miejsca

Tak jak obiecałam będę opisywać miejsca w górach, w Polsce, które są moimi „domami”.
Dziś będzie o Jolinkowie.
DSC01112
Zacznę od gospodyni, którą poznałam przez telefon. Szukałam klimatycznego miejsca na warsztaty z dziećmi – domu, gdzie można zobaczyć inne, piękniejsze życie niż w bloku w dużym mieście. Takiego miejsca, gdzie jest przestrzeń, góry i zwierzęta. Znalazłam Jolinkowo w internecie i się zakochałam (sami zobaczcie). Zadzwoniłam i gadałam z Jolą bardzo długo o wszystkim.
Potem pojechałam tam z Tomkiem na nasz pierwszy, wspólny wypad w góry. Przyszliśmy do Joli czarnym szlakiem z Tokarni, usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać jakbyśmy wcale nie robili tego pierwszy raz. Potem przy tym stole łapaliśmy oddech i zbieraliśmy siły, gdy Hanka wychodziła ze szpitala. W najtrudniejszym dla nasz czasie tu odnaleźliśmy dobrych ludzi i spokój. Pierwsza wycieczka Hani to właśnie wizyta u Joli w kwietniu rok temu i potem jeszcze kolejna w listopadzie.
IMG_1417
 Pierwsze spotkanie z kozą (też malutką)
IMG_1429
  Zasłużony odpoczynek na hamaku
DSC00534
i z tatą w drodze do Jolinkowa (listopad 2015)

Wczoraj odwiedziłam Jolę z siostrą.

To taki dom w górach, do którego zabieram wiele osób, nie tylko najbliższych i przyjaciół, ale też dzieci w ramach wycieczek z Lackową.

 

moja siostra Kasia

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 niezapomniana klasowa przygoda
Jolinkowo to przede wszystkim Jola, o której nie będę pisać jaka jest, bo to każdy kto ją zna wie. Powiem tylko, że jest to osoba, do której zawsze mogę zadzwonić i pogadać, wyżalić się i poprosić o radę (kupno Pałoszówki też z nią obgadałam). Jola jest zaradna, konkretna i bardzo odważna – sama prowadzi gospodarstwo, przyjmuje gości i ma pod swoją opieką: 3 psy, 4 koty, 2 konie, 1 źrebaka i całe stadko kóz. Dom to ludzie, którzy tam mieszkają, a w przypadku Jolinkowa jeszcze zwierzęta.
z Jolą

 

IMG_1426

 

DSC01041
Jolinkowo jest dla mnie wzorem agroturystyki, a dlaczego? Tu jest odpowiedz:
DSC01047
 kot na piecu… marzenie
DSC01064
piec – dusza domu
DSC01055
 jedna z dwóch sypialni
DSC01030
ten stół, przy którym mają miejsce ważne rozmowy i widok z kuchni
DSC01065
 dbałość o każdy szczegół
DSC01081
 o kąpieli w takiej wannie chyba każdy śni
DSC01107
 i najmłodszy mieszkaniec Luzak
DSC01095
 kozy – wielka miłość Joli 🙂 i jestem pewna, że odwzajemniona
Cieszę się, że mamy takie miejsce w górach.

 

miszmasz

Dziś byłam z siostrą na spacerze w Beskidzie Makowskim i przez chwile siedząc w słońcu i czując się wspaniale myślałyśmy, zadawałyśmy sobie pytanie: „Gdzie jest Twój dom?”.
Mam wiele domów, bo dla mnie dom to miejsce, gdzie czuje się swobodnie, przytulnie. Są tam ludzie, których lubię i przy których czuje się po prostu dobrze. Dom to miejsce, które już znam i z przyjemnością tam wracam. Wiem, że jest tam cząstka mnie.
Mój najważniejszy i najcenniejszy dom jest tu:
Justyna i Tomek 463
W tych ramiach jestem najbezpieczniejsza i najbardziej kochana i tu mogę być sobą i po swojemu kochać, śmiać się, płakać, planować i wspominać.
Mam też dom w Krakowie i w Beskidzie Sądeckim, o którym marzę, aby był nie tylko moim domem, ale po trochu każdego kto go odwiedzi i polubi.
Mam wiele domów w górach i pomyślałam, że chciałabym Wam o nich opowiedzieć. Jutro opowiem o Joli i jej domu, który dziś odwiedziłam jak zawsze z przyjemnością.
Dodaje kilka zdjęć ze spaceru, a jutro będzie ich troszkę więcej.
DSC01007

 

DSC01115

 

DSC01009

 

miszmasz

Dziś 22 luty – niby zwykły dzień… ale jest to dzień urodzin generała Robert Baden-Powella (22.02.1857) i jego żony Olave Baden-Powell (22.02.1889).
Generał Robert Baden-Powell jest twórcą skautingu, dlatego rocznica jego urodzin to dla harcerstwa Dzień Myśli Braterskiej.
Ja wciąż czuje się skautką 🙂 i dlatego chciałam wszystkim złożyć życzenia – nie tylko osobom zrzeszonym w harcerstwie, ale wszystkim, którzy czują ducha braterstwa, przygody i natury.
Życzę Wam spełnienia marzeń, energii do wyznaczania i realizacji celów, wielu kilometrów szlaków i szczytów do zdobycia, a najważniejsze wspaniałych towarzyszy przygód, przyjaciół w czasie radości i w chwilach kryzysu.
Każdemu życzę takiej Pałoszówki, która jest naszym długoterminowym planem i daje powody do życia przez wielkie Ż.
chata górska

W chacie mieliśmy pierwszych gości – Tradi Winter Camp. Mimo deszczu i niesprzyjającej wędrowaniu aury przybyło 18 osób. Okazało się, że Pałoszówka jest dużo bardziej pojemna niż nam się wydawało i każdy znalazł dla siebie odpowiednio dużo miejsca. Ciepłej wody do mycia też wystarczyło :).

DSC_5956

Dzięki grupie ze zdjęcia nasza przygoda z turystami rozpoczęła się w najlepszy i najpiękniejszy sposób – Mszą Św. Dla mnie osobiście była to niezwykła Msza Św., bo w naszej chacie 🙂 i w języku łacińskim – była to Msza Trydencka.

DSC_5891

Zaczęliśmy też od suszenia butów i ciepłej herbaty dla każdego – kubków wystarczyło :).

DSC_5950

Do tradycji chyba też przejdą proziaki…

DSC_5916

Niezastąpiony Bajerek jak zwykle przy piecu

DSC_5915

i jest też szef grupy Tomek z plackiem 🙂

DSC_5921

i tata Marek z siostrą Kasią 🙂

DSC_5923

Jestem już bardzo zmęczona, bo siedzieliśmy w nocy do 4 rano i bardzo szczęśliwa, bo:

  • udało nam się stworzyć klimat
  • myślę, że każdy czuł się w chacie dobrze, a niektórzy nawet bardzo 🙂 a przecież to jest najważniejsze
  • dla każdego wystarczyło herbaty i placków
  • wszyscy się pomieścili:
DSC_5908

 

DSC_5952
  • przez cały czas było ciepło 🙂 – poparzcie na gołe nogi na zdjęciu 🙂
  • udało się podłączyć pompę i ciepła woda była dla każdego
  • trudno było się pożegnać, a jeszcze trudniej wyjść z chaty i wrócić do Krakowa…

A teraz najważniejsze podziękowania.
Dziękuję:
– Grzesiowi Szarkowi za przyprowadzenie grupy 🙂 i zdjęcia
– Hanii Szarek, której z nami nie było, ale ona wpadła na pomysł spania u nas
– Kasi Bajer za to, że jest mają prawą ręką i za obsługę pieca
– tacie za przywiezienie do chaty i fachowe oko
– siostrze za pokazanie grupie drogi do chaty i pomoc
– chłopakom za rąbanie drewna i przyniesienie pompy.

Jeszcze kilka zdjęć:

DSC_5940
DSC_5870
DSC_5954

 

miłość

Dziś Walentynki, których z Tomkiem nie świętujemy… My swoją miłość celebrujemy codziennie w kanapkach do pracy, w chwilach dla mnie, w spacerze i kawie.
Kiedyś ktoś powiedział mi, że gesty się nie liczą, że tu chodzi o wielkie rzeczy: ślub, wierność, dzieci i dom. A co gdy przyjedzie szary dzień – bez wielkich rzeczy? Większość naszego życia to zwykła codzienność. To ona się liczy, a w niej gesty: przytulaniec, puszczenie oka, zgrzyt klucza i radość z powrotu do domu. Miłość to małe gesty, z których wychodzą wielkie rzeczy.
Ks. Andrzej Zwoliński porównuje miłość do chleba, który je się codziennie, a mimo to nigdy się nie nudzi.
My naszą miłość jemy codziennie i codziennie mamy Walentynki :). Nasza miłość przeżyła kilka wielkich rzeczy i próbę, dzięki czemu wiem, że sens ma powtarzanie „Kocham Cię”, zwykły uśmiech, talerz z obiadem i dobra kawa robiona przez Tomka, który wcale kawy nie pije…
DSC00817
Chciałabym, aby w chacie zamieszkała miłość. Chce, aby tu zawsze był czas na herbatę podaną z uśmiechem, na siedzenie przy piecu, na rozmowę i zadumę. Chce, aby w chacie nigdy nie zabrakło kapci dla przyjaciół. Tego sobie dziś życzę i każdego dnia.
Jutro przyjmuje pierwszych gości w chacie 🙂 i martwię się, bo nie mam tyle kapci. Na szczęście jest herbata, cukier i ciepły piec.
IMG_3138
  a i jeszcze wiersz 🙂 mój ulubiony:

Zaskoczenie
Bez księżyca
I bez górnych myśli
Bez serenad
Śpiewanych w maju
Tak po prostu
Zwyczajnie
Jest już
Wielkie serce
I wielkie wołanie.
Miłość przychodzi w starych kapciach
Siada cicho na krześle przy herbacie
I wspomina, mówi, szepce, milczy
O tym chlebie, który stał się miodem.
Andrzej Zwoliński
Beskid Sądecki

Siedzę w Krakowie, za oknem jest wiosna. Czar leniwej niedzieli sprawia, że tęsknie…
Bardzo tęsknie za górami, zapachem lasu, słońcem na twarzy, ale dziś muszę być w domu. Hanka trochę chora, a ja jeszcze bardziej. Korzystając z chwili zastanawiam się jak to się stało, że nasza chata jest w Beskidzie Sądeckim…
Plany co do lokalizacji naszego domu były różne. Na pewno chcieliśmy mieć dobry dojazd (nie mamy – na razie jedynym środkiem transportu do chaty są nasze nogi, ale może za jakiś czas dorobimy się porządnej terenówki), a jeszcze bardziej chcieliśmy być przy szlaku i udało się! Sama chata jest w lesie, ale na naszej polanie przecina się najważniejszy szlak w Beskidach – Główny Szlak Beskidzki z niebieskim gminnym.
DSC00931

Jednak najważniejszym warunkiem położenia Pałoszówki było ukształtowanie terenu. Nie chciałam domu przy drodze, we wsi. Chciałam w górach. Właśnie tak:

LOKALICJA
Jesteśmy na ok. 700 m n.p.m. w lesie poniżej polany Kretówki (718 m n.p.m.), z której mamy widok na … a to będzie zadanie dla któregoś przewodnika 🙂 – na razie byłam bardziej zajęta innymi sprawami niż odszyfrowaniem panoramy. Z drugiej strony naszej polany mamy taki widok na dolinę Popradu i Rytro:
DSC00778
Beskid Sądecki zawsze był moim dobrym znajomym, ale nie zaprzyjaźniliśmy się tak bardzo jak z dobrze znanymi mi Gorcami i ze starym, poczciwym Turbaczem (korzystając z okazji przepraszam Turbacz, że tak dawno się nie widzieliśmy, ale wiem, że jak zadzwonię nie będzie obrażony). Beskid Sądecki też nie jest moją szaloną miłością jak Beskid Niski. Beskid Niski to taki mój kochanek, z którym na razie nie mam przyszłości – może kiedyś jak dzieci dorosną, a Sądecki mnie rzuci. Trochę z rozsądku (przyznaje się, że znaleźliśmy okazję), ale z nutą nieznanego zdecydowaliśmy się zlokalizować Pałoszówkę właśnie tu w lesie i w Beskidzie Sądeckim:
dach1
Myślę, że nasz wybór okaże się dobry – ostatnio ciągle lądowaliśmy na tych terenach. Ta część Beskidu Sądeckiego będzie dla mnie przygodą z ostrym powiewem świeżość, bo jest to jeden z najmniej znanych mi zakątków Beskidów.
DSC00818

Zapraszam do odkrywania Sądeckiego ze mną!

chata górska

Dziś tłusty czwartek, więc trzeba napisać coś o jedzeniu! Jednak ja nie będę się dziś chwalić swoimi wypiekami (to muszę dopracować) i ilością skonsumowanych pączków (w tym roku zjadłam mniej niż statystyczny Polak, ale Tomasz nadrobił za mnie). Bohaterem mojej dzisiejszej opowieści będzie piec …
Jest takie schronisko w Bieszczadach – moje ulubione, do którego trafiłam właśnie przez piec. Szukając warsztatów dla dzieci z pieczenia chleba znalazłam zdjęcie pieca, w którym się zakochałam. Uznałam, że miejsce gdzie się on znajduje musi być niesamowite i koniecznie muszę tam jechać. Pojechałam i okazało się, że jest to jedno z piękniejszych schronisk, a piec stał się moim marzeniem. Zrozumiałam, że piec nie tylko daje ciepło i możliwość gotowania, ale jest sercem i duszą domu. Gromadzi wokół siebie przyjaciół, jest świadkiem rozmów, wyznań, kłótni, planów i jest najważniejszym miejscem w chacie.
Dziś jestem szczęśliwą posiadaczką pieca z prawdziwym ogniem i blachą, na której mogę upichcić placki i zapiekanki, na której stoją stare garnki pełne wody…  Nie jest to mój wymarzony gliniany piec z zapieckiem, z miejscem do robienia chleba, ale od czegoś trzeba zacząć… i można na nim zrobić pyszną pizze.

PS: Placki, które są przygotowywane na zdjęciu to proziaki. Przepis jest prostu i proporcje zawsze robię z głowy, dlatego podam tylko składniki: mąka, kefir (albo jogurty naturalny, maślanka) i troszkę sody (zwykle daję 1 łyżeczkę), sól.

piec - proziaki
Smacznego!