miłość

Zastanawiam się czy ten wpis nie powinien powstać za kilka lat. W momencie jak już będę znała odpowiedzi na pytanie, które dziś sobie zadam. Jednak za jakiś czas będą we mnie inne emocje, nie będę pamiętała jakie moje dzieci były małe, a ja i Tomek młodzi. Tak już jest, że nie zauważamy upływu czasu. Codzienne małe zmiany prowadzą do zdumienia, że Hanka ma już ponad 4 lata i chodzi do przedszkola (drugi rok!!!)… a ja jestem już po trzydziestce. Patrzę do lustra i codziennie widzę taką samą Justynę, budzę się przy tym samym Tomku i tylko gdy patrzę na dawne zdjęcia dostrzegam różnicę. Zdumiewa mnie, jak niewiele pamiętam z pierwszych miesięcy życia Hani. Dlatego wpis powinien zostać napisany dziś. Kiedyś do niego wrócę i się zadziwię.

Co jest ważne w rodzicielstwie??

Nasze rodzicielstwo to rodzicielstwo skrajności. Zostaliśmy rzuceni w dwie różne sytuację.

Jaka byłam dumna, że Hania śpi sama. Została do tego przyzwyczajona w szpitalu, a my tego nie zmieniliśmy. Dziś codziennie w nocy  mam u boku dwóch mężczyzn: męża i małego Ignaca. Hania ma swój pokój i swoje łóżko, o czym sama zadecydowała któregoś dnia, gdy wyprosiła nas do salonu na kanapę. Czasem woła do siebie tatę albo przychodzi do nas… Kanapa ledwo, ale mieści całą czwórkę.

Hania była karmiona butelką i mlekiem modyfikowanym, a Ignacy piersią. Są to naprawdę dwie różne rzeczy i każda ma swoje plusy i minusy. U Hanki był pełen monitoring ile zjada i bardzo tego pilnowaliśmy.  Hanię karmiła mama, tata, dziadek i babcia… Mama mogła wyjść, odpocząć, napić się wina. Ignacy jest synkiem mamusi. Teraz nie wyobrażam sobie zostawić go na noc z tatą, na kilka godzin też jest problem. Hania w wieku 7 miesięcy pozwoliła mamie na wylegiwanie się na plaży i chodzenie po górach na Majorce. Ignacy jeszcze długo mnie nie puści na dłuższy czas. Jestem matką, która ceni sobie swój komfort psychiczny i czasem mam potrzebę wyjść. Na razie wystarczą mi krótkie wyprawy do sklepu.

Hania

Pierwszy raz zobaczyłam Hanię ok. 6 godzin po urodzeniu i nawet nie mogłam jej dotknąć. Pierwszy raz ją przytuliłam kilka tygodni później. Dopiero po dwóch miesiącach była w pełni nasza. Pierwsze dwa miesiące życia spędziła na intensywnej terapii, gdzie można było tylko 3 godziny siedzieć przy dziecku. Hania nie jest dzieckiem, które się z chęcią przytula. Zrobiła w tej kwestii duże postępy. Jest uśmiechnięta i dość samodzielna. Nie umiałam jej nosić w chuście, bałam się ze względu na rurkę tracheostomijną. Wędrowała z nami po górach w nosidle turystycznym. Gdy tylko nauczyła się dobrze chodzić, od razu zrezygnowałam z wózka. To na pewno nie było rodzicielstwo bliskości. Choroba nam to trochę odebrała. Ale było za to rodzicielstwem pełnym walki, dobrego myślenia, nadziei, modlitwy i pracy. Czy w pełni wygraliśmy? Nie wiem. Jak się czyta niektóre teorie to nasza Hanka będzie miała w przyszłości ogromne problemy. Bo była mało przytulana w pierwszych dwóch miesiącach życia, bo mama czasem wyjeżdżała, bo była karmiona mm, bo urodziła się przez cc, bo mama czasem płakała… ale ja wierze w to, że nie to się liczy. Ważna jest miłość i w jej przypadku wiara, że wszystko będzie dobrze!

Ignacy

Ignacego zobaczyłam od razu po „wydobyciu z brzucha”… i probie naturalnego porodu. Na następny dzień mogłam go przytulać i przytulam prawie ciągle do tej pory – to w chuście, to przy piersi. Jesteśmy zdecydowanie bliżej siebie, niż wtedy z Hanią. Czy Ignacy będzie miał przez to mniej problemów za kilka lat? A może więcej?

Rodzicielstwo

… bo tak naprawdę nie liczy się jak karmisz, ile przytulasz, czy posyłasz dziecko do żłobka, czy szczepisz, …. , ale jak kochasz. Ja wyznaję tylko jeden typ rodzicielstwa: rodzicielstwo miłości. Na pierwszym miejscu stawiam wzajemną miłość rodziców, bo z tej miłości rodzi się dziecko. Potem wszystko się już układa… 😉

miłość

Ignaś kończy dziś 5 miesięcy.

I ja jako mama dwójki dzieci kończę dziś 5 miesięcy. A może bardziej my jako rodzice Hani i Ignasia. To dobry dzień, aby podzielić się z Wami zdjęciami z naszej sierpniowej sesji, za którą dziękujemy cudownej Oli.

A resztę  obrazkowych, sielankowych wspomnień zostawię sobie na potem :)… za kolejne 5 miesięcy.

miłość

Staram się omijać tematy dotyczące macierzyństwa… Za dużo przykrych słów pada, gdy rozmawia się o sposobie urodzenia dziecka, karmieniu piersią, szczepieniach, posyłaniu dziecka do żłobka, przedszkola itd. Tyle jadu ile wylewają na siebie matki mnie zadziwia, można by nim obdarować wszystkich polityków, którzy tak nas wkurzają, a i tak by zostało (ale o polityce też nie będziemy rozmawiać). Nie chce się teraz zastanawiać dlaczego tak jest. Głęboko wierzę, w to że każda matka w swoją rolę wchodzi najlepiej jak potrafi.

Dziś będzie o bezbolesnym macierzyństwie

Trafiłam dziś na FB na tekst o tym, że wiele w macierzyństwie boli… i zaczęłam myśleć czy to dobre określenie. Mamy tendencję do przesadzania, albo gloryfikujemy albo demonizujemy bycie matką. Przecież to zwykła rzecz. Naturale jest to, że z miłości dwojga ludzie rodzi się dziecko. Z macierzyństwem jest jak z życiem. Daje radość i ból, ale zwykle toczy się swoim naturalnym biegiem… dzieci rosną, a my się starzejemy.

Poznałam w swoim życiu matki, których macierzyństwo wydawałoby się bardzo bolesne. Są to matki umierających dzieci, matki dzieci niepełnosprawnych, matki czekające, samotne matki i wiele matek z innymi problemami. Są to matki, które nigdy nie powiedziałby, że je boli… Może z czasem sobie zdały z tego sprawy. Tak jak ja teraz widzę, jak było mi ciężko w haniowej chorobie. Jednak wtedy nie myślałam, że boli, bo skupiałam się na teraźniejszości. Czasem czułam ból i strach, ale patrzyłam gdzie indziej.

Dziś przeżywam macierzyństwo bezbolesne. Wszystko wobec tego co przeżywałam wydaje mi się takie proste i naturalne. Jedyne co mnie boli to plecy, ale to przejdzie.

Matki kochane!

To co robicie jest zwyczajne i naturalne. To Wy macie to piękno, które nadaje temu urok.

Ostatnio przeczytałam, że pościelenie rano łóżka może zmienić życie (w 100% się zgadzam i dlatego zawsze ściele). A ja myślę, że umycie się i zrobienie makijażu może zmienić nasze macierzyństwo. Piszę o tym, bo w tekście o którym myślę, napisano, ze chodzenie z brudnymi włosami i brak czasu na kąpiel boli. Na pewno tak jest, ale kto nam każe chodzić nieumytym. Ja mam na to sposoby i zapewniam, że się da (przynajmniej z dwójką dzieci jest to możliwe). Gdy któregoś dnia Tomek wraca z pracy, a ja jestem bez makijażu to wie, że to ten dzień, w którym trochę boli i nie jest najlepiej. To też mi się czasem zdarza.

Podsumowując macierzyństwo nie jest zupełnie bezbolesne. Ale całe życie takie jest… daje i szczęście i rozpacz.

miłość

Jeszcze został tydzień do naszej 5 rocznicy ślubu… powinniśmy się jakoś przygotować do tego wielkiego dnia. A może ten dzień ma być naszym zwykłym czasem. Każdy dzień przeżyty z miłością powinien być wielki i powinno być to dla nas zwyczajne. Tak jak zwyczajne jest to, że jesteśmy dla siebie po prostu mili, dobrzy i sobie ustępujemy, robimy przyjemności itd… Czasem jednak trzeba wieczorem usiąść na tarasie, posiedzieć i uświadomić sobie jakie to niezwykłe (gdy ma się dzieci to samo siedzenie wieczorem w dwójkę jest czymś niesamowitym). Przecież znamy statystyki… tyle się mówi o rozwodach i tyle jest wśród nas małżeństw niemiłych, nieudanych i w kryzysie.

Drewniana rocznica

5 rocznica ślubu jest nazywana drewnianą, co mi się osobiście bardzo podoba. Nasze życie z Tomkiem jest bardzo drewniane. Oboje marzymy o drewnianym domu i oboje lubimy zapalony piec i kominek, ogniska, świeży las wiosną i buczynę karpacką latem i kolorowe liście jesienią. Drewno kojarzy mi się z ciepłem, dobrem, naturą, Bogiem. Ma tak bardzo wiele odsłon i funkcji. Jest różne jak różne są odmiany miłości. Każdy kawałek drewna jest inny jak każda para, która ma 5 rocznicę ślubu. Drewno daje schronienie, ciepło, poczucie bezpieczeństwa i przygodę. Jest zwyczajne tak jak powinna być zwyczajna miłość. Jest niezwykłe tak jak powinna być niezwykła miłość.

5 lat

Ostatnie 5 lat to najintensywniejszy i najbardziej niezwykły czas w moim życiu. Z drugiej strony jest tak bardzo normalnie i naturalnie. Czuje, że moja wędrówka prowadzi po właściwej ścieżce. Uwielbiam bycie żoną. Z tej miłości urodziła się dwójka pięknych dzieci i powstało miłe miejsce w górach – nasza chata. Z tej miłości każdego dnia rodzi się uśmiech i poczucie szczęścia.

Gdzie mieszka miłość?? 🙂
Miłość mieszka w nas… brzuszkowa sesja, maj 2018

Świętowanie

Długo rozmyślaliśmy nad sposobem uświęcenia tego dnia. Poprzednie rocznice  ślubu w miarę możliwości spędzaliśmy sami w górach i na tańcach. W tym roku jest to niemożliwe, dlatego postanowiliśmy uczcić ten dzień zupełnie zwyczajnie. Drewnianą rocznicę chcemy ofiarować Temu, który nam ciągle pomaga. Miło nam będzie jeśli z nami będziecie chcieli poświętować. Zapraszamy na Mszę Świętą, podczas której będziemy dziękować za nasze 5 lat małżeństwa, 7 września 2018 o 18.30 w kościele Niepokalanego Poczęcia NMP na Azorach w Krakowie.

 

ludzie, miłość

Mam ogromne szczęście, bo w moim życiu jest dwóch wspaniałych ojców – mój tata i tata moich dzieci.

Mój tata

Ostatnio dużo słucham mądrych ludzi, którzy wspaniale mówią o miłości, małżeństwie i rodzinie. Układa mi się w głowie wiele puzzli w jedną całość. W tej układance życia ważną rolę ma ojciec i jego miłość. Teraz wiem, że dzięki mojemu tacie odnalazłam się i zawsze znałam swoją wartość (mimo wielu upadków). Mój tata zawsze kochał i szanował moją mamę. Moi rodzice pokazali, że można całe życie kochać. Teraz z uczuciem ciepła na sercu wspominam ich niedzielne, popołudniowe drzemki, kiedy zawsze się przytulali. Rosłam w poczuciu bezpieczeństwa. Jacek Pulikowski, którego ostatnio ciągle słucham, mówi, że dziecko potrzebuje od rodziców 4 rzeczy: miłości, miłości, miłości i miłości. Pierwsza to miłość matki (pierwotna, bezinteresowna), druga – miłość ojca (warunkowa, wymagająca), trzecia miłość między mamą i tatą (daje poczucie bezpieczeństwa, stabilności) i czwarta miłość do Boga. Czuje, że u mnie w domu wszystko było dobrze, dostałam to co trzeba. Kiedyś wspaniały człowiek –  ks. Grzegorz, który pomagał w hospicjum, powiedział mi, że bardzo dużo dobra dostałam. Każdego dnia za to dziękuję i wiem, że nie mogę tego zmarnować.

Moi najwspanialsi ojcowie: mój tata i mój mąż Tomasz – tata Hani i Ignasia

Tata oddał mnie w ręce najlepszego człowieka – Tomka. Nauczył mnie miłości i dzięki temu wiedziałam, że to jest ten człowiek i ta miłość. Dziękuję!

Tata Tomek

Tomek to najodważniejszy tata jakiego znam. Gdy urodziła się Hania i było naprawdę ciężko, on nigdy się nie poddał. Pokochał Hankę od razu taką jaka była nieidealna… A ja płakałam, a on przy mnie nigdy. Zawsze był dla mnie siłą i podporą. Nigdy we mnie nie zwątpił i nie przestał kochać ani na chwilę, nawet gdy miał powody. A ja czerpałam z jego oczu, serca, gestów moc i wiarę, która wszystko zwyciężyła i będzie zwyciężać. Dziękuję!

TATA

Wszystkim Tatom w dniu ich święta życzę cudownych dzieci i jeszcze cudowniejszych żon! To Wy dajcie mamom super moce! Kobieta, która ma wsparcie i miłość od męża może wszystko.

 

miłość

Mam taki swój ulubiony cytat o marzeniach:

„Mam całe stosy marzeń (…) To jest kwestia statystyki – jak Pan ma jedno marzenie, to jest spora szansa, że się nie spełni, ale jak Pan ma ich tysiące, to co chwila spełnia się któreś z nich. Właśnie na tej zasadzie mi się wciąż udaje realizować marzenia – stosuję teorię wielkich liczb i odrobinę wiedzy na temat statystyki.”
Wojciech Cejrowski

Staram się kierować tą prostą myślą… Jest w niej ukryta pewna prawda – żeby mieć dużo marzeń to muszą to być dość zwykle marzenia (Cejrowskiemu pewnie nie o to chodziło, bo on akurat robi wielkie rzeczy, ale w zwykłych czasem mu trochę nie wychodzi) i trochę tych niezwykłych również. A może inaczej, że trzeba doceniać zwykłe rzeczy i czasem naprawdę codzienne sprawy mogą być zrealizowanymi marzeniami.

Kiedyś wydawało mi się sprawą oczywistą, że będę miała męża, dwójkę dzieci i pracę, którą lubię. Każde dziecko tak myśli, że jako dorosły człowiek będzie herosem albo sławną osobą, a już na pewno, że będzie szczęśliwym człowiekiem. Potem z biegiem lat to się zmienia. Okazuje się, że nie jest to takie proste, że trzeba walczyć o swoje szczęście. Rzeczy, które kiedyś wydawały nam się naturalnym biegiem życia tak naprawdę nie są takie oczywiste.

MAŁŻEŃSTWO

Będę się powtarzać: mój Tomasz to mój osobisty cud! To nie jest tak, że się to stało i jest to normalna sprawa. To cud, że się wydarzyło w danym momencie życia, że się spotkaliśmy w tłumie i zauważyliśmy, że to prawdziwa miłość.

RODZINA 2+2

Zawsze marzyłam o przynajmniej dwójce pięknych dzieci. Wydawało mi się sprawą oczywistą, że dzieci rodzą się śliczniutkie, malutkie, pachnące i zdrowe. Hania zweryfikowała to myślenie. Z porodówki wróciliśmy do domu z pustym łóżeczkiem.  Ostatnio często wracał do mnie ten czas. Hania nauczyła mnie, że trzeba doceniać to co się ma. To nie jest oczywiste, że po porodzie słyszysz pierwszy krzyk dziecka i dostajesz bobasa do rąk. Hania nauczyła mnie, że wszystko jest możliwe… że wiara czyni cuda – to mój kolejny cud i zrealizowane marzenie! Było bardzo ciężko, ale wyszliśmy na prostą.

Znając naszą historię zrozumiecie, że gdy 6 czerwca o 23.20 na świecie pojawił się Ignaś – zdrowy, śliczny, malusi (ale przerósł nas wszystkich w swojej wadze urodzeniowej 3050 g), ja nie mogłam przestać się uśmiechać. To nie jest oczywiste, że rodzą się zdrowe dzieci… to jest cud. Dobrze, że jest to codzienny cud… Jak wiejski, pachnący chleb powszedni, który nigdy się nie nudzi. Jest codziennie, ale należy za niego dziękować i odnosić się z szacunkiem. Czasem go nie ma, a wtedy oznacza to wojnę albo inną klęskę żywiołową.

JESTEM SZCZĘŚLIWA Jestem tak bardzo szczęśliwa w tej nowej codzienności. Każdy dzień to moje zrealizowane marzenie. W końcu mogę poczuć jak to jest opiekować się maleństwem, mieć normalnie nieprzespane noce bez strachu o każdy oddech dziecka, karmić piersią. I pisząc ten post piję ciepłą herbatę!!! Myślę, że przeżywam to szczególnie, bo mam już dwójkę dzieci, ale nigdy nie miałam bobasa przy piesi i takiego mojego maluszka w ramionach. Hanka nauczyła mnie, że nie zawsze jest normalnie i teraz doceniam to jeszcze bardziej. A ona tak pięknie zareagowała na braciszka i jest taka duża i śliczna. Hanka to moja najpiękniejsza życiowa lekcja, która nauczyła mnie bycia szczęśliwą.

Dumna siostra 🙂

miłość

Jest taka chwila w ciągu dnia, która daje nam odpowiedzi, sprawdza czy jesteśmy szczęśliwi i weryfikuje nasze życie.  Jest to wieczór, moment gdy kładziemy głowę na miękką poduszkę i jeszcze chwilę nie śpimy. Do głowy przychodzą podsumowania, plany na następny dzień i marzenia. Z perspektywy czasu widzę jak w moim życiu zmieniała się ta ważna chwila.

Gdy dzień przechodzi w noc…

Kiedyś…

Gdy byłam nastolatką był to czas marzeń. Snułam wizje idealnej miłości i gdy miałam szczęście udawało mi się tak zaprogramować sen. Wspominam swoje nastoletnie życie jako dobre, ale i bardzo burzliwe. Miotałam się między przedsennymi wyobrażeniami, a rzeczywistością, czasem dość szarą i smutną. W tym czasie przeżywałam pierwszą wielką miłość i pierwsze jeszcze większe rozczarowanie.

Potem zawsze gdy kładłam się do łóżka z żalem stwierdzałam, że jest coś nie tak jak powinno. Dni mijały wypełnione pracą, ludźmi i samorealizacją, a wieczorem okazywało się, że czegoś brakuje. Dobrze wiecie czego… ciepła drugiego ciała i spokojnego oddechu ukochanej osoby.

Wieczór teraz

Teraz często moje dni nie są tak intensywne jak kiedyś, nie ma w nich tylu ludzi i są dużo bardziej spokojne. Za to wieczór jest idealny. Uwielbiam ten moment dnia, kiedy mogę przytulić się do ukochanego człowieka. Czasem rozmawiamy, a czasem milczymy. A ja w tym czasie w głowie dziękuję i wyliczam sobie ile dobra mam w swoim życiu. Snuje plan na następny dzień i modle się z wdzięcznością. Wiem, że jestem w odpowiednim miejscu. Teraz wieczór nie jest dla mnie czasem marzeń czy użalania się nad sobą, ale czasem dziękowania i realnych planów na przyszłość. Oczywiście i mi zdarzają się gorsze wieczorne godziny, gdy zaczynam wątpić czy się bać… ale nad swoimi wieczorami trzeba pracować jak nad całym swoim życiem.

Jeśli kładziesz się ze smutkiem do łóżka to może watro to przemyśleć. Gdy byłam nastolatką radzono mi, abym napisała na lustrze, że jestem piękna i szczęśliwa, abym z tymi słowami wstawała rano. Teraz już wiem, że nie tędy droga. Rób to wieczorem przed spaniem. A właściwie nie to. Wyliczaj sobie ile dobrych i realnych rzeczy jest w Twoim życiu i dziękuj. Może gdy zmieniają się wieczory to zmienia się życie.

Niektórzy ludzie boją się konfrontacji z tym wieczornym czasem i siedzą przed komputerem, książką póki nie zasną albo imprezują co wieczór. To chyba też nie jest dobra ścieżka. Czasem warto przyjrzeć się sobie.

O dziwo w chacie miewam gorsze wieczory. Powodem tego stanu jest na pewno brak porządnego łóżka… (chyba się starzeje hehe!!!) i cisza, do której nie jestem przyzwyczajona i nadsłuchuję odgłosów lasu. Wieczór weryfikuje moje próby górskiego życia i okazuje się, że jest jeszcze we mnie wiele strachu. Muszę nad tym popracować!

Chata w nocy… (fot. G. Szarek)
ludzie, miłość

Kolejny już wpis urodzinowy – trzeci na blogu… oznacza to, że leci nam trzeci rok z Pałoszówką. Mogłoby się wydawać, że chata nam się znudziła, bo nas tam wcale nie ma (od prawie 2 miesięcy już). To nieprawda. W Krakowie zatrzymują mnie studia, które przybliżają mnie do marzenia o agroturystce i oprócz tego, że dadzą mi kwalifikacje rolnicze to czasem czegoś ciekawego się na nich dowiem. A najważniejsze to poznaje nowych ludzi! Gdy skończę studia, dalej będzie się Wam wydawało, że chata nam się znudziła i wciąż będzie to nieprawda. W Krakowie pewnie zatrzyma nas ktoś nowy i mały… mam nadzieje, że nie na długo i szybko pojedziemy już w czwórkę do lasu. Jednak trudno w tej sytuacji planować jak to będzie. Hanka już mnie tego nauczyła.

31 urodziny

Przeczytałam sobie dwa poprzednie urodzinowe wpisy z 29 urodzin i z 30. Zastanawiam się  o czym napisać, żeby się nie powtarzać… jak zawsze mam w głowie myśli o przemijającym czasie i o tym, co udało się zrobić, a czego nie. Myślę o spełnionych marzeniach i o tym co mnie jeszcze czeka. To chyba normalne urodzinowe myśli.

Napiszę o ludziach… to będzie trochę gorzkie i trochę słodkie. Ostatnio zadziwia mnie które moje znajomości i przyjaźnie przetrwały. Okazuje się, że osoby, o których często myślałam, że będą na całe moje życie już odeszły, albo prawie. Jest wiele pozytywnych zaskoczeń i mimo, że czasem wydało się, że ktoś już na zawsze opuścił mój szlak życia, to na niego wraca. Mam wielu dobrych ludzi. Jednak te kontakty są dość rzadkie… i to jest gorzkie i normalne. Człowiek w codzienności jest sam. Skończyły się czasy, gdy prawie codziennie wychodziło się z grupą znajomych na piwo. Słodkie jest to, że nie przeszkadza mi to tak bardzo, bo mam Tomka i z nim czuje się najlepiej. Dzięki temu nigdy nie jestem sama. Dziękuję!

Dziękuję też tym, którzy czasem wchodzą w moją codzienność!

Dla poprawnych relacji damsko-męskich bardzo ważne jest to, żeby byli inni ludzie. Jakie to cudowne, gdy dostrzegam piękno i mądrość w moim mężu w towarzystwie – jestem wtedy taka dumna. Czasem też potrzebujemy od siebie odpocząć i pogadać z kimś innym. Pewnie trzeba też troszkę ponarzekać.

Życzę sobie i Wam takiego jednego najważniejszego przyjaciela na zawsze i wielu innych, którzy pojawiają się we właściwym momencie! Oby trwali przy nas jak najdłużej, a my przy nich w dobrych i złych momentach!

PS: Przeglądam zdjęcia do wpisu i uświadomiłam sobie jak bardzo, bardzo tęsknie za chatą!! ale zdjęcie nie będzie z chaty jednak 😛 tylko takie sprzed 10 lat i z czasów kiedy chciało mi się organizować urodziny w knajpie heheh… Oglądam zdjęcia z pewnym zadziwieniem, kto tam wtedy był… ale zamieszczę te z tymi, którzy w moim życiu i w moich myślach dalej są obecni! 🙂

miłość

Dziś będzie o kobietach na Dzień Kobiet. Może powinien napisać ten wpis mężczyzna? Będzie jednak o kobietach na Dzień Kobiet przez kobietę 🙂 i przez to będzie jednostronnie.

Podziwiam kobiety… Czasem nie mogę się przestać dziwić. A może przykład:

Ona – właścicielka firmy, mama dwójki dzieci i zadbana żona

Jedziemy autem. On wciśnięty z tyłu między dzieci, ona prowadzi samochód. Do niego dzwoni Pani z banku i rozmawia z nim o jego sprawach, ale on daje telefon jej, bo to ona wie…

Nie mogę przestać dziwić się ile potrafią ogarnąć kobiety…

ale… zapomniałam o wstępie

Ten świat jest tak cudownie zrobiony, że kobieta i mężczyzna się uzupełniają i są sobie wzajemnie potrzebni i równi – tu nie ma lepszych i gorszych. Kropka, bo dla mnie to taki aksjomat i nie będę się rozpisywać.

Podziwiam kobiety za upór, siłę i mądrość.

Podziwiam je za to, że potrafią łączyć bycie mamą, żoną i bizneswomen. Jestem również pełna uznania dla kobiet, które pełnią jedną z tych ról. Tak pięknie potrafimy wypełniać swoje powołania.

Ostatnio słuchałam o. Szustaka, który pięknie mówił o kobietach i ich roli (posłuchajcie, tylko dla Pań!). Kobiety prowadzą do Boga, do zbawienia. Myślę, że to jest właśnie najważniejsza nasza rola. W każdej funkcji, którą spełniamy, mamy prowadzić do Boga jako mamy, żony, przyjaciółki. To my musimy dbać o niebo dla naszych mężów i dzieci. Oczywiście mamy moc, żeby to kompletnie zniszczyć.

Nienawidzę kobiet za ich nienawiść.

My potrafimy mocno odczuwać i czasem nie potrafimy kierować emocjami. Krzywdzimy się nawzajem i porównujemy.

Przykład: macierzyństwo

Poczytajcie blogi o macierzyństwie i komentarze – włos się jeży!!!

Która urodziła więcej, która może nazywać się matką, a która nie, która miała cięższy i dłuższy poród, która urodziła przez cc (to już nie kobieta wg. niektórych Pań), która dłużej karmiła piersią, która wcale nie karmiła, która daje Gerbreki i sok z cukrem, która kupiła wolnoobrotową sokowirówkę za 5 tys. zł, która posłała dziecko do żłobka, która siedzi z dzieckiem w domu, która całuje stopki, a która nie… która wcale nie jest mamą

Jednak nie czytajcie!

Każda mama wie co jest najlepsze dla jej dziecka i każda mama jest w innej sytuacji rodzinnej, finansowej i psychicznej i daje ile może sobie, mężowi i dziecku. To też powinien być aksjomat.

Są złe matki, bo nie potrafią, bo same są zagubione, bo same nie zaznały miłości… a nie dlatego, że są po prostu złe i trzeba je zrównać z błotem. Może trzeba popatrzeć szerzej, a nie krytykować i pisać, że ja jestem lepsza.

Są kobiety, które nie są matkami z własnego wyboru lub z wyboru losu. Im też należy się szacunek. Brak powołania lub możliwości do bycia mamą nie jest powodem do powątpiewania w czyjąś kobiecość.

Są kobiety, które realizują się w domu tzw. „kury domowe”. One też są pełnowartościowe i odwalają kawał dobrej roboty… chociaż dzisiejszy świat przelicza nas na pieniądze, a taka kobieta bezpośrednio nie podnosi dochodu gospodarstwa domowego. Popatrz szerzej – pośrednio jak najbardziej tak, bo nie potrzebujesz opiekunki do dziecka, sprzątaczki, kucharki itd… Dom jest czysty, dzieci szczęśliwe, tylko ona czasem zmęczona i niedowartościowana i szara… dlaczego?

Ja teraz też jestem kobietą, która siedzi w domu… i mój mąż wraca do mnie z niedoczekaniem i uśmiechem na twarzy z pracy.

Każda kobieta jest inna i każda wspaniała.

Ktoś kiedyś powiedział, że nie ma brzydkich kobiet, są tylko niekochane. A ja dopowiem, że są niekochane przez siebie. To jest nasza tajemnica, siła i mądrość: miłość. To jest nasza kobiecość. Ale żeby pokochać świat, mężczyznę, dzieci, w pierwszej kolejności trzeba pokochać siebie! Kochane, w końcu stworzył nas Bóg, a On tworzy tylko to co piękne i dobre!

Czasem sobie to utrudniamy same i sobie nawzajem… odsyłam wyżej.

Z okazji Dnia Kobiet życzę Wam miłości do samych siebie! Wtedy wszystko będzie na swoim miejscu!

I na sam koniec jeszcze raz:

Kobiecość to miłość!

miłość

Wpis powinien powstać wczoraj, bo będzie trochę o miłości… tylko troszkę. Zawsze piszę o miłości, bo ona zawiera się we wszystkim. Dziś będzie o poświęceniu. Według słownika języka polskiego poświęcić się oznacza „zrezygnować z czegoś dla czyjegoś dobra, dla jakiejś sprawy” – brzmi strasznie, ale w tym samym słowniku jest jeszcze kilka definicji i ta, która najbardziej mi się podoba to: „wybrać sobie coś jako zawód lub cel życia”. Najczęściej jednak poświęcenie odczytujemy według pierwszego znaczenia. Nie lubimy tego słowa, bo kojarzy nam się z brakiem czegoś, z wyrzeczeniem.

W dobrym życiu nie ma miejsca na takie poświęcenie. W miłości jest wybór.

Jakie to przykre, gdy matka mówi do swoich dzieci, że się im poświęciła. Zrezygnowała z kariery, by  być przy rodzinie. I często te słowa padają w formie wyrzutów: ja się Wam/Tobie oddałam, a Wy/Ty tak mnie traktujesz i wybierasz inną drogę… Tak samo jest w wielu innych sprawach. Ja tyle z siebie daję w pracy, rezygnuję z bycia w domu, a tu nie ma podwyżki i nikt mnie nie szanuję. Tak na prawdę nikt nas nie prosi o poświęcenie. Pamiętam jak odchodziłam z harcerstwa. Jednym z powodów było to, że nie umiałam sprostać wymaganiom mojej drużynowej, która poświęciła się dla ZHR. Ona chciała, żebym ja zrobiła to samo, doceniła jej pracę i to, że harcerstwo jest dla niej najważniejsze. Ja miałam inne plany, drużyna miała być dla mnie ważnym dodatkiem i nie chciałam się poświęcać harcerkom, które nigdy o to nie prosiły i tego nie potrzebowały.

W miłości zawsze jest wybór.

W życiu zawsze trzeba wybrać jakiś szlak. Nie da się iść dwiema drogami. Ja wybrałam rodzinę , domowe ciepło i chatę w górach.

O poświęceniu można mówić, gdy jest przymus, trudna sytuacja. W miłości zawsze będzie poświęcenie, bo zawsze będzie jakiś kryzys. W ciężkiej sytuacji finansowej, ktoś musi się poświecić i wziąć dodatkową pracę. Gdy przychodzi choroba, ktoś musi z czegoś zrezygnować. Wybór jednak jest zawsze, bo w każdej chwili możesz zniknąć, odejść… i w tym miejscu chroni nas miłość i sprawia, że poświęcenie nie jest takie złe.

Gdy patrzę na swoje życie to widzę w nim same wybory*, nie było tam miejsca na poświęcenia. Z czasem widzę, że tam gdzie wydało mi się, że z czegoś rezygnuję, bo tak trzeba, tak naprawdę zawsze było, bo tak chciałam. Teraz jestem na dobrej drodze, o której wyborze zdecydowałam sama, bez przymusu i poświęcania czegoś innego.

My na początku naszej drogi… Bieszczady, maj 2013

Życzę Wam w dzień po Walentynkach, żeby w Waszym życiu zawsze były mądre wybory, a nie przykre poświęcenia…

*jest wyjątek: kot… posiadanie kota poświęciłam dla Tomka, ale to naprawdę nieważne. Piszę to, żeby Tomek wiedział :D, bo może kiedyś zmieni zdanie.