ludzie, miłość

Kolejny już wpis urodzinowy – trzeci na blogu… oznacza to, że leci nam trzeci rok z Pałoszówką. Mogłoby się wydawać, że chata nam się znudziła, bo nas tam wcale nie ma (od prawie 2 miesięcy już). To nieprawda. W Krakowie zatrzymują mnie studia, które przybliżają mnie do marzenia o agroturystce i oprócz tego, że dadzą mi kwalifikacje rolnicze to czasem czegoś ciekawego się na nich dowiem. A najważniejsze to poznaje nowych ludzi! Gdy skończę studia, dalej będzie się Wam wydawało, że chata nam się znudziła i wciąż będzie to nieprawda. W Krakowie pewnie zatrzyma nas ktoś nowy i mały… mam nadzieje, że nie na długo i szybko pojedziemy już w czwórkę do lasu. Jednak trudno w tej sytuacji planować jak to będzie. Hanka już mnie tego nauczyła.

31 urodziny

Przeczytałam sobie dwa poprzednie urodzinowe wpisy z 29 urodzin i z 30. Zastanawiam się  o czym napisać, żeby się nie powtarzać… jak zawsze mam w głowie myśli o przemijającym czasie i o tym, co udało się zrobić, a czego nie. Myślę o spełnionych marzeniach i o tym co mnie jeszcze czeka. To chyba normalne urodzinowe myśli.

Napiszę o ludziach… to będzie trochę gorzkie i trochę słodkie. Ostatnio zadziwia mnie które moje znajomości i przyjaźnie przetrwały. Okazuje się, że osoby, o których często myślałam, że będą na całe moje życie już odeszły, albo prawie. Jest wiele pozytywnych zaskoczeń i mimo, że czasem wydało się, że ktoś już na zawsze opuścił mój szlak życia, to na niego wraca. Mam wielu dobrych ludzi. Jednak te kontakty są dość rzadkie… i to jest gorzkie i normalne. Człowiek w codzienności jest sam. Skończyły się czasy, gdy prawie codziennie wychodziło się z grupą znajomych na piwo. Słodkie jest to, że nie przeszkadza mi to tak bardzo, bo mam Tomka i z nim czuje się najlepiej. Dzięki temu nigdy nie jestem sama. Dziękuję!

Dziękuję też tym, którzy czasem wchodzą w moją codzienność!

Dla poprawnych relacji damsko-męskich bardzo ważne jest to, żeby byli inni ludzie. Jakie to cudowne, gdy dostrzegam piękno i mądrość w moim mężu w towarzystwie – jestem wtedy taka dumna. Czasem też potrzebujemy od siebie odpocząć i pogadać z kimś innym. Pewnie trzeba też troszkę ponarzekać.

Życzę sobie i Wam takiego jednego najważniejszego przyjaciela na zawsze i wielu innych, którzy pojawiają się we właściwym momencie! Oby trwali przy nas jak najdłużej, a my przy nich w dobrych i złych momentach!

PS: Przeglądam zdjęcia do wpisu i uświadomiłam sobie jak bardzo, bardzo tęsknie za chatą!! ale zdjęcie nie będzie z chaty jednak 😛 tylko takie sprzed 10 lat i z czasów kiedy chciało mi się organizować urodziny w knajpie heheh… Oglądam zdjęcia z pewnym zadziwieniem, kto tam wtedy był… ale zamieszczę te z tymi, którzy w moim życiu i w moich myślach dalej są obecni! 🙂

miejsca

Są takie dwie turystyczne piosenki, które bardzo lubię i nie kojarzą mi się one z górami jak większość. Jedna bardzo słusznie, bo opisuje wiosnę w krainie, która zawsze była w mojej głowie, ale jakoś trudno było mi się tam wybrać. Druga opisuje rzekę. Myślę, że nie konkretną, ale gdy ją słucham zawsze widzę Nidę, a właściwie jej meandrujący obraz na mapie (geograf zrozumie).

I jest – piękny wiosenny weekend, idealny, aby poleżeć na przełęczy 🙂 i w końcu skosić trawę. Trochę boję się, że chata zarosła wiosną. Jedynak w sobotę w mieście przytrzymał mnie wieczór panieński i ogromna przyjemność poprowadzenia warsztatów kosmetycznych! Każda kobieta przeżywa swój wieczór panieński raz (teoretycznie), a ja do chaty mogę jechać zawsze (teoretycznie).  Z idealnego na góry weekendu została niedziela. Już wyleczyliśmy się z wyjazdu na Kretówki na jeden dzień, więc trzeba było wymyślić coś innego… Kierunek południe jak zawsze wydał nam się atrakcyjny, ale nagle przeszedł obraz korków na zakopiance (tłumy wracające z krokusów), tabuny ludzi na szlakach… a ja teraz potrzebuje odetchnąć, odpocząć, poleżeć na kocu i mam taką ochotę posiedzieć nad rzeką. Północ i tam, gdzie nigdy nie byliśmy razem – Ponidzie i miłek wiosenny zamiast krokusa! Powinnam to hasło promować na FB, ale wtedy trzeba będzie załatwić ochronę dla miłków. Cudowne było to, że podczas naszej wycieczki spotkaliśmy jedynie dwóch rowerzystów. Pusto, pusto i mogliśmy nacieszyć się sobą. Czasem i tego potrzebujemy.

Miły kwiatek 🙂 wiosenny symbol Ponidzia… miły dla oka i serca – silnie działająca roślinna lecznicza między innymi na mięsień sercowy.

Wiślica

Wycieczkę rozpoczęliśmy bardzo niedzielnie – Mszą Św. i lodami… w Wiślicy. Jest to bardzo malutka miejscowość i budzi pewnie zdziwienie znajdująca się tam gotycka bazylika. Jednak gdy wczytacie się w historię Wiślicy, okazuje się że jest to bardzo stara i ważna miejscowość. Od 1 stycznia 2018 Wiślica ponownie jest pełnoprawnym miastem z prawami miejskimi i w ten sposób jest to najmniejsze miasto w Polsce (503 mieszkańców). Trzeba również wspomnieć, że w Wiślicy znajdziemy zabytki romańskie np. unikatowa płyta orantów z 1175 r. Natomiast dla łasuchów ważna będzie informacja, że na rynku można zjeść dobre, lokalne lody, które można tu już było próbować w 1956 r.

dzwonnica, bazylika kolegiacka Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Wiślicy, Dom Długosza

Chotel Czerwony

Następnie pojechaliśmy do Chotelu, ale nie takiego z 5 gwiazdkami i SPA, ale pod gołym niebem. Zwiedziliśmy mały, gotycki kościółek i oglądaliśmy „jaskółcze ogony” – wychodnie gipsową. Nie obyło się bez góry 🙂 – zdobyliśmy pobliski szczyt i zrobiliśmy sobie piknik pod „jaskółczymi ogonami”.

Odsłonięcie geologiczne – zdjęcie z serii „geograf zrozumie” 🙂 i z pozdrowieniami dla Anety!!!
MATKA GEOGRAF 😀 więc trzeba podotykać
Rezerwat przyrody Przęślin, dla Hanki po prostu góra, góra, góra 🙂
I taki widok mieliśmy…
Piknik pod „jaskółczymi ogonami” 😀

Nida

Po odpoczynku w Chotelu, czyli już o 14 godzinie zaczęliśmy właściwą trasę, której celem było objechanie części doliny Nidy.

Krajobrazy dla nas dziwne – mało lasów, same pola i nigdzie nie ma rzeki… Nida okazała się trudno dostępna. Na mapie zdecydowanie łatwiej ją zauważyć niż w terenie. Rzeka posiada liczne zakręty, starorzecza i jest obrośnięta szuwarami, wysokimi trawami. Więc moje marzenie o zanurzeniu nóg w jednej najcieplejszych rzek w Polsce okazało się niemal nie możliwe (nie tylko ze względu na słaby dostęp do wody, ale i Hankę, która na pewno zrobiłaby to samo). Latem Nida osiąga 27 st. C. Nida posiada rozległą terasę zalewową, na obszarze której nie wolno się budować. Jest to teren dość dziki jak na polskie warunki. W najwęższym miejscu koryto rzeki ma 6 m., a w najszerszym 79 m. Nie jest też głęboka – od 0,4 do 2,6 m.

Udało nam się znaleźć cudowne miejsce na kocykowanie nad samą rzeką. Gdzie jednak nie byliśmy sami – zamiast ludzi towarzyszyły nam żaby, bociany, zające i sarny. Trzeba będzie wrócić nad Nidę, ale ze starszymi dziećmi i na kajaki. Myślę, że Ponidzie oglądane z rzeki jest dużo ciekawsze, niż z okien samochodu.

Pałosze tym razem z rzeką w tle…
i Hanka z ciastkiem
Nida
Wiosna na Ponidziu
Udało się nawet sfotografować bociany

Na zakończenie

Na koniec wyprawy pojechaliśmy do Pińczowa, gdzie niestety zjedliśmy niedobrą pizze… i nie mieliśmy już sił na zwiedzanie. Zamiast zwiedzania zabraliśmy Hankę na plac zabaw nad samą rzeką w miejscowości Chroberz. Wycieczkę zakończyliśmy wrzucając kamienie do Nidy… i trochę płaczem, że trzeba już wracać.

Posiadając swoje miejsce w górach trudno jest wybrać się gdzie indziej. Może dobrze robią takie momenty w życiu, które trochę nas zmuszają, żeby zobaczyć coś innego. Czasem lepiej zamienić krokusa na miłka wiosennego.

chata górska, miejsca

Agroturystyka – pomysł na życie, który u mnie swój początek miał w marzeniu o prowadzeniu schroniska górskiego. Były nawet poważne rozmowy i odłożone pieniądze na sam początek. Była nawet mała praktyka w schronisku z super gospodarzami, którzy odradzili mi prowadzenie miejsca, o którym myślałam. Teraz sami mają agroturystykę.

Z perspektywy czasu tak bardzo się cieszę, że nie podjęłam się tego szalonego pomysłu. Gdybym popełniła ten życiowy błąd to nie poznałabym Tomka, który na pewno nie zapędziłby się sam w Beskid Niski. Są też inne powody. Po pierwsze moją wspólniczką miała zostać osoba, która mnie kompletnie rozczarowała i która miała zupełnie inną wizję życia, a w szczególności sposób patrzenia na kasę. Po drugie nie chciałabym prowadzić schroniska górskiego.

Sama nigdy specjalnie nie przepadałam za schroniskami – kiepskie warunki, duże ceny, zwykle zmęczona i zniechęcona obsługa. Nie ma co się dziwić jak tyrasz całymi dniami na dzierżawę dla PTTK i ZUS… a turyści?? Czasem szkoda słów – roszczeniowi, narzekający… a czasem jest ich po prostu za dużo, albo za mało… Nie ma miejsca w dużym schronisku na rozmowy i poznawanie swoich „gości”.

Jest kilka schronisk, w których czuje się dobrze i chce tam wracać, ale wymienię tylko moje dwa ulubione: nad Smolnkiem (Bieszczady) i w Dolinie Roztoki (Tatry). Nie mogę też zapomnieć o Cyrli, o której myślę jako o dobrych sąsiadach, a nie jako o schronisku.

Schronisko nad Smolnikiem

Agroturystyka jest dla mnie doskonałym rozwiązaniem 🙂 …

  • w planach wyjazdowych, zaraz obok studenckiej bazy noclegowej (którą uwielbiam ponad wszystko)
  • w dalekich planach życiowych – ja jako gospodyni 😀

POWÓD 1 – goście!!!

W agroturystyce powinno nie być klientów, tylko goście w naszym domu.

Gdy myślę o swoich wyjazdowych planach i mam ochotę pobyć z kimś wartościowym to zwykle wybieram gospodarstwo agroturystyczne.

Mam takie piękne, cudowne miejsca na liście swoich ulubionych, gdzie najpiękniejsi są gospodarze! Bardziej niż dla wspaniałego wnętrza, górskich krajobrazów jadę tam do konkretnej osoby, na konkretne dyskusje.

Właśnie taką gospodynią chciałabym być, do której przyjeżdżają goście. Dzięki temu mimo mieszkania w lesie, „na zadupiu” nie będę czuła się samotna. Będę mogła częściej spotykać ludzi i prowadzić prawdziwe rozmowy.

W agroturystyce właśnie ten kontakt jest bardzo ważny. Niestety, są agroturystyki, gdzie nie chodzi o gości, ale o „miliony monet”… Każdy, kto prowadzi biznes wie jak ważne jest zarabianie… ale w każdym biznesie jest źle, gdy pieniądze przysłaniają pasje i innych ludzi. Pieniądze za dobrze wykonaną prace są niezbędne i każdy gospodarz musi mieć z czego utrzymać dom, rodzinę i gości. Jednak od razu da się wyczuć, kto zagląda nam tylko do portfela, a nie w serce. Przykład: pod Krakowem jest miejsce, gdzie gospodyni wychodzi tylko po to, aby wystawić Ci fakturę… bardzo miła i sympatyczna, gdy regulujesz należność i wcześniej przez telefon, gdy ustalasz wysoką cenę za pieczenie kruchego ciasta z dziećmi.

Na szczęście jest dużo więcej pozytywnych miejsce, gdzie przyjeżdżasz do gospodarzy, a zostawiasz przyjaciół.

Odsyłam Was do Jolinkowa. Jest to miejsce, które oprócz Pałoszówki odwiedzam najczęściej i zabieram tam sobie najbliższe osoby. O tym wszystkim przeczytacie tu (są też zdjęcia). Właśnie w ostatni weekend organizowałam u Joli wieczór panieński i jak zawsze było cudownie i tym razem bardziej twórczo, bo robiłyśmy swoje kosmetyki. To czas z Jolą i wspólne rozmowy zainspirowały mnie do napisania o swoim marzeniu o agroturystyce.

Zapraszam Was też do Chaty na Bucniku, Chaty nad Wisłokiem, Starej Farmy

POWÓD 2

Agroturystyka to jedyne takie miejsce noclegowe, gdzie goście przyjeżdżają do Twojego domu i życia i muszą to uszanować. W schronisku musisz być 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu… a w agroturystyce wtedy, gdy się umówisz. Goście powinni uszanować to, że chcesz wyjść do kościoła. Możesz ustalić sobie urlop nawet w lipcu i zamknąć dom i jechać na bazę namiotową. Nie jest to takie proste, ale teoretycznie możesz 😀 .

Prowadzenie agroturystyki to nie jest praca, to jest sposób na życie…

bardzo trudny i nie dla każdego, bo tu nie ma rozdzielenia na to co jest pracą, a co czasem wolnym… co jest domowym obowiązkiem, a zobowiązaniem wobec innych…

A na koniec musi być kot 🙂 to taka nagroda, że doczytaliście do końca i zagadka: Gdzie mieszka ta piękna kotka?? 😀

miłość

Dziś będzie o kobietach na Dzień Kobiet. Może powinien napisać ten wpis mężczyzna? Będzie jednak o kobietach na Dzień Kobiet przez kobietę 🙂 i przez to będzie jednostronnie.

Podziwiam kobiety… Czasem nie mogę się przestać dziwić. A może przykład:

Ona – właścicielka firmy, mama dwójki dzieci i zadbana żona

Jedziemy autem. On wciśnięty z tyłu między dzieci, ona prowadzi samochód. Do niego dzwoni Pani z banku i rozmawia z nim o jego sprawach, ale on daje telefon jej, bo to ona wie…

Nie mogę przestać dziwić się ile potrafią ogarnąć kobiety…

ale… zapomniałam o wstępie

Ten świat jest tak cudownie zrobiony, że kobieta i mężczyzna się uzupełniają i są sobie wzajemnie potrzebni i równi – tu nie ma lepszych i gorszych. Kropka, bo dla mnie to taki aksjomat i nie będę się rozpisywać.

Podziwiam kobiety za upór, siłę i mądrość.

Podziwiam je za to, że potrafią łączyć bycie mamą, żoną i bizneswomen. Jestem również pełna uznania dla kobiet, które pełnią jedną z tych ról. Tak pięknie potrafimy wypełniać swoje powołania.

Ostatnio słuchałam o. Szustaka, który pięknie mówił o kobietach i ich roli (posłuchajcie, tylko dla Pań!). Kobiety prowadzą do Boga, do zbawienia. Myślę, że to jest właśnie najważniejsza nasza rola. W każdej funkcji, którą spełniamy, mamy prowadzić do Boga jako mamy, żony, przyjaciółki. To my musimy dbać o niebo dla naszych mężów i dzieci. Oczywiście mamy moc, żeby to kompletnie zniszczyć.

Nienawidzę kobiet za ich nienawiść.

My potrafimy mocno odczuwać i czasem nie potrafimy kierować emocjami. Krzywdzimy się nawzajem i porównujemy.

Przykład: macierzyństwo

Poczytajcie blogi o macierzyństwie i komentarze – włos się jeży!!!

Która urodziła więcej, która może nazywać się matką, a która nie, która miała cięższy i dłuższy poród, która urodziła przez cc (to już nie kobieta wg. niektórych Pań), która dłużej karmiła piersią, która wcale nie karmiła, która daje Gerbreki i sok z cukrem, która kupiła wolnoobrotową sokowirówkę za 5 tys. zł, która posłała dziecko do żłobka, która siedzi z dzieckiem w domu, która całuje stopki, a która nie… która wcale nie jest mamą

Jednak nie czytajcie!

Każda mama wie co jest najlepsze dla jej dziecka i każda mama jest w innej sytuacji rodzinnej, finansowej i psychicznej i daje ile może sobie, mężowi i dziecku. To też powinien być aksjomat.

Są złe matki, bo nie potrafią, bo same są zagubione, bo same nie zaznały miłości… a nie dlatego, że są po prostu złe i trzeba je zrównać z błotem. Może trzeba popatrzeć szerzej, a nie krytykować i pisać, że ja jestem lepsza.

Są kobiety, które nie są matkami z własnego wyboru lub z wyboru losu. Im też należy się szacunek. Brak powołania lub możliwości do bycia mamą nie jest powodem do powątpiewania w czyjąś kobiecość.

Są kobiety, które realizują się w domu tzw. „kury domowe”. One też są pełnowartościowe i odwalają kawał dobrej roboty… chociaż dzisiejszy świat przelicza nas na pieniądze, a taka kobieta bezpośrednio nie podnosi dochodu gospodarstwa domowego. Popatrz szerzej – pośrednio jak najbardziej tak, bo nie potrzebujesz opiekunki do dziecka, sprzątaczki, kucharki itd… Dom jest czysty, dzieci szczęśliwe, tylko ona czasem zmęczona i niedowartościowana i szara… dlaczego?

Ja teraz też jestem kobietą, która siedzi w domu… i mój mąż wraca do mnie z niedoczekaniem i uśmiechem na twarzy z pracy.

Każda kobieta jest inna i każda wspaniała.

Ktoś kiedyś powiedział, że nie ma brzydkich kobiet, są tylko niekochane. A ja dopowiem, że są niekochane przez siebie. To jest nasza tajemnica, siła i mądrość: miłość. To jest nasza kobiecość. Ale żeby pokochać świat, mężczyznę, dzieci, w pierwszej kolejności trzeba pokochać siebie! Kochane, w końcu stworzył nas Bóg, a On tworzy tylko to co piękne i dobre!

Czasem sobie to utrudniamy same i sobie nawzajem… odsyłam wyżej.

Z okazji Dnia Kobiet życzę Wam miłości do samych siebie! Wtedy wszystko będzie na swoim miejscu!

I na sam koniec jeszcze raz:

Kobiecość to miłość!

chata górska

My i chata – Justyna i Tomek

Jesteśmy mieszczuchami, którzy próbują z różnymi efektami żyć w górach… na razie na 1/10 etatu. Naszym wielkim marzeniem jest kiedyś na stałe mieszkać w górach. Nie lubimy samotności, więc chcielibyśmy zaprosić do naszego życia w górach gości i przyjaciół. Choć jak każde zdrowe małżeństwo lubimy się czasem „pokokosić” we własnym towarzystwie 😉 .

Jesteśmy też rodzicami Hanki…

a od 6 czerwca 2018 rodzicami Ignasia

Chata

Chata lubi gości! Zasada jest taka, że może nas odwiedzić prawie każdy. Napisałam prawie, bo nie każdy będzie chciał. Warunki w Pałoszówce nie są luksusowe, a nawet nie są schroniskowe. Z racji rozmiarów w chacie nie ma za bardzo prywatność (jest ogromy las wokół, gdzie można się zaszyć). Śpimy na poddaszu na trzech dostępnych łóżkach lub podłodze. Jest też salon, gdzie nocujemy my i osoby, które z jakiś powodów nie mogą na górze lub tam się nie mieszczą. W chacie jest dostępne łóżeczko turystyczne dla niemowlaka.

Jest mała kuchnia, gdzie wszyscy razem gotują i sprzątają (są w niej wszystkie niezbędne sprzęty i naczynia). W łazience ta zasada nie obowiązuje i każdy może, na nawet powinien z niej korzystać sam lub w parze. Łazienka na zimę zamienia się w Syberię, a lato w miejsce, gdzie można zaznać przyjemnego chłodu.

Jest też taras (bez barierek zabezpieczających dla dzieci), który latem zamienia się w jadalnie albo miejsce do relaksu.

jak widać nie tylko latem, jesienią też sprawdza się jako miejsce do spania… ale ja uwielbiam czuć chłód na twarzy

W chacie jest prąd i woda (zakręcana na zimę). Nie ma Internetu, ale za to są problemy z zasięgiem, więc na telefonie też nie ma :P.

Aby przyjechać do chaty trzeba się upewnić czy jesteśmy i się zapowiedzieć (będzie to szczególnie ważne w sezonie letni 2018, bo pewna osoba na pewno trochę przytrzyma nas w mieście). W chacie nie jako jesteście trochę skazani na nasze towarzystwo i na pewne prace domowe np. pomoc w przygotowaniu ogniska, umycie naczyń, zabawę z Hanką…

Nie mamy cennika, bo nie popieramy opłat za nocleg itp… ale można nas wesprzeć i wrzucić pieniążka do skarbonki sowy, która zbiera na remont chaty.

Co można u nas robić?

  • Odpoczywać i spać, nawet po południu;
  • Czytać książki – mam już małą biblioteczkę z książkami o tematyce górskiej i przyrodniczej;
  • Wyżywać się artystycznie – latem 2017 królował decoupage (efekty widać w chacie). Jestem otwarta na wszelkie plastyczne, techniczne pomysły;
  • COŚ DLA KOBIET: kule, mydła, peelingi – trzeba tylko zapowiedzieć wcześniej co chcesz robić;
  • COŚ DLA MĘŻCZYZNY: męskie wyzwania – np. rąbanie drewna w sam raz dla korpoludków, spacer po wodę do źródła Św. Kingi w sam raz dla leniuchów lub pracujących nad swoją sylwetką;
  • Zbierać zioła, kwiaty, owoce leśne, grzyby, kamienie (przydadzą się do ogródka), gotować potrawy z darów lasu;
  • Chodzić na spacer, wędrówki, wyrypy;
  • Siedzieć przy ognisku, śpiewać, rozmawiać;
  • Oglądać wschody i zachody słońca z przełęczy;
  • Leżeć na trawie;
  • Chodzić na pyszne obiady do sąsiadów, czyli na Cyrlę;
  • a gdy będzie potrzeba przekonania się, że wcale nie tęsknimy za miastem można do niego pojechać np. do Krynicy. Naprawdę człowiek szybko wraca do lasu.
Zajęcia wieczorne w domu 😀
i zajęcia wieczorne na przełęczy, czyli wygibasy na trawie

Chatkowe ABC

Pałoszówka to chata dla przyjaciół i strudzonych wędrowców

A szczególnie dla tych, którzy potrafią docenić jej piękno, górską lokalizację i czyste powietrze

Ładnie dziękujemy, tym którzy dbają o porządek i klimat chaty

Ognisko rozpalamy w miejscu wyznaczonym i używamy do niego drewna z lasu

Smutki i śmieci zabieramy ze sobą

Zbieramy na remont chaty, jeśli chcesz nam pomóc wrzuć pieniążka do sowy

Ósma zasada będzie najważniejsza

W chacie obowiązuje dobry humor, współpraca i współodpowiedzialność – razem sprzątamy, gotujemy, jemy i relaksujemy się

Kłótnie, bójki, niepotrzebnie wylane łzy są zabronione

A my (Justyna, Tomek, Hania) życzymy cudownych chwil w Pałoszówce!

chata górska, dziecko w chacie

To będzie bardzo polski wpis… z narzekaniem. A może uda mi się tak posmęcić, żeby nie było smutno. Zima w chacie nas przerosła.

Chata zimna i zmrożona… a w środku z godziny na godziny coraz cieplej… ale jest jedno miejsce, gdzie panuje wieczna zmarzlina…

Uwielbiam słoneczną i mroźną pogodę, gdy pod nogami skrzypi mi śnieg, a w twarz szczypie mróz. Zima nie przeszkadzała mi kiedyś… mogłam jeździć w góry i odkrywać bajkowy świat z pięknymi widokami. Teraz jestem mamą i okazało się, że Hanka jeszcze nie umie cieszyć się zimą i wędrówki z nią są powolne, a przez co jest mi za zimno… a najlepiej Hance jest na placach u taty i potem musi dwie godziny odtajać przy kominku. Jako mama małego dziecka nie lubię zimy – męczy mnie ubieranie, zastanawianie się czy dobrze ją ubrałam i gdzie my się wysikamy i to w kombinezonie. A może trzeba ubrać 3,5- letniemu, dawno odpieluchowanemu, dziecku pampersa (o zgrozo, ale wystawiać pupę przy -10).

Zima w chacie

Wydawało mi się, że będzie jakoś milej i łatwiej. Myślałam o krótkich spacerach w słońcu, lepieniu bałwana i o powrotach do ciepłej herbaty przy kominku. Okazało się, że nie było słońca i nawet krótkich spacerów: Hanka doszła za płot i resztę czasu spędziła na tarasie a potem w oknie…

Zabawa na tarasie
Najpiękniejsza zima to ta oglądana z okna ciepłej chaty…

Był za to kominek, przy którym pewnie temperatura osiągała nawet 30 st. C. Grzejesz się miło i pijesz ciepłą herbatę, rozbierasz się do podkoszulka, gdy nagle czujesz ucisk na dole i trzeba wybrać się na Syberię…. Podczas tego pobytu nasza łazienka zyskała nowe imię: Syberia, czyli tam gdzie woda zamarza… Ubierasz się i wychodzisz z tropików w salonie. Musisz w szybkim czasie przebrnąć przez przedpokój, gdzie już panuje klimat rosyjskiej wiosny, czyli wieczne plus 7… co następuje potem? Każdy może sobie wyobrazić.

Nie zdawałam sobie też sprawy z tego jaki zbawienny jest zimą ciepły prysznic, o którym marzyłam od kiedy przyszliśmy do chaty. Woda na zimę jest zakręcona, więc zostaje noszenie wody ze studni, grzanie jej na piecu i mycie po harcersku, w misce w kuchni. Nawet jakbyśmy wodę odkręcili i uruchomili prysznic nie wiem czy by znalazł się śmiałek, który rozebrał by się na Syberii.

Myślę, że rzeczy, o których piszę nie przeszkadzałyby mi kilka lat wcześniej… ale teraz gdy jestem mamą to zwracam na pewne rzeczy bardziej uwagę. Poczekam aż moje dzieci będą starsze i nie będzie mi przeszkadzała Syberia, chodzenie po drewno i będą same wychodzić na zimowe słońce, cieszyć się śniegiem. A najlepiej poczekam aż chata będzie szczelna, ciepła i po remoncie. Teraz mówię zimie i dzieciom w chacie: nie. Gdy jesteśmy z Tomkiem sami to jest zupełnie inaczej, bo chodzimy na długie spacery i grzejemy się przy obiedzie na Cyrli. Jednak jesteśmy rodzicami i chcemy spędzać czas razem. Chcieliśmy Hani pokazać zimę w górach i życie w drewnianej, nieszczelnej chacie, gdy za oknem mróz. Cel osiągnięty i odhaczony. Teraz czekam aż sama nas zacznie prosić, żebyśmy pojechali… 🙂

Zima w mieście

Nie lubię zimy w mieście… ale po takich kilku dniach w chacie doceniam drobne, oczywiste, miejskie przyjemności: ciepłą, bieżącą wodę, kaloryfer i stałą temperaturę w całym domu. I nawet mogę iść do galerii na zakupy 😀 . Nie poznaję się. I jest internet… Super!

miłość

Wpis powinien powstać wczoraj, bo będzie trochę o miłości… tylko troszkę. Zawsze piszę o miłości, bo ona zawiera się we wszystkim. Dziś będzie o poświęceniu. Według słownika języka polskiego poświęcić się oznacza „zrezygnować z czegoś dla czyjegoś dobra, dla jakiejś sprawy” – brzmi strasznie, ale w tym samym słowniku jest jeszcze kilka definicji i ta, która najbardziej mi się podoba to: „wybrać sobie coś jako zawód lub cel życia”. Najczęściej jednak poświęcenie odczytujemy według pierwszego znaczenia. Nie lubimy tego słowa, bo kojarzy nam się z brakiem czegoś, z wyrzeczeniem.

W dobrym życiu nie ma miejsca na takie poświęcenie. W miłości jest wybór.

Jakie to przykre, gdy matka mówi do swoich dzieci, że się im poświęciła. Zrezygnowała z kariery, by  być przy rodzinie. I często te słowa padają w formie wyrzutów: ja się Wam/Tobie oddałam, a Wy/Ty tak mnie traktujesz i wybierasz inną drogę… Tak samo jest w wielu innych sprawach. Ja tyle z siebie daję w pracy, rezygnuję z bycia w domu, a tu nie ma podwyżki i nikt mnie nie szanuję. Tak na prawdę nikt nas nie prosi o poświęcenie. Pamiętam jak odchodziłam z harcerstwa. Jednym z powodów było to, że nie umiałam sprostać wymaganiom mojej drużynowej, która poświęciła się dla ZHR. Ona chciała, żebym ja zrobiła to samo, doceniła jej pracę i to, że harcerstwo jest dla niej najważniejsze. Ja miałam inne plany, drużyna miała być dla mnie ważnym dodatkiem i nie chciałam się poświęcać harcerkom, które nigdy o to nie prosiły i tego nie potrzebowały.

W miłości zawsze jest wybór.

W życiu zawsze trzeba wybrać jakiś szlak. Nie da się iść dwiema drogami. Ja wybrałam rodzinę , domowe ciepło i chatę w górach.

O poświęceniu można mówić, gdy jest przymus, trudna sytuacja. W miłości zawsze będzie poświęcenie, bo zawsze będzie jakiś kryzys. W ciężkiej sytuacji finansowej, ktoś musi się poświecić i wziąć dodatkową pracę. Gdy przychodzi choroba, ktoś musi z czegoś zrezygnować. Wybór jednak jest zawsze, bo w każdej chwili możesz zniknąć, odejść… i w tym miejscu chroni nas miłość i sprawia, że poświęcenie nie jest takie złe.

Gdy patrzę na swoje życie to widzę w nim same wybory*, nie było tam miejsca na poświęcenia. Z czasem widzę, że tam gdzie wydało mi się, że z czegoś rezygnuję, bo tak trzeba, tak naprawdę zawsze było, bo tak chciałam. Teraz jestem na dobrej drodze, o której wyborze zdecydowałam sama, bez przymusu i poświęcania czegoś innego.

My na początku naszej drogi… Bieszczady, maj 2013

Życzę Wam w dzień po Walentynkach, żeby w Waszym życiu zawsze były mądre wybory, a nie przykre poświęcenia…

*jest wyjątek: kot… posiadanie kota poświęciłam dla Tomka, ale to naprawdę nieważne. Piszę to, żeby Tomek wiedział :D, bo może kiedyś zmieni zdanie.

Bez kategorii

Marzę o śmierci, która nie zrobi na nikim wrażenia… nie rozpęta się burza na FB i nikt o tej śmieci nie usłyszy. Marzę o śmierci, która będzie świętem mojego życia. Marzę o tym, że umrę w łóżku wśród najbliższych, a może trzymając za rękę Tomka będę się uśmiechać. Myślę, że nikt wtedy nie zapłacze nad starą babą, która już zrobiła na Ziemi wszystko co było do zrobienia. To będzie już czas na mnie, mój czas umierania…

Chyba nie każdy marzy o takiej śmierci. Są ludzie, którzy chcą umrzeć z pompą i z wiadomościami w TV, żeby cały świat wiedział. Są ludzie głośni i znani, których wszystkie wydarzenia są komentowana w mediach i takiej śmierci oczekują – śmierci kontrowersyjnej z tematem do dyskusji.  A może wcale o śmierci nie myślą, ale tak umierają i zapisują się w historii. I nawet ja, która nie znam tych ludzi, przeżywam tą śmierć i jakoś mi na sercu ciężej. I tak dziś myślę o Tomku Mackiewiczu, o Adamie Kieresie, o Wandzie Rutkiewicz i o tych, którzy dziś są punktami orientacyjnymi w Himalajach (ale dziś o nich nie napiszę, tylko o sobie).

Śmierć powinna być taka jak życie…

A ja marzę o tak bardzo krytykowanym „świętym spokoju”… Nie chce wchodzić na himalajskie szczyty i szczyty kariery. Chciałabym mieć swoją chatkę w górach i żyć tam otoczona dobrymi ludźmi i prostymi obowiązkami. Chce zbierać zioła, gotować dla gości, ścielić łóżka i wdychać świeżość pościeli, budzić się rano i pić kawę z widokiem na las i muzyką ptaków, chce obserwować zwierzęta i mieć poczucie „świętego spokoju”. Dla mnie to słowo oznacza, że jestem tam gdzie powinnam być i robię w życiu to do czego powołał mnie Bóg. Nie mówię o życiu na kanapie przed telewizorem. Gdzie po 8 godzinach pracy w korpo człowiek marzy o tym, żeby wszyscy dali mu spokój i ze skwaszoną miną sięga do lodówki po piwo. W zamian za to stać go na wakacje na wyspach Kanaryjskich, które i tak nie wypełniają jego pustki… To jakie masz życie  zależy od Ciebie. Przecież możesz zmienić pracę albo cieszyć się etatem w korpo. Lubię prostych ludzi, którzy potrafią żyć na dole i w każdym dniu widzą wartość samą w sobie….

Nie boję się, że w moim życiu nic się nie wydarzy. Codziennie się dzieje… tylko nikt nie pisze o tym w gazetach.

Byliśmy w weekend w chacie z Tomkiem – sami :)… i cieszyliśmy się sobą. Miałam w sobotę rano chwilę wielkiego, wzruszającego szczęścia i piękna. Poczułam się jakbym stała na szczycie swojego Everestu. Opiszę Wam ten moment. Dokładałam do piece drewna i przygotowuję jeszcze śpiącemu mężowi proste śniadanie. Przez drzwi i małe okienko wpadają promienie zimowego słońca, a z radia lecą stare kawałki, a ja uświadamiam sobie, że całe życie o tym właśnie marzyłam: żyję z człowiekiem, którego kocham, mam domek w górach i mogę wstać wcześniej z łóżka i zrobić śniadanie. Jak często człowiek wchodzi na swój szczyt i tego nie zauważa. Dlatego niektórzy ludzie muszą wspinać się na 8-tysięcznik, tego nie da się przeoczyć…

Czekam na słońce…
Chwila później… pierwsze promienie
chata górska

Myślałam, żeby napisać recenzję… mam kilka książek, o których mogłabym się wypowiedzieć, ale niestety czytam wybiórczo i zapamiętuje tylko to co mnie interesuje, ciekawostki itp. Czasem czytam niedbale i szybko zapominam, więc nie nadaje się do napisania recenzji… i nie skończyłam jeszcze książek, o których bym pisała (dwie zostały w chacie). A lektury są o drewnie i o tym będę pisać.

Las

Kiedyś bardzo dawno temu byłam z Michałem (jak to dziwnie brzmi :D, ale na potrzeby bloga używamy imion) na spacerze, a może tylko gdzieś przechodziliśmy… nie wiem skąd i jaki mieliśmy cel i kiedy to było, ale pamiętam jak Michał stwierdził, że harcerze to tacy dziwni ludzie, którzy zachwycają się drzewami, a ja pomyślałam „głupek, drzewami??”… Po kilku, kilkunastu , ??? minutach, a może to był już inny spacer zobaczyłam drzewo (gdzieś na krakowskich błonach) i się nim zachwyciłam i przyznałam mu rację. Dziś też zachwycam się drzewami.

Moje niespełnione marzenie to studia leśnicze…

Uwielbiam las. Mój ulubiony to las mazurski, w którym przeważają sosny, a runo tworzą połacie jagód, mchów i traw. Ziemia jest piaszczysta, a między drzewami można dostrzec słońce odbijające się w tafli jeziora. Buczynę Karpacką też lubię, poniekąd jestem na nią skazana, ale nie narzekam :)…

Drewno

Uwielbiam drewno. Mój wymarzony dom to chata z bali, z podłogą z desek. Jak byłyśmy małe z siostrą to tata nas zabierał to sklepu z deskami. Pamiętam ten charakterystyczny zapach i to, że szukałyśmy sęków, które wypadły z desek i tworzyły bajeczne dziury, a dla nas były cennym drewnianym skarbem. Teraz tego miejsca nie ma – to był mały osiedlowy sklepik z drewnem na Krowodrzy…. (teraz mamy castoramy z „drewnem”, … Drewit, ale tam też dominują płyty drewnopodobne, wiórowe, sklejki i „drewno”).

Czuję wielki żal, że drewno popada dziś w niełaskę… piszę to siedzący na plastikowym krześle przy biurku z płyty z wiór :(.

Zamiast spaceru po lesie ludzie wybierają spacer po galerii handlowej, gdzie zamiast się zrelaksować,  ich mózg atakowany przez kolorowe i głośne bodźcie, a dusza kuszona przez bożka o wdzięcznej nazwie konsumpcja. A przecież wystarczy iść do lasu zupełnie za darmo, aby zregenerować swoje ciało i duszę. Zapomniałam w lesie są kleszcze i komary. Media nas skutecznie straszą potrawami z lasu… lepiej iść do bezpiecznej galerii.

Dom

Drewno też jest złe… Dom z drewna przecież jest nietrwały i może się spalić (a co z drewnianymi kościołami, które stoją już setki lat?). Beton, styropian to jest to! – wytrzymałość na lata, jakie to solidne i piękne. Są badania, że ludzie żyjący w drewnie są zdrowsi i szczęśliwsi, ale tego nam media nie powiedzą. Wielkim firmą zależy, żebyśmy chętnie kupowali substytuty szczęścia i zdrowia. Nikt nam nie da prostego rozwiązania, że czasem, aby wyleczyć alergię wystarczy otoczyć się drewnem. W sumie to jest trudne rozwiązania i dość drogie.

A w Twoim mieszkaniu/domu ile jest drewna?? U mnie w bloku z wielkiej płyty i w małym mieszkaniu naprawdę drewniane są tylko duże łyżki do mieszania zupy i Hanki zabawki drewniane ze Stryszawy. Nawet sosnowe meble są już tak dopracowane przez Ikeę, że nie wiele drewna w sobie mają – gruba warstwa lakieru i innych środków chemicznych skutecznie zabiły zapach, a wszelkie bajeczne niedoskonałości zostały wyrównane. Moje stopy dotykają właśnie plastikowych paneli udających drewno. Okna też zostały kiedyś wymienione na te solidniejsze – plastikowe.

„Na długi czas”

W tym miejscu polecę Wam książkę Erwina Thoma „Na długi czas”. Jest to niesamowity człowiek, który buduje domy, wielkie hotele, kościoły w Japonii z drewna bez użycia chemii. W Polsce są dwie firmy, które się tym zajmują. Jedna 4 km od naszej chaty koło Piwnicznej, a druga niecałe 30 km w Nowym Sączu. Może to jakiś znak dla nas. Nie znalazłam domu w Polsce wybudowanego w tej technologii, na stronach podanych firm można znaleźć zdjęcia, ale część pochodzi z zagranicy. Powodem tego stanu rzeczy jest na pewno cena takiego domu i wpajane nam od małego uwielbienie solidnego betonu.

W całej walce plastiku, styropianu, betonu z ekologicznym drewnem chodzi o pieniądze. Szkoda, bo jak pisze Thoma w swoje książce oprócz tego, że w drewnie żyje się lepiej, oszczędniej i bezpiecznej to również bardziej ekologicznie. Drewniany dom po setkach lat służenia człowiekowi wróci do natury i rozłoży się, czego nie można tak łatwo powiedzieć o styropianie i plastiku.

Smog i drewno

Uwielbiam ogień. Umiem układać watrę i rozpalić ognisko nawet zimą w śniegu, wiem gdzie prawie zawsze znajdę suche drewno i co jest najlepsze na rozpałkę. Potrafię posługiwać się krzesiwem i je posiadam w magicznym woreczku z tamponem, który jest świetną, ale nie naturalną rozpałką. Ognisko przypomina mi harcerskie czasy, daje poczucie bliskości z naturą, zimą przyjemne ciepło, a latem pozwala długo siedzieć wieczorem na polanie i sprawia, że czuje się bezpiecznie.

Uwielbiam ogień w kominku. Trzaskanie drewna i tańczący ogień i wino… 🙂 Kominek daje cudownie, nierównomierne ciepło – mogę ułożyć się na kanapie z nogami przy kominku i głową dalej… Bose nogi są ogrzewane najbardziej, a głowa mniej – lubię taki stan.

Uwielbiam gotować na tradycyjnym piecu – potrawy są najlepsze, gdy opala się je drewnem i Wy dobrze o tym wiecie. Pizza z pieca jest zupełnie inna niż z piekarnika gazowego/elektrycznego.

Proziaki – tradycyjne bułki na sodzie

Od 2019 roku w Krakowie będzie zabronione palenie drewnem, bo generuje to smog… Dziwne, przecież w szkole podstawowej mówili, że jest to jedno z ekologicznych źródeł ciepła. Coś się nie zgadza. Czytam teraz książkę „Porąb i spal, czyli wszystko, co mężczyzna powinien wiedzieć o drewnie” norwega Lars Myttinga, który pisze jak palić drewnem i pochwala ten sposób grzania domów. Zawsze wydawało mi się , że kraje skandynawskie dbają o naturę i są ekologiczne, a tu taka książka. W Polsce mówi się o zabijającym dymie i smogu, matki karmią dzieci na wyciętych pniach, ludzie się denerwują, że dostali trochę wolności i mogą wyciąć swoje drzewa na swojej działce… A norweg pisze o tym, żeby rąbać i spalać. Kto ma racje?

Dobrze zagospodarowany las, poprawne wybieranie drzew na opał i suszenie zgodne ze sztuką gwarantuje nam ekologiczne i odnawianie źródło energii. Lepiej ludziom zabraniać niż ich uczyć. Albo gdzieś trzeba sprzedać piece najnowszej generacji  i kraje zagraniczne gdzieś muszą mieć rynek zbytu na swój gaz.

Zadaje sobie pytanie: Justyna, a co z żywym lasem, drzewami, które tak kochasz?

Czytałam też bardzo modną teraz książkę „Sekretne życie drzew” i wiem, że drzewa czują… Czują i dlatego nigdy nie zostawiam śmieci w lesie, czasem głaszczę korę i przytulam pnie, wącham i się delektuję, wyznaję lasowi miłość. Las ma nam służyć, a my mamy obowiązek mądrze i z szacunkiem korzystać z tej służby. Wierzę zgodnie z moją wiarą, że człowiek jest dzieckiem Boga i świat został stworzony dla niego. Każdy dar powinniśmy pielęgnować, a nie niszczyć i myśleć tylko o sobie.

Hania też kocha drzewa
Przytulanie drzew daje siłę, spokój i szczęście…

Na koniec dedykuję piosenkę, wszystkim, którzy kochają las. Doczekajcie do końca, do słów „I rośnie młody las”.

miłość, miszmasz

Długo myślałam nad tym wpisem… miał się pojawić w grudniu, potem 31 grudnia (na drugie urodziny Pałoszówki), potem 1 stycznia jako wpis noworoczne przemyślenia, ale dopiero dziś podjęłam decyzje o czym będę pisać.

Noworoczne przemyślenia

Grudzień był dla mnie bardzo ciężki – źle czułam się fizycznie i psychicznie. W tym całym zimowym dole pojawiały się próby pocieszenia. Winę za swój zły humor częściowo zrzucam na hormony… Dopadło mnie typowe dla kobiecego obniżenia nastroju powroty do przeszłości i użalanie się nad sobą. W tym myśleniu ktoś mi powiedział, że zawsze się wychylałam, angażowałam, mówiłam co myślę, wkładałam uczucia w to co robiłam i w ludzi, których poznawałam i dlatego dostawałam po dupie. Lepiej stać z boku i nie przeżywać. Jak już hormony opadły, pewne sprawy się wyjaśniły zrobiło mi się przykro takiego życia bez kopniaków i rozczarowań. Ciesze się z każdego uderzenia w moim życiu. Dzięki nim dojrzałam do miłości 🙂 i mam poczucie, że próbowałam. Wiele pięknych spraw wynikło z mojego wychylania się, angażowanie, mówienia co myślę , wykładania uczuć. Bez ryzyka nie ma prawdziwego życia. Odsyłam Was do noworocznego wpisu Klaudyny Hebdy.

Decyzje w moim życiu

Na szczęście umiem podejmować decyzję, czasem bardzo szybkie i ważne… Decyzje o małżeństwie podjęliśmy z Tomkiem właściwie po 2 tygodniach, na kupno chaty zdecydowaliśmy się w 1 dzień (jednak decyzja była poprzedzona wieloma miesiącami poszukiwań i już wiedzieliśmy co chcemy), w grudniu Tomek kupił samochód w kilka godzin… Wcześniej tych decyzji też było sporo – wyjazd do Bristolu (w czwartek Ola mi dała pomysł, a ja we wtorek miałam bilet w jedną stronę), założenia Lackowej, kurs SKPG.

Na razie nie widzę w swoim życiu decyzji, której bym żałowała… Mam dużo szczęścia 🙂 i dużo wiary w siebie i w swoją intuicję.

Czasem myślę, że zakup chaty był złą decyzją… bo czasem nie mogę spać jak myślę o drodze, wodzie, przepisach i tym ile jest w chacie prowizorek, ile mnie czeka pracy i ile potrzebuję pieniędzy. Znowu się wychyliłam i naraziłam na ogrom wyzwań. Wiem jedno, że nie kupienie chaty byłoby najgorszą decyzją w moim życiu. Może nie wyjdzie, ale nigdy nie powiem sobie, że nie spróbowałam zrealizować swojego wielkiego marzenia.

Wdzięczność

Jeszcze jedna chyba najważniejsza sprawa na Nowy Rok – wdzięczność. Myślę, że ciągłe myślenie o dobrych rzeczach i dziękowanie powoduje, że przychodzi do nas jeszcze więcej dobra. Tego życzę sobie i Wam! 🙂

Mam za co dziękować! W 2017 stało się wiele dobrego, a przede wszystkim udało nam się wyjść z rurki. Bardzo smutne dla mnie zamknięcie Lackowej przyspieszyło i ułatwiło kolejną bardzo ważną decyzję ;).