miłość, miszmasz

Długo myślałam nad tym wpisem… miał się pojawić w grudniu, potem 31 grudnia (na drugie urodziny Pałoszówki), potem 1 stycznia jako wpis noworoczne przemyślenia, ale dopiero dziś podjęłam decyzje o czym będę pisać.

Noworoczne przemyślenia

Grudzień był dla mnie bardzo ciężki – źle czułam się fizycznie i psychicznie. W tym całym zimowym dole pojawiały się próby pocieszenia. Winę za swój zły humor częściowo zrzucam na hormony… Dopadło mnie typowe dla kobiecego obniżenia nastroju powroty do przeszłości i użalanie się nad sobą. W tym myśleniu ktoś mi powiedział, że zawsze się wychylałam, angażowałam, mówiłam co myślę, wkładałam uczucia w to co robiłam i w ludzi, których poznawałam i dlatego dostawałam po dupie. Lepiej stać z boku i nie przeżywać. Jak już hormony opadły, pewne sprawy się wyjaśniły zrobiło mi się przykro takiego życia bez kopniaków i rozczarowań. Ciesze się z każdego uderzenia w moim życiu. Dzięki nim dojrzałam do miłości 🙂 i mam poczucie, że próbowałam. Wiele pięknych spraw wynikło z mojego wychylania się, angażowanie, mówienia co myślę , wykładania uczuć. Bez ryzyka nie ma prawdziwego życia. Odsyłam Was do noworocznego wpisu Klaudyny Hebdy.

Decyzje w moim życiu

Na szczęście umiem podejmować decyzję, czasem bardzo szybkie i ważne… Decyzje o małżeństwie podjęliśmy z Tomkiem właściwie po 2 tygodniach, na kupno chaty zdecydowaliśmy się w 1 dzień (jednak decyzja była poprzedzona wieloma miesiącami poszukiwań i już wiedzieliśmy co chcemy), w grudniu Tomek kupił samochód w kilka godzin… Wcześniej tych decyzji też było sporo – wyjazd do Bristolu (w czwartek Ola mi dała pomysł, a ja we wtorek miałam bilet w jedną stronę), założenia Lackowej, kurs SKPG.

Na razie nie widzę w swoim życiu decyzji, której bym żałowała… Mam dużo szczęścia 🙂 i dużo wiary w siebie i w swoją intuicję.

Czasem myślę, że zakup chaty był złą decyzją… bo czasem nie mogę spać jak myślę o drodze, wodzie, przepisach i tym ile jest w chacie prowizorek, ile mnie czeka pracy i ile potrzebuję pieniędzy. Znowu się wychyliłam i naraziłam na ogrom wyzwań. Wiem jedno, że nie kupienie chaty byłoby najgorszą decyzją w moim życiu. Może nie wyjdzie, ale nigdy nie powiem sobie, że nie spróbowałam zrealizować swojego wielkiego marzenia.

Wdzięczność

Jeszcze jedna chyba najważniejsza sprawa na Nowy Rok – wdzięczność. Myślę, że ciągłe myślenie o dobrych rzeczach i dziękowanie powoduje, że przychodzi do nas jeszcze więcej dobra. Tego życzę sobie i Wam! 🙂

Mam za co dziękować! W 2017 stało się wiele dobrego, a przede wszystkim udało nam się wyjść z rurki. Bardzo smutne dla mnie zamknięcie Lackowej przyspieszyło i ułatwiło kolejną bardzo ważną decyzję ;).

miłość

Szczęście – z jeden strony temat banalny, a z drugiej sprawa, którą od wieków spędzała sen z powiek filozofom…

Każdy ma swoją definicję szczęścia. Ja też i w moim pojęciu szczęścia mieści się bardzo wiele i dla każdego pod tym słowem kryje się coś innego.

Szczęście to po prostu życie zgodnie ze swoim powołaniem.

Wydaje się bardzo proste, ale nie jest. Niestety wielu ludzi nie zna swojego powołania i błąka się wciąż szukając. Nie wiem dlaczego jedni znajdują swoją drogę szybciej, a inni wolnej, a jeszcze inni wcale. Ja od bardzo, bardzo dawna wiedziałam, że chce być żoną… droga była kręta i nie było łatwo. Jednak jak po wszystkim spotkałam Tomka to wiedziałam, że chce być żoną Tomka. Na ślubie nie miałam wątpliwości (chociaż byliśmy razem 5 miesięcy i nie znaliśmy się roku), bo byłam świadoma swojego powołania. Z faktu bycia żoną wynikają kolejne role – matki, gospodyni itd… Ja jako żona jestem najważniejsza, później jako matka… Moje szczęście to małżeństwo. Trzeba zaakceptować to, że każdy ma inne powołanie i inne szczęście. Niektórzy realizują się kompletnie w macierzyństwie, inni w kapłaństwie (ku mojemu zaskoczeniu poznałam kiedyś zakonnice, która była naprawdę szczęśliwa), a niektórzy w samotnym zdobywaniu ośmiotysięczników… Są ludzie, którzy całe swoje szczęście odnajdują w pracy i wykonują swój zawód z powołania.

Oczywiście to się wszystko łączy ze sobą. Ja jestem żoną, ale uwielbiam też swoją pracę – warsztaty, wycieczki i to również jest moje powołanie nr 3 🙂 (liczę, że bycie żona to nr 1, mamą nr 2). Ta numeracja jest istotna bo np. teraz poświęcam się w całości nr 1 i 2, ale na 3 przyjdzie pora!! 🙂 Nr 4 to mieszkanie w górach. Realizacja tych powołań sprawi, że umrę z uśmiechem na twarzy 🙂 … bo szczęśliwa jestem od momentu spełnienia się 1 i teraz ze spokojem idę dalej.

W ten jesienny czas życzę Wam, abyście zawsze wiedzieli, która ścieżka jest Wasza i jej pilnowali. Szczęście to poczucie spokoju, że wszystko jest zgodne z Bożym Planem. Wierze, że powołanie daje Bóg. Może to jest klucz to tego, że niektórzy wiedzą od razu, a inni szukają wiele lat?

 

miłość

Czas na wpis, na który czekałam 2 lata i 9 miesięcy… czas na dobre zakończenie.

DOBRE ZAKOŃCZENIE

Nasza historia z chorobą dziecka ma dobre zakończenie.

Wyszliśmy ze szpitala zdrowi, nowi i pełni energii, ze świadomością, że zmienia się nasze życie. W czwartek 13 lipca pożegnaliśmy się z rurką, ssakiem i prawie wszystkimi aspektami związanymi z tracheostomią (została jeszcze blizna).

Wyszliśmy ze szpitala odmienieni siłą doświadczenia choroby, cierpienia. Już zawsze, gdy przejeżdżam koło Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie – Prokocim, mam taki moment wzruszenia. To dobre wzruszenie. Przypominam sobie małą Hankę leżącą na oddziale intensywnej terapii i nas codziennie przemierzających w zielonych fartuchach sterylne korytarze. Myślę o drodze jaką przeszliśmy i o dobrym zakończeniu, o wielkości naszej miłości i o Bogu, który dał mi siłę i wiarę.

Czas na podsumowanie, ale zaczniemy od podziękowań.

DZIĘKUJĘ!

Chciałam podziękować wszystkim, którzy myśleli o Hani, a przede wszystkim za modlitwy. Wiem, że jest wiele osób, których nie znam, a byliśmy w ich wieczornych myślach posyłanych do Boga. Dziękuję Róży za uświadomienie mi, że tyle osób się za Hankę modli, więc na pewno będzie dobrze. Nie widziała, że tymi słowami zdjęła ze mnie ciężar odpowiedzialności, że tylko ja swoją modlitwą i wiarą mogę to załatwić, a czasem tak ciężko mi to przychodziło i miałam do siebie o to pretensje. Mogłam wyluzować, bo przecież tyle osób modliło się o zdrowie Hanki, że musiało się udać. Dziękuję!

PODSUMOWANIE

Czekaliśmy na ten dzień bardzo długo. Tak o tym myślę teraz, bo to 2 lata 9 miesięcy i 11 dni, czyli ponad połowa tego czasu, który znamy się z Tomkiem… W ciągu tego okresu wiele się zdarzyło. Pewnie w perspektywie dalszego życia, za lat 10, 20 będzie to tylko epizot – krótka chwila, która tak wiele nas nauczyła i dała wiele dobrego.

MY

My kochamy się bardziej. Sprawdziliśmy się… po tak krótkim byciu razem okazało się, że pierwsze przekonanie było prawdziwe – przekonanie, że to ten jedyny. Pani w szpitalu powiedziała mi, że to jest niezwykłe, gdy facet zostaje z kobietą i swoim dzieckiem, które jest ciężko chore. Myślę, że w obliczu diagnozy, przed którą stanęliśmy, niejeden facet by zwiał… a Tomek zawsze Był i Jest i to przez wielkie litery. Dziękuję Ci Kochanie! 🙂

POZYTYWNE MYŚLENIE

Nauczyliśmy się doceniać to co mamy i widzieć więcej dobra. Myślę, że paradoksalnie jesteśmy teraz szczęśliwsi, dzięki doświadczeniu z rurką… Musieliśmy więcej z siebie dać, było trudno i ciężko, ale dawaliśmy radę i szliśmy do przodu i staraliśmy się zawsze widzieć tą lepszą stronę. Podobno to co przychodzi nam z trudem i wymaga od nas wysiłku jest cenniejsze niż coś co jest łatwe (bycie rodzicem w ogóle jest bardzo trudne).

SIŁA

Powiem krótko jesteśmy silniejsi :)…

INNI

Jeszcze jedna sprawa – przez całe to zamieszanie poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi:

  • Panią Alę – naszą cudowną panią logopedę, która zawsze wierzyła w Hankę. Mi osobiście bardzo pomogło jej pozytywne nastawienie. Pani Ala jest lepsza od psychologa czy psychiatry :), a może dzięki niej nigdy nie potrzebowałam takiej osoby;
  • Ewelinę, Mariusza z dzieciakami – połączyła nas rurka i to, że w końcu można było pogadać z kimś kto nas rozumie. Na szczęście oni też już pożegnali się z rurką. Zawsze się wspieraliśmy w rozmowach, myślach i modlitwach. Są oni też pięknym świadectwem wiary;
  • lekarzy i pielęgniarki z domowego hospicjum Alma Spei, którzy zawsze okazywali nam życzliwość;
  • … i jeszcze pewnie wiele innych osób spotkanych w szpitalach, poradniach…

Kończę zdjęciem uśmiechniętej Hanki (sierpień 2015). Jutro jedziemy do chaty, więc nie będę się dalej rozpisywać. Zapraszam na dobrą herbatę, nalewkę (jeszcze jest) i może opowiem coś więcej! 🙂

miłość

Dawno nie pisałam (a mam tyle do nadrobienia). Ostatnio całą moją pasję, skupienie pochłonął decoupage 🙂 – musiałam się wyżyć artystycznie i malowałam, wycinałam, kleiłam. Osiągnięcia w tym temacie można oglądać u mnie w domu, a latem przeniosę się z tym do chaty i mam już kilka planów na upiększanie. Dziś jest ważny dzień, bo gdzieś między 3, a 9 kwietnia 2013 zakochałam się w Tomku :). Rok temu Wam pisałam o cudownych 3 latach, a dziś mija kolejny rok razem. Lepszy od poprzedniego, bo my mamy tendencję wzrostową i udoskonalamy nasz związek.  Zdarzają się nam małe, wielkie upadki, ale po nich jesteśmy jeszcze mocniejsi i zbieramy doświadczenie. Przetrwać kryzysy pomaga nam małżeństwo, o czy już pisałam.

Chciałam Wam dziś napisać o wdzięczności, bo oprócz celów, to właśnie ona jest kolejną składową recepty na udany związek, a może jeszcze szerzej na dobre życie. Czasem jak jest mi źle to zaczynam sobie wymieniać rzeczy, za które powinnam dziękować i uświadamiam sobie ile tego jest, że jestem szczęśliwa i od razu jest mi lepiej. Każdą modlitwę zaczynam od dziękowania. Taka postawa pomaga przetrwać. Widzę Hanki sukcesy, a nie jej braki. W życiu szukam tego co dobre. W Tomku i naszym związku też skupiam się na tym, co się udaje. Istnieje teoria przyciągania dobrych i złych rzeczy do swojego życia, że nasz los zależy tylko od tego jak myślimy i co czujemy. Czy to prawda? Na wszelki wypadek warto skupiać się na tym co dobre i dziękować! W moim życiu to działa i jest cudownie.

Dziękuję!

Dziękuję mojemu Mężowi za 4 lata miłości, wspólnego szukania, wędrowania, budowania. Dziękuję za Twoje wybaczenia i za Twoje pamiętanie tego co dobre :).

Dziękuję Bogu za wspaniałą rodzinę i każdy dzień!

Wam dziękuję za obecność 🙂

miłość

Pewnie nie mam prawa wypowiadać się na temat małżeństwa, bo w takim stanie jestem od ponad 3 lat – marne doświadczenie! a z Tomkiem jestem 3 lata i 10 miesięcy (uuu to jeszcze mniej wiedzy na temat związków)… Nie chce moralizować, doradzać, wymądrzać się, napiszę z okazji Walentynek czym dla mnie jest małżeństwo. Będzie to tylko subiektywna opinia.

Po 3 latach od ślubu zauważyłam coś dziwnego (pewnie mogłam wcześniej, ale przez te 3 lata tyle się działo, że nie miałam jak się nam, sobie przyjrzeć) i jest to fakt, że wcale się nie zmieniłam. Sytuacja, okoliczności są inne i moje zachowania są inne, ale w środku jest taka sama jak przed ślubem, przed moją życiową miłością. Jestem wciąż kochliwa i chce ukierunkować te moje emocje na Tomka, a małżeństwo sprawia, że muszę… Gdy mam jakieś wątpliwości to sakrament małżeństwa daje mi pewności, siłę i wiarę w nas. Dzięki „papierkowi” mam poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Bez małżeństwa nie musiałabym się starać, bo zawsze mogłabym odejść… Ślub dał mi energię, aby zawsze walczyć o miłość i dokładać do ognia cały czas, bo to do końca życia. Dla mniej jest to piękne i bardzo ważne.

Kiedyś mama mojej dobrej koleżanki doradzała jej, że nie powinna zamieszkać z chłopkiem przed ślubem. Powodem nie był seks, grzech itd. Chodziło mniej więcej o to, że gdy zamieszkasz z kimś kto nie jest Twoim mężem/Twoją żoną to przy pierwszym problemie, kryzysie spakujesz swoje rzeczy i może po czasie okaże, się że straciłaś/łeś prawdziwą miłość. Małżeństwo daje siłę, żeby problemy rozwiązywać i dawać sobie szansę. Teraz to rozumiem. Nie musicie się ze mną zgadzać, po prostu u mnie to działa. Myślę, że byłam w sytuacji, w której „papier” uratował nasze życie albo złagodził kryzys.

Mądry ksiądz zadał mi kiedyś pytanie: Czy miłość to uczucie, czy wola? Chciałam odpowiedzieć uczucie, ale szybko się zreflektowałam i odpowiedziałam wola. Kiedyś byłam bardzo zakochana uczuciem bardzo silnym i byłam gotowa wszystko zostawić i prać mu skarpetki przez całe życie (z perspektyw czasu wiem, że trwałoby to duużo krócej). Dziś też piorę te przysłowiowe skarpetki, ale jestem świadoma siebie i swojego małżeństwa. Dziękuję Bogu, że wtedy nie pozwolił aby moje uczucie się spełniło i dał mi czas, abym dorosła i dojrzała do mądrej miłości.

Miłość to wybór ścieżki, która prowadzi przez

łagodne Beskidy, wysokie Tatry i bukowy dom.

Miłość to wierność wyznaczonej trasie.”

Życzę Wam MIŁOŚCI, a tym którzy są jeszcze przed DOBREGO MAŁŻEŃSTWA!

chatkowe SPA, miłość

Zbliżają się Walentynki. Święto, które wzbudza skrajne emocje. Ludzie w świeżych związkach najczęściej będą na tak, a stare małżeństwa i osoby samotne często będą marudzić. Będą narzekać osoby, które uważają, że miłość nie potrzebuje małych gestów – kwiatów, czekoladek, prezentów, ale potrzebuje tylko dużych rzeczy – wierności, zaufania. Tak najważniejsze są te wielkie sprawy, ale gdy kulejemy w małych… Długie i stałe związki czasem powiedzą, że Walentynki to tylko komercja i oni okazują sobie miłość zawsze, gdy robią pranie, chodzą do pracy, opiekują się dzieckiem i ja się z tym zgadzam, ale potrzebna jest mięta. Musi być smak, a nie tylko codzienne życie. Czekoladowo-miętowa miłość to taka, gdzie jest słodycz i świeżość i tego Wam życzę. Miłość to również Walentynki i to nie tylko 14 lutego, ale znacznie częściej. Róbcie sobie prezenty, liściki, przytulajcie się i całujcie.

O miłości napiszę więcej za 4 dni, a dziś dam Wam pomysł na prezent 🙂 – czekoladowo-miętowy zestaw kosmetyczny (może potem wspólna kąpiel).

CZEKOLADOWO-MIĘTOWE MYDŁO

Jak robimy mydła z bazy glicerynowej już pisałam tu, dlatego dziś napiszę co dodałam do bazy glicerynowej, żeby powstały takie cuda:

  • część brązowa: kakao, mleko w proszku, starta na tarce czekolada gorzka
  • część zielona: młody jęczmień, glinka zielona, suszona mięta, olejek miętowy

Mydło pięknie wygląda i super pachnie.

CZEKOLADOWO-MIĘTOWE KULE DO KĄPIELI

Przepis również mamy tu. Tym razem do musujących kul dodajemy kakao, startą czekoladę i olejek miętowy. To zdecydowanie moja najlepsza kula. Kolor wody jest trochę nieciekawy, ale kąpiel w miętowej czekoladzie to rekompensuje.

CZEKOLADOWO-MIĘTOWA POMADKA DO UST

Wygląda jak krem czekoladowy, też tak smakuje. Zlizanie pomadki jest nie szkodliwe zupełnie 🙂 Całujcie się :*

W sumie do całego zestawu zmotywował mnie ten wpis i pokazał, że można w ten sposób wykorzystać czekoladę, a ja pomysł przerobiłam po swojemu. Pomadka powstała po stopieniu ze sobą: 1 łyżeczki wosku pszczelego, 2 łyżeczek oleju kokosowego i kostki czekolady + kilka kropel olejku miętowego. Pomadka pachnie obłędnie, nawilża i daje kolor i błysk, następnym razem dodam złoty pigment to będzie się mieniła.

CZEKOLADOWO-MIĘTOWY PEELING

Zmotywowana fajnym pomysłem wczorajszy dzień zakończyłam kąpielą i peelingiem czekoladowo – miętowym. Do pojemniczka dodałam jak zawsze wszystkiego na oko – oliwę z oliwek, kakao, startą czekoladę, cukier i olejek miętowy. Wszystko zużyłam od razu i chyba jest to najlepsza rzecz jaką do tej pory zrobiłam – skóra pachnie czekoladą, od wewnątrz  czuje się zimno (olejek miętowy odświeża i daje uczycie zimna)…. aż chce się żyć i kochać tak walentynkowo 🙂 …

Gotowe zestawy, bez peelingu, bo ten trzeba zjeść ups zużyć od razu…

 

chata górska, dziecko w chacie, ludzie, miłość

2016 rok to pierwszy nasz rok, w którym mogliśmy z Tomkiem odetchnąć…

2014…

przeszedł nam na ciąży i wyobrażaniach o wspaniałej przygodzie jaką jest bycie rodzicem, a we wrześniu przyniósł rozczarowanie sobą, szybką zmianę planów i myślenia, chwilę na otrzęsienie się, naukę nowych, dziwnych rzeczy (np. jak zakładać sondę pokarmową) i … uff było bardzo ciężko – 2 miesiące w szpitalu, 2 miesiące sami w domu z pustym łóżeczkiem, a potem trudny początek.

hania-w-szpitalu
Zamiast piękniej noworodkowej sesji zdjęciowej mamy mnóstwo zdjęć ze szpitala. Lubię na nie patrzeć, przypominają mi jaką drogę przeszliśmy i gdzie jesteśmy teraz.
hania
Ostatnie dni w szpitalu, przygotowujemy się do wyjścia i wejścia w prawdziwe życie.

2015…

dalej się ogarniamy, wypracowujemy rytuały i czekamy…  nie poddajemy się, jedziemy na wymarzone wakacje (taki mały kryzys i kreatywne rozwiązanie) i szukamy domu, bo marzenia trzeba realizować mimo wszystko… 31.12.2015 zostajemy właścicielami Pałoszówki i rozpoczynamy przygodę w 2016!

Hania - pierwsze kroki po drzewach, Puszcza Niepołomicka
Hania – pierwsze kroki po drzewach, Puszcza Niepołomicka
Hania w Bieszczadzkiej Kolejce Leśnej, sierpień 2015 - wakacje w Chacie nad Wisłokiem
Hania w Bieszczadzkiej Kolejce Leśnej, sierpień 2015 – wakacje w Chacie nad Wisłokiem

2016 – SPEŁNIONY ROK 🙂

HANKA

Zacznę od Hanki. Jeszcze nie wyszliśmy ze wszystkich problemów. Cieszymy się, bo Hanka chodzi, wędruje po górach:), wspina się na łóżko, stołek i tatę, rysuje (a jak pięknie trzyma kredkę!), bawi się tematycznie i zaczęła mówić (a przy jej problemach wydawało się to niemożliwe)!  Jak na swoje 27 miesięcy jest bardzo kontaktowa, mądra, fajna i wiem, że każdy rodzic tak myśli o swoim dziecku. U mnie jednak to wygląda trochę inaczej, bo startowaliśmy z kompletną niewiedzą, a nawet z zapewnieniami lekarzy i pielęgniarek, że może być źle…  W tym roku już wiemy, że jest i będzie dobrze. Wyszło na nasze, bo zawsze wierzyliśmy w naszą córeczkę!

Hania nad polskim morzem, Wicie, czerwiec 2016
Hania nad polskim morzem, Wicie, czerwiec 2016
Hania taaak wysoko, koło widokowe w Gdańsku
Hania taaak wysoko, koło widokowe w Gdańsku
Haneczka, ostatni w ty roku wyjazd do chaty z Hanką, 28-30.10.2016
Haneczka, ostatni w ty roku wyjazd do chaty z Hanką, 28-30.10.2016

MY

U nas do przodu… jak każde małżeństwo mieliśmy trochę dołków i pierwszą awanturę o woreczki śniadaniowe (tak, to zwykle chodzi o pierdoły). Był też kryzys i było wybaczenie. Nad miłością trzeba pracować każdego dnia. Miłość jest jak ogień. Gdy dokładamy świeci pięknym, ciepłym płomieniem. Gaśnie, gdy zaniedbujemy nasze ognisko, a czasem sami chluśniemy w nie wodą… Teraz jesteśmy na etapie dokładania do ognia i grzania w końcu mamy zimę :).

My "na salonach" :)
My „na salonach” 🙂

PAŁOSZÓWKA

Zacznę od „niepowodzeń”…. a może to nie są niepowodzenia, tylko realia. Myślałam, że więcej zrobię i więcej się dowiem, że bardziej wykorzystam ten czas w chacie na naukę o lesie, przyrodzie, ziołach, … Chciałam wysprzątać stodołę, a dalej nie wiem co tam jest. Miałam ochotę na wybudowanie czegoś, zrobienia ławek z drewna, huśtawki, a udało mi się jedynie zrobić krąg ogniskowy, który niestety zarósł chwastami po dłuższym nieużywaniu. Czasem kładę się spać z przekonaniem, że mnie to przerasta i życia mi nie starczy na robienie w chacie, przy chacie, w lesie, w ogrodzie i na życie – spacerowanie, spotykanie ludzi, zabawy z Hanką i picie herbaty z mężem. Chciałabym robić wszystko – ogarniać chałupę, podróżować, rozmawiać, robić przetwory, mydła, swoje kosmetyki, wychowywać dziecko, być piękną i zadbaną żoną. Za dużo… i naglę staję i nie robię nic, bo nie wiem od czego zacząć

Wspaniałości

Za to jestem coraz bardziej zakochana, oczarowana Kretówkami. Po roku mogę z czystym sercem powiedzieć, że lepsze miejsce nie mogło się nam trafić… (może z normalnym dojazdem, ale koniec z narzekaniem).

Odkryliśmy, że z naszej chaty można robić różnej długości pętle spacerowo-wędrówkowe: mała pętla Hanki, chata (droga przez las) – Cyrla – chata (powrót szlakiem), chata – Makowica (przysiółek) – Makowica (szczyt) – Cyrla – chata, chata – taras widokowy w Woli Kroguleckiej – chata (nie opisuje trasy, bo jest długa, na cały dzień), chata (droga przez Makowice) – zamek w Rytrze – chata (czerwony szlak) i mamy jeszcze trasy, które wymagają zejścia do doliny Popradu – na razie nie sprawdzone, bo tłumaczymy się Hanką, a tak na prawdę nie chce nam się tyle schodzić… wchodzić znaczy się:P.

Tomek i Hania spacerują po tarasie widokowym, wakacje 2016
Tomek i Hania spacerują po tarasie widokowym, wakacje 2016

Mamy też jeden ulubiony widok z przełęczy, który ciągle się zmienia i bez przerwy nas zachwyca. Moje chatowe powiedzenie „dzień przez przełęczy to dzień stracony”.

Nasza przełęcz - widok z tarasu w Woli Kroguleckiej
Nasza przełęcz – widok z tarasu w Woli Kroguleckiej
Haneczka, zachód słońca i nasz ulubiony widok
Haneczka, zachód słońca i nasz ulubiony widok
Ludzie, ludzie…

Pałoszówka to rodzina, przyjaciele, znajomi, przypadkowo spotkane na przełęczy osoby i wszyscy, którzy nas jeszcze odwiedzą. Zadziwiło mnie jak to pięknie się zaczęło od pierwszej grupy i od Mszy Św., od odwiedzin przyjaciół. To cały czas trwa… i kończymy ten rok sylwestrem w chacie.

Z rodziną Pana Józefa, czyli z tymi, którzy to miejsce stworzyli.
Z rodziną Pana Józefa, czyli z tymi, którzy to miejsce stworzyli.
dsc03660
Z Kasią i Marciem. Czekam na dłuższy Wasz pobyt 🙂
Haneczka i Wojtuś :)
Haneczka i Wojtuś 🙂

Dziękuję wszystkim, którzy w tym roku z nami byli w chacie i tu na blogu! Zapraszam w 2017! Jestem pewna, że będzie jeszcze pięknej (w końcu dostałam parę cudownych prezentów do chaty, które zamierzam tam wywieźć i dodać chałupie blasku)!

Życzę Wam, abyście marzyli nie tylko w 2017 roku, ale całe życie… i na koniec dedykuje Wam mój ulubiony cytat o marzeniach Wojciecha Cejrowskiego:

„Mam całe stosy marzeń (…) To jest kwestia statystyki – jak Pan ma jedno marzenie, to jest spora szansa, że się nie spełni, ale jak Pan ma ich tysiące, to co chwila spełnia się któreś z nich. Właśnie na tej zasadzie mi się wciąż udaje realizować marzenia – stosuję teorię wielkich liczb i odrobinę wiedzy na temat statystyki.”

miłość

o Bogu, który sam otwiera drzwi…

W deszczowe dni mamy dużo czasu na granie, rozmawianie i czytanie. Właśnie w taki szary czas w moje ręce wpadła książka o emocjach, którą od nie chcenia przeczytałam po raz drugi (teraz gdy mam już te prawie 30 lat inaczej na nią spojrzałam).  Dziś w równie deszczowy dzień chciałabym Wam opowiedzieć o jednej sprawie poruszonej w tej lekturze. Autor książki pisze o tym jak odróżnić prawdziwą wolę Boga od odczuć, które sami sobie kreujemy lub co gorsza złe siły z zewnątrz.  Jednym z warunków rozpoznania przeczucia, które pochodzi od Boga są właśnie otwarte drzwi i okna i furtki i bramy :). Chodzi o to, że gdy wypełniany wolę Pana to On osobiście otwiera przed nami wszystkie drzwi, usuwa trudności i pozwala by się działo…

Macie tak czasem?

W moim życiu przeżywam to ciągle, ale najbardziej spektakularnym dowodem na to jest mój ślub z Tomkiem. Bóg tak zadziałał, że w dwa miesiące załatwiliśmy wszystkie formalności, wymarzoną salę z łemkowskim, pysznym jedzeniem, oryginalną suknię i najważniejsze ślub w moim ulubionym kościele i br. Piotra Szaro, który nam błogosławił. Stojąc przed ołtarzem widziałam, że to jest moje przeznaczenie i czułam szczęście płynące z poczucia spokoju, że wszystko jest tak jak powinno być. Rok po ślubie pojawiła się Hanka i Bóg też otworzył nam wiele drzwi, a przede wszystkim nas na chorobę, na ludzi i na świat.

Justyna i Tomek

Z chatą też tak jest. Mam takie przeczucie, że Bóg sam nas poprowadzi.

otwarte drzwi u sąsiadów

Tu w Krakowie nie znam sąsiadów z naprzeciwka, tych obok i tych 3 mieszkania dalej. Na 200 mieszkań w moim bloku znam może 5 imion osób, które tu mieszkają – wstyd.

A do sąsiadów w Beskidzie Sądeckim zawsze mogę wejść, bo drzwi są otwarte. W kilka miesięcy i to nie mieszkając w Pałoszówce znam większość swoich najbliższych sąsiadów, do których mam dużo dłuższą drogę niż do tych w mieście. Zaczynam powolutku czuć się częścią tej społeczności. Mieliśmy taki dzień, gdy wszystkie plany „popsuli” nam sąsiedzi, bo co chcieliśmy wyjść to ktoś przyszedł pogadać. To było cudowne, bo poczułam, że nas akceptują i mam nadzieje, że lubią.

MakowicaPrzysiółek Makowica – najliczniejsze skupisko domów obok nas tzn. 20 minut drogi przez las od nas
miłość

Te ostatnie 3 lata to najintensywniejszy i najpiękniejszy czas w moim życiu. Zdarzają się dni, kiedy stoję w miejscu (za oknem jest szaro, a ja każdego dnia robię to samo) i wydaje mi się, że moje życie jest nieciekawe. Jednak po chwili stukam się w głowę i mówię sobie, że jestem głupia i zaczynam wymieniać:
– początki z Tomkiem…
trzy lata temu i najpiękniejsze codzienne randki – dłuuugi spacer do Krakowie tylko 17,9 km, siedzenie nad Wisłą, slajdowiska, śpiewanki, imprezy, wspólne wypady w góry, siedzenie razem w domu tak po prostu do późna 🙂 i tak każdego dnia
– niezapomniany weekend majowy w Bieszczadach
– prowadzenie własnej firmy turystycznej Lackowa
– ślub 🙂 po 5 miesiącach, po 5 miesiącach codziennych spotkań w każdym nastroju
– remont mieszkania i cudowne spanie na materacu w dużym pokoju, jedzenie na podłodze, gotowanie na kolanach, … kto to przeżył wie o co chodzi 🙂
– tomkowy Nepal
– ciąża
– ukończenie kursu przewodników beskidzkich: zdanie sesji, egzaminu wewnętrznego i oblanie państwowego (ale za dużo się wtedy działo)
– urodziny Hanki
– pierwszy kryzys, który przeszliśmy razem i wyszliśmy z niego jeszcze mocniejsi i bardziej kochający, wrażliwsi i więcej rozumiejący
– przekazanie firmy w najlepsze ręce Kasi Bajer i dalszy jej rozwój
– zdanie egzaminu państwowego w super atmosferze i kupno czerwonego polara 😀
– górskie i dolinne wędrówki z Hanką
– poszukiwania domu w górach
– Pałoszówka
– wycieczki do Pałoszówki
– … można jeszcze długo wymieniać
… 3 lata …
Dziękuję za te trzy lata gospodarzowi Pałoszówki i mojemu najlepszemu przyjacielowi, który jest moim mężem już prawie trzy lata bez 5 miesięcy:)

 

IMG_9247
Łupków 2013

 

miłość

Dziś Walentynki, których z Tomkiem nie świętujemy… My swoją miłość celebrujemy codziennie w kanapkach do pracy, w chwilach dla mnie, w spacerze i kawie.
Kiedyś ktoś powiedział mi, że gesty się nie liczą, że tu chodzi o wielkie rzeczy: ślub, wierność, dzieci i dom. A co gdy przyjedzie szary dzień – bez wielkich rzeczy? Większość naszego życia to zwykła codzienność. To ona się liczy, a w niej gesty: przytulaniec, puszczenie oka, zgrzyt klucza i radość z powrotu do domu. Miłość to małe gesty, z których wychodzą wielkie rzeczy.
Ks. Andrzej Zwoliński porównuje miłość do chleba, który je się codziennie, a mimo to nigdy się nie nudzi.
My naszą miłość jemy codziennie i codziennie mamy Walentynki :). Nasza miłość przeżyła kilka wielkich rzeczy i próbę, dzięki czemu wiem, że sens ma powtarzanie „Kocham Cię”, zwykły uśmiech, talerz z obiadem i dobra kawa robiona przez Tomka, który wcale kawy nie pije…
DSC00817
Chciałabym, aby w chacie zamieszkała miłość. Chce, aby tu zawsze był czas na herbatę podaną z uśmiechem, na siedzenie przy piecu, na rozmowę i zadumę. Chce, aby w chacie nigdy nie zabrakło kapci dla przyjaciół. Tego sobie dziś życzę i każdego dnia.
Jutro przyjmuje pierwszych gości w chacie 🙂 i martwię się, bo nie mam tyle kapci. Na szczęście jest herbata, cukier i ciepły piec.
IMG_3138
  a i jeszcze wiersz 🙂 mój ulubiony:

Zaskoczenie
Bez księżyca
I bez górnych myśli
Bez serenad
Śpiewanych w maju
Tak po prostu
Zwyczajnie
Jest już
Wielkie serce
I wielkie wołanie.
Miłość przychodzi w starych kapciach
Siada cicho na krześle przy herbacie
I wspomina, mówi, szepce, milczy
O tym chlebie, który stał się miodem.
Andrzej Zwoliński