zastanawiam się nad tym, co bym zrobiła jakbym bez podstawianie (zapewne w moim mniemaniu) została zamknięta w domu i straszona karą. Co musi się stać, aby system postawił przede mną podejrzenia? A może ten post wystarczy i korona wirus rzucił mi się na mózg? Pewnie za kilka dni i tak nas wszystkich zamkną w domu i będę musiała codziennie chodzić do sklepu albo wypożyczyć psa od sąsiadki, aby nie zwariować. Zabawne ostatnio ktoś zauważył, że potrzeby psa są respektowane, a człowieka, który do normalnego funkcjonowania też potrzebuje spaceru, już nie…

Myślę o tych wszystkich ludziach, którzy z dnia na dzień stracili pracę i czasem jedyne źródło utrzymania… i zastanawiam się nad tym czy słusznie. Ja jestem w komfortowej sytuacji i być może nie powinnam się wypowiadać.

Nie wiem co o tym myśleć. Czuje się jak człowiek średniowieczny, bo niby media na bieżąco mnie informują, ale ja nie wiem co jest prawdą i gdzie jej szukać… Życzę sobie i Wam, abym moje obawy były bezsensowne… i że wszystko co się dzieje ma na celu nas chronić, a to ja jestem dziś niemądra.

PS: Chciałam Wam napisać o moich planach na czas, gdy wyjdzie słońce… ale inne słowa same wyszły spod klawiatury, a nie to miałam na celu. Chyba jednak to tu zostawię, a to co miałam dziś opowiedzieć napiszę jutro (albo w najbliższym czasie)! Będzie już pozytywnie.