miłość

o Bogu, który sam otwiera drzwi…

W deszczowe dni mamy dużo czasu na granie, rozmawianie i czytanie. Właśnie w taki szary czas w moje ręce wpadła książka o emocjach, którą od nie chcenia przeczytałam po raz drugi (teraz gdy mam już te prawie 30 lat inaczej na nią spojrzałam).  Dziś w równie deszczowy dzień chciałabym Wam opowiedzieć o jednej sprawie poruszonej w tej lekturze. Autor książki pisze o tym jak odróżnić prawdziwą wolę Boga od odczuć, które sami sobie kreujemy lub co gorsza złe siły z zewnątrz.  Jednym z warunków rozpoznania przeczucia, które pochodzi od Boga są właśnie otwarte drzwi i okna i furtki i bramy :). Chodzi o to, że gdy wypełniany wolę Pana to On osobiście otwiera przed nami wszystkie drzwi, usuwa trudności i pozwala by się działo…

Macie tak czasem?

W moim życiu przeżywam to ciągle, ale najbardziej spektakularnym dowodem na to jest mój ślub z Tomkiem. Bóg tak zadziałał, że w dwa miesiące załatwiliśmy wszystkie formalności, wymarzoną salę z łemkowskim, pysznym jedzeniem, oryginalną suknię i najważniejsze ślub w moim ulubionym kościele i br. Piotra Szaro, który nam błogosławił. Stojąc przed ołtarzem widziałam, że to jest moje przeznaczenie i czułam szczęście płynące z poczucia spokoju, że wszystko jest tak jak powinno być. Rok po ślubie pojawiła się Hanka i Bóg też otworzył nam wiele drzwi, a przede wszystkim nas na chorobę, na ludzi i na świat.

Justyna i Tomek

Z chatą też tak jest. Mam takie przeczucie, że Bóg sam nas poprowadzi.

otwarte drzwi u sąsiadów

Tu w Krakowie nie znam sąsiadów z naprzeciwka, tych obok i tych 3 mieszkania dalej. Na 200 mieszkań w moim bloku znam może 5 imion osób, które tu mieszkają – wstyd.

A do sąsiadów w Beskidzie Sądeckim zawsze mogę wejść, bo drzwi są otwarte. W kilka miesięcy i to nie mieszkając w Pałoszówce znam większość swoich najbliższych sąsiadów, do których mam dużo dłuższą drogę niż do tych w mieście. Zaczynam powolutku czuć się częścią tej społeczności. Mieliśmy taki dzień, gdy wszystkie plany „popsuli” nam sąsiedzi, bo co chcieliśmy wyjść to ktoś przyszedł pogadać. To było cudowne, bo poczułam, że nas akceptują i mam nadzieje, że lubią.

MakowicaPrzysiółek Makowica – najliczniejsze skupisko domów obok nas tzn. 20 minut drogi przez las od nas
ludzie, miejsca

czyli wakacyjny wpis nr 2

Mamy takie szczęście, że koło naszej chaty przechodzi Główny Szlak Beskidzki. Najważniejszy i najbardziej znany szlak w Beskidach. Jest pragnieniem każdego prawdziwego górskiego turysty, ponieważ jest najdłuższy – ma ok. 500 km, prowadzi od Ustronia w Beskidzie Śląski do Wołosatego w Bieszczadach i jego pokonanie to wyczyn i powód do dumy. Teraz można na GSB zdobywać odznakę PTTK.

Główny Szlak Beskidzki

Lokalizacja przy GSB w dalszej perspektywie daje nam duże turystyczne możliwości w przyszłości :), a może już teraz?

Pierwszy zmęczony GSB (Główny Szlak Beskidzki) turysta w naszej chacie

Ostatniego dnia naszego pobytu w chacie tradycyjnie wieczorem leżeliśmy na naszej przełęczy, gdy przysiadł się do nas zmęczony turysta z wielkim plecakiem. Zagadał i od razu było wiadomo, że nie jest to jakiś tam turysta, ale prawdziwy prosto z GSB. Zamarzył o tym, aby nigdzie dalej już nie iść, ale rozbić tu namiot i spać. Miał jednak chęć na skorzystanie z łazienki i prysznica, więc jeszcze te kilkanaście minut do schroniska wydawało się nieuniknione. Popatrzyliśmy na siebie z Tomkiem i zaproponowaliśmy turyście nocleg u nas. Nasz pierwszy, prawdziwy turysta wydawał się bardzo mile zaskoczony. W ten sposób spędziliśmy bardzo przyjemny wieczór z Grześkiem. Właśnie dla takich chwil chciałam chatę 🙂 aby sprawiała radość nie tylko nam.

my i turysta GSB

Główny Szlak Beskidzki jest mi bliski również z innego powodu. Dzięki niemu skończyłam studia na 5, ponieważ jego część (odcinek Krynica Zdrój – Wołosate) była tematem mojej pracy magisterskiej.

praca magisterska

Zawsze marzyłam, żeby go przejść w całości. Myślę, że kiedyś się zmobilizuję. Część GSB mam już pokonaną i z doświadczenia wiem, że jest to niesamowita przygoda, podczas której poznaje się wspaniałych ludzi.

Jestem bardzo szczęśliwa, że do Pałoszówki trafiają, będą trafiać moi przyjaciele i kompletnie nieznani turyści z GSB i innych szlaków. Moje marzenie to nie tylko mieszkać w górach, ale i spotkać właśnie tych wszystkich ludzi i rozmawiać, dawać, przyjmować i dzielić się… Chyba będę częściej przebywać na przełęczy.

dziecko w chacie

czyli o Hani kilka słów …

Dla Hani pobyt w chacie to czas niezwykły, pełen nowości i niespodzianek. Na łące mieszka mnóstwo dziwnych stworów, pasą się wielkie krowy, słońce o każdej porze dnia jest w innym miejscu. Wszystko to dla łąkowo – leśnego dziecka jest lekcją, która wychowuje i uczy o świecie lepiej niż Internet, TV. Przyroda również dużo wymaga, bo żeby zobaczyć zachód słońca małe nóżki Hani muszą pokonać drogę pod górkę, po kamieniach i trawach… cała wyprawa trwa długo, bo niemal każdy kwiat, patyk, kamień jest ciekawy. Właśnie w tym miejscu przyroda wymaga od rodziców cierpliwości i spokoju.  Łatwiej jest zabrać Hankę na ręce i iść, ale nie o to chodzi. Na szczęście w Pałoszówce czas leci inaczej i jest w dużo większej części niż w mieście przeznaczony dla Hanki.

Hanka nabyła w chacie kilka nowych umiejętności:

  • wchodzenie pod górkę, po największych kamieniach
  • swobodne chodzenie po trawie
  • zbieranie kwiatów
  • wyszukiwanie jagód i malin wśród liści
  • precyzyjne zrywanie owoców (jagód, malin) z krzaków
  • swobodne przechodzenie przez progi w chacie

Czas na fotograficzną dokumentację :

Hania i podejście

Hania i łąka

łąkowe dziecko

Hania i jagody

Dla nas rodziców pobyt w chacie razem z Hanią jest czasem poznawania świata na nowo jej oczami. Czasem trzeba się zatrzymać i ćwiczyć swoją cierpliwość, gdy kolejny raz zachwyca się ona tym samym kwiatkiem, po raz kolejny podnosi patyk czy kamień.  Trzeba się również pilnować, bo Hanka wszystko widzi i  naśladuje np. wyrzucanie w przepaść patyków, czy zbieranie grzybów (w jej wykonaniu najczęściej tych niejadalnych) :P.

My też się uczymy 🙂 i na koniec cała rodzina w komplecie:

my

chata górska

Czasami ktoś kto ma ochotę nas odwiedzić pyta mnie co potrzebujemy do chaty… W chacie właściwie wszystko jest. Oczywiście przyjeżdżając do nas trzeba się zapatrzeć w jakiś zapas jedzenia, czasem przyda się jak ktoś przywiezie płyn do mycia naczyń, proszek, papier (ale o tych potrzebach mówię na bieżąco). Jak ja już wejdę tam z Hanką to wyjście do sklepu jest dla mnie prawdziwą wyprawą i na szczęście jeszcze nie miałam okazji odbyć takiej wędrówki :).
Znalazłam na Internecie piękne książki dla dzieci, które bardzo pasują do lasu i chaty. Jeśli ktoś z Was chciałby do chaty coś przywieść lub czymś nas, Hankę obdarować to chętnie przygarnę leśne książeczki, a konkretnie:
– „W lesie”, Christine Henkel
– „Rok w lesie”, Emilia Dziubak. JUŻ MAMY OD BABCI BASI 🙂 jest cudowna! Ja nie mogę się od niej oderwać
– „Pikotek chce być odkryty”,  Tomasz Samojlik
Może ktoś z Was ma stare książeczki o lesie 🙂 – też przyjmę.
Myślę o cudownych spacerach po lesie z Hanką i innymi dziećmi. Książki o lesie zostaną w chacie i będą służyć wszystkim małym i większym naszym gościom.
W końcu Pałoszówka to chata w lesie:) i w ten sposób płynnie przejdę do drugiej części wpisu. Chce Wam przedstawić nasze logo, które wymyśliła Magda Cudziło, a w komputerze przygotowała moja siostra Kasia Kuciel.
Model
Model
Nazwa Pałoszówka nawiązuje do naszego nazwiska, a drzewo i sowa do lasu, w którym znajduje się chata.
Dlaczego sowa? Chata musi mieć jakieś zwierze. W Jolinkowie jest koza, w Chacie nad Wisłokiem kot. W naszym lesie na pewno mieszka sowa – słychać ją czasem w nocy. A dla bardziej spostrzegawczych sówka też znajduje się w nazwie PałoSzÓWKA 🙂 … Sowa będzie naszą chatową maskotką.
Kształt naszego logo to zasługa Magdy, drzewo też 🙂
Mój pierwszy pomysł to była dziupla:
12509822_1213858178642797_982060073501070248_n
Wracając do kształtu to musiałabym zapytać Magdy dlaczego taki (zapewne względy artystyczne) i wszelkie podobieństwo do naszywki 70 Szczepu Puszczy ZHR jest przypadkowe, ale bardzo miłe:). Puszcza i nasza Pałoszówka tak naprawdę mają wiele wspólnego: idea życia w lesie, w zgodzie z puszczą i … mam nadzieje, że kiedyś uda mi się stworzyć coś co bardzo Wam przybliży, a niektórym przypomni życie na obozie. Zamiłowania do lasu nauczyli mnie rodzice i Puszcza 🙂 .
Ze łzami w oczach wspominam Puszczę i to dzięki niej mój dom jest teraz w lesie, a nie w mieście.
PS: Dla tych, którzy nigdy nie byli w Puszczy:
10417748_208168486182320_814632112706930117_n
UWAGA! zdjęcie ukradłam z profilu na FB 70 Szczepu Puszcza, ale mam nadzieje, że nikt z tego powodu nie będzie zły…

 

dziecko w chacie

Dziecko w chacie… i tyle się działo, że nie wiem od czego zacząć.
DSC01720
Może od tego, że jutro wracamy do chaty :).
Bardzo bałam się tego pobytu Hanki w chacie, w której czyha wiele niebezpieczeństw dla dziecka: piec, kominek, progi, taras, skarpa, … . Myślę, że jest się czego bać, ale już wiem, że da się to ogarnąć.
Ten czas w chacie to niezastąpiona szkołą życia dla takiego szkraba, pobyt w lesie, na łące, z ptakami, z wiatrem jest najlepszą terapią. Dziecko pochłania świat wokół siebie całym sobą. Kontakt z przyrodą to najwspanialsza lekcja jaką mogą dać rodzice.
Tym razem pobyt w chacie był podporządkowany Hani i to był jej czas. W domu jest łatwiej, można złapać oddech i zamknąć się w łazience. W chacie trzeba mieć oczy na około głowy. Na szczęście pomogła babcia i ciocie.
Nie było nawet czasu na wpis na blogu, posiedzenie na FB, odebranie maila. Dlatego po wniesieniu na górę laptopa i Internetu i nie korzystaniu z tych dobrodziejstw postanowiliśmy, że chata na razie będzie bez Wi-Fi, FB, youtube (na to nie ma czasu).
Zamiast komputera było bieganie po polanie, siedzenie w lesie i zabawa ściółką, oglądanie i słuchanie ptaków, malowanie po kamieniach, spacery z babcią, z dziadkiem i z ciociami, poznawanie kwiatów i drzew, patrzenie w ogień…
DSC01756
tylko Wam się wdaję, że odpoczywam – moja głowa przetwarza wszystko co zobaczyła

Jedyny moment, w którym można na chwilę oderwać oczy od Hani i popracować to popołudniowa drzemka.

DSC01725
Hanka spała, a inny pracowali
DSC01739
nawet najmłodsi
DSC01782
Malowanie z ciocią
DSC01784
Dzieło Hanki
DSC01786
i cioci
DSC01824
Hania podziwia las i ptaszki

Uff, przeżyliśmy i wspólne wypady do chaty będziemy powtarzać bardzo, bardzo często…
Dziękuję wspaniałym gościom za pomoc 🙂

 

miszmasz

Za miesiąc w naszej chacie odbędzie się pierwszy babski wyjazd „KOBIETA W LESIE, czyli survivalowy wyjazd dla kobiet do chaty w lesie„. Myślę, że rozpocznie to cały cykl takich wyjazdów. Wiem również, że trzeba będzie przygotować coś dla mam z dziećmi, szczególnie, że sama chciałabym zabrać Hankę na taką przygodę.
Od wielu lat marzę i próbuję realizować mój pomysł wyjazdów dla kobiet w góry. Teraz mam Pałoszówkę i Kasię Bajer, która prowadzi Lackową, więc jest duży potencjał i moc.
chata – mam nadzieje, że w kwietniu będzie tonąć w zieleni
baby
baby w chacie 🙂 – Kasia, Bajer, ja
Pomysł na kobiecy wyjazd w góry zakiełkował mi w głowie na terenówkach w Sudetach podczas studiów. Razem z Anetą wymyśliłyśmy pojęcie szpilkingu właśnie po drodze na Śnieżkę:
ja i Aneta
Oczywiście było to prześmiewcze. Pierwotne znaczenie słowa szpilking to cały dział turystyki zajmujący się chodzeniem w szpilkach po górach: trasy, ławeczki, punkty naprawy szpilek itp…
Dopiero później odkryłam, że rajdy szpilkingowe to mogą być po prostu kobiece, górskie wyprawy, nie w szpilkach, ale z uwzględnieniem naszych potrzeb.
Zawsze byłam w środowiskach, gdzie występował problem z kobiecością. Najpierw harcerstwo, gdzie trzeba było być silną, samodzielną i niezależną. Potem geografia na studiach, gdzie wypada być podróżniczką we flanelowej koszuli machającą na stopa. W końcu przewodnicy beskidzcy, czyli czerwony polar i wielki plecak, w którym zamiast szminki znajdziecie czołówkę i finkę. Jestem też instruktorem survivalu i w góry zawsze noszę swój magiczny woreczek z krzesiwem, watą, korą brzozy, świeczką i zapalniczką (no przynajmniej ona jest trochę kobieca, bo ma narysowane czerwone szpilki). Na szczęście pierwsza zasada survivalu jest babska i brzmi: Jak masz okazję to się umyj, bo nie wiadomo kiedy będzie następna (w przypadku facetów zasada ta brzmi tak samo, ale za miast umyj się jest zjedz).
Wychowana w duchu niezależności, samodzielności, zdobywania szczytów za wszelką cenę, spania w każdych warunków ciężko było mi poczuć się kobietą w 100%. Po trzech dniach wędrówki z plecakiem, spania pod namiotem zapominam o tuszu do rzęs.
… ale, ale …
da się być kobietą w górach i po to są babskie wyjazdy, które mają łączyć pot i znój podczas wędrówki z delikatnością dłoni, które zwinnie lepią pierogi, smakiem łagodnego wina, gładką skórą po słonecznej kąpieli i peelingu oraz czasem spęczonym z samymi kobietami…
I na koniec SZPILKI NA LACKOWEJ 🙂
IMG_2030
miłość

Dziś Walentynki, których z Tomkiem nie świętujemy… My swoją miłość celebrujemy codziennie w kanapkach do pracy, w chwilach dla mnie, w spacerze i kawie.
Kiedyś ktoś powiedział mi, że gesty się nie liczą, że tu chodzi o wielkie rzeczy: ślub, wierność, dzieci i dom. A co gdy przyjedzie szary dzień – bez wielkich rzeczy? Większość naszego życia to zwykła codzienność. To ona się liczy, a w niej gesty: przytulaniec, puszczenie oka, zgrzyt klucza i radość z powrotu do domu. Miłość to małe gesty, z których wychodzą wielkie rzeczy.
Ks. Andrzej Zwoliński porównuje miłość do chleba, który je się codziennie, a mimo to nigdy się nie nudzi.
My naszą miłość jemy codziennie i codziennie mamy Walentynki :). Nasza miłość przeżyła kilka wielkich rzeczy i próbę, dzięki czemu wiem, że sens ma powtarzanie „Kocham Cię”, zwykły uśmiech, talerz z obiadem i dobra kawa robiona przez Tomka, który wcale kawy nie pije…
DSC00817
Chciałabym, aby w chacie zamieszkała miłość. Chce, aby tu zawsze był czas na herbatę podaną z uśmiechem, na siedzenie przy piecu, na rozmowę i zadumę. Chce, aby w chacie nigdy nie zabrakło kapci dla przyjaciół. Tego sobie dziś życzę i każdego dnia.
Jutro przyjmuje pierwszych gości w chacie 🙂 i martwię się, bo nie mam tyle kapci. Na szczęście jest herbata, cukier i ciepły piec.
IMG_3138
  a i jeszcze wiersz 🙂 mój ulubiony:

Zaskoczenie
Bez księżyca
I bez górnych myśli
Bez serenad
Śpiewanych w maju
Tak po prostu
Zwyczajnie
Jest już
Wielkie serce
I wielkie wołanie.
Miłość przychodzi w starych kapciach
Siada cicho na krześle przy herbacie
I wspomina, mówi, szepce, milczy
O tym chlebie, który stał się miodem.
Andrzej Zwoliński
miłość

W ciągu ostatnich kilku lat udało mi się zrealizować bardzo wiele moich marzeń, jedno z większych to dom w górach. To takie marzenie, które zawsze mi towarzyszyło, gdy byłam samotna również. Na szczęście znalazłam człowieka, który pomaga mi je realizować i co najważniejsze to również jego marzenie.
Chce jednak napisać o czymś innym – o uczuciu, które towarzyszyło mi, gdy marzenie już zostało spełnione. Dom w górach jeszcze nie należy do tej kategorii, bo żeby był naszym wymarzonym miejscem do życia, potrzeba jeszcze wiele pracy, dobrych ludzi (których na szczęście nie brakuje), pieniędzy i czasu. Jednak trochę tego uczucia w sobie mam – zakończył się ważny etap realizacji marzenia i czuję pustkę?, nie wiem co robić, za co się zabrać, szczególnie, że większość pracy przy domu musimy odłożyć na wiosnę. To uczucie było jeszcze większe, gdy zdałam egzamin na przewodnika beskidzkiego – pomyślałam: i czego ja teraz będę się uczyć? 🙂 Jakiś czas temu Tomek pokazał mi filmik o wyznaczaniu i planowaniu celów Briana Tracy’ego i tam znalazłam wyjaśnienie tego uczucia. Gdy mamy cel, umysł działa lepiej i robi wszystko, żeby go zrealizować. Brak celu powoduje, że żyjemy jałowo, nie wiemy dokąd zmierzamy. Dlatego tak ważne jest ciągłe wyznaczanie celów. Najlepszy przykład na wyjaśnienie tego to para narzeczonych. Ślub, który jest ich celem daje im siłę, sprawia, że czują się lepiej, są zmotywowani. Po ślubie ani ona, ani on się nie zmieniają (jak to opowiada się w kawałach), tylko tracą cel… Dlatego muszą wyznaczyć sobie nowy, najlepiej wspólny.
Może receptą na udany związek są cele – u mnie i u Tomka się sprawdza :).
Na szczęście dom jest długoterminowym marzeniem i droga do osiągnięcia naszego celu jest bardzo długa, więc rozwód w najbliższym czasie nam nie grozi.
DSC00809.JPG
i dom na koniec – zrealizowany etap marzenia