miłość

Ostatnio usłyszałam w radiu, że kobietom luty kojarzy się z miłością. To dobrze, bo jest to dla mnie smutny miesiąc. Pewnie wszystkie kolorowe serduszka, miłosne piosenki sprawiają, że zwykły szary luty robi się cieplejszy. Ja też co roku w tym czasie lubię coś napisać o miłości. To chyba ogólnie mój ulubiony temat. Dobrze, że jest luty, bo inaczej ciągle bym pisała „miłość, miłość”, a może jednak to robię? Wciąż pytam siebie czym jest ta tajemnica i wciąż odkrywam nowe odpowiedzi.

Właśnie skończyłam rozdział o miłości w najlepszej książce jaką czytałam do tej pory. Myślę, że jest to rzecz, która zmienia życie. Dziękuję Gosi za to, że ją mi zostawiła i losowi, że ja w końcu trochę od niechcenia po nią sięgnąłem. Zaczęłam czytać i otworzyłam oczy ze zdziwienia, bo ta książka to odpowiedz, a może inaczej jedna z odpowiedzi. Przeczytajcie „Droga rzadziej przemierzana” M. Scott Peck. To co zaraz napisze będzie inspirowane tą pozycją, ale będą to moje interpretacje i moje odpowiedzi.

Miłość to postawa

Być może tak naprawdę nie ma definicji miłości, są tylko próby definiowania największej tajemnicy na świecie. Wiele razy podejmowałam to zadanie. Dziś zrobię to po raz kolejny. Myślę, że w wyżej wspomnianej książce miłość jest bardzo dobrze i trafnie opisana. Trochę wydaje mi się, że po tej lekturze ja już nie mam nic do powiedzenia. Po prostu ubiorę to w swoje słowa, a Wy koniecznie przeczytajcie książkę.

Gdzieś zawsze czułam, że miłość to nie jest zakochanie, zgranie małżonków, wielkie love zamknięte w walentynkowym serduszku. Coś mi mówiło, że jest to coś więcej. Miłość to postawa do siebie, świata, Boga. Ludzie, którzy zgłębiają prawdziwą miłość to osoby, które po prostu kochają siebie i otoczenie i to czuć, bo bije od nich ciepło, zrozumienie – mają czas dla innych i słuchają. Myślę, że takim człowiekiem był Pan Józef. Są w ciągłym rozwoju i pną się do celu, którym jest zbawienie. Miłość nigdy nie stoi w miejscu. Oczywiście kochający człowiek będzie miał chwile słabości, zwątpienia, ale to go nie zatrzyma i nie złamie. Autor „Drogi rzadziej przemierzanej” miłość rozumie w ten sposób: „jest to wola rozszerzenia własnego „ja” w celu pielęgnowania własnego lub cudzego rozwoju duchowego”. Jest to bardzo trafna definicja. Oczywiście kochający człowiek nie myśli cały czas o rozwoju, wiele spraw przychodzi naturalnie. Nad wieloma rzeczami należy popracować, ale to też często jest zgodne z naturą. Dla kochającego człowieka praca nad sobą i nad miłością jest swobodna i nie zastawana się nad tym każdego dnia.

Jak to zmienia moje życie?

Po pierwsze uświadomiłam sobie, że to, że musiałam popracować nad miłością do mojego pierwszego dziecka nie było brakiem miłości. To była konsekwencja bardzo trudnych początków. Nie było zakochania (czego często doświadczają matki po porodzie), ale była decyzja i wola miłości i może to czyni ją nawet piękniejszą. To ściąga ze mnie pewnie ciężar i nakłada nową odpowiedzialność płynącą prosto z mojej woli.

Po przeczytani książki bardziej mi się chce! Przeczytałam, że zdarza nam się nie rozwiązywać problemów, bo nie chcemy im poświęcać czasu. To wzięłam sobie do serca i postanowiłam już naprawdę codziennie uczyć się z Hanią. Jej problemy z mową można rozwiązać, ale potrzeba czasu. To miłość daje nam siłę do dyscyplinowania się. Dyscyplina to temat pierwszego rozdziału w książce, do której odsyłam. Moim celem nie jest napisanie drugiej książki, więc kończę na dziś. Chociaż jeszcze wiele mam do napisania, ale to już 558 słów!

PS: Miłość po owocach poznacie, dlatego ja postanowiłam codziennie pracować z Hanią. Jest to dla mnie trudne i wymaga dużej dyscypliny. Może o to chodzi w miłości – o efekty. Moje dobre życie jest efektem miłości moich rodziców. O tym też jest dużo w tej książce, wiec polecam wszystkim rodzicom i tym, którzy czują się przez nich skrzywdzeni.

miłość, dzieci, pies
chata, maj 2020, foto: Grzegorz Szarek
miszmasz

Mam swój ulubiony warzywniak. Nie ma to jak zacząć wpisy w 2021 r. od reklamy. Myślę, że warto napisać o tym miejscu (chociaż nie o tym będzie ten wpis), ponieważ dobrze wiedzieć gdzie można kupić dobrej jakości warzywa i to u dobrych ludzi. Dlatego polecam: tutaj. Często rozmawiam z Paniami w sklepie i ostatnio zapytały mnie czy się zaszczepię. Pewnie domyślacie się jaka była moja odpowiedz: nie. Panie stwierdziły, że nie boję się, bo jestem młoda. O tym będzie ten wpis. Będzie odpowiedzią na pytanie dlaczego się nie boję. Postaram się nie krytykować pandemii i obostrzeń, szczepionek itd… ugryzę to inaczej.

Nie boję się, bo nie oglądam telewizji i nie dałam się zastraszyć. Mam też sporo znajomych i rozglądam się dokoła siebie, słucham opowieści, wychodzę do ludzi i widzę, że właściwie nic się nie zmieniło. Gdyby nie było medialnej pandemii i obostrzeń to wszystko byłoby tak jak zawsze. Świat jest w czasie ogromnej przemiany społecznej, ekonomicznej, gospodarczej, religijnej. Myślę, że żyjemy w przełomowym momencie. Jednak jeśli chodzi o wirusy, bakterie, choroby to nie widzę zmiany. One zawsze były i są. Zmienił się sposób mówienia o nich i to spowodowało strach.

Pamiętam młodą żonę i mamę, która wiele lat temu zmarła na gorączkę (innych objawów nie było). Ta historia mną wstrząsnęła. Pamiętam historię o studentce, która usnęła na kanapie i już nie wstała. Pamiętam historię o dziewczynce, która zachorowała na wirusa HSV i teraz jest niepełnosprawna i jeździ na wózku inwalidzkim. Przecież prawie każdy to ma. Wirus HSV jest to zwykła opryszczka. Czasem ktoś mówił, że był ciężko chory, ale raczej nikt się nie chwalił tym, że 3 dni nie mógł wstać z łóżka. Ja też czasem chorowałam. Nikt nie liczył chorych w telewizji i radiu. Nikt nie pisał na FB, Twitterze, że jest pozytywny.

Teraz też ludzie chorują, umierają. Problem polega na tym, że nikt nie chce im pomóc (chyba, że masz pozytywny test na covid). Ludzie boją się lekarzy, kwarantanny, chorób, wirusa i śmierci.

Nagle świat oszalał i podaje liczbę chorych, zmarłych i już od roku mówi tylko o covidzie. Ludzie dali się zamknąć w domach ze strachu. Powinni od zawsze siedzieć w domach, bo wirusy są wszędzie i każdego dnia możesz zachorować i umrzeć. Nie wolno bać się życia i śmierci. Trzeba każdego dnia żyć na 100%, bo nigdy nie wiesz kiedy po raz ostatni kładziesz się spać. Stach przed śmiercią może paraliżować życie.

Nie boję się, bo wiem, że co ma być to będzie. Ufam Bogu, że mnie chroni i że zabierze mnie na drugą stronę w odpowiednim momencie. Nie ma szczepionki na śmierć. A może właśnie jest?