miszmasz

Dawno mnie tu nie było… chyba tak się dzieje z pisaniem bloga. Najpierw zachwyt, wiele tematów, a z czasem coraz mniej. Jest tu wiele atrakcyjnych wpisów i lubię do nich wracać. Może to taka forma publicznego pamiętnika. Cieszę się, że mam to miejsce w Internecie i mogę czasem wrócić do siebie sprzed kilku lat. Dziś jestem chora i na poście Dąbrowskiej i przyszła do mnie wena. Chciałabym Wam napisać o jedzeniu. O poście Dąbrowskiej już pisałam. Jeśli klikniecie w ten wpis, to Wam się przyznam, że z tych 20 kg, które rzuciłam zostało 0. Dziś Wam napiszę dlaczego. Już się tym tak nie martwię jak kiedyś. Post w tym roku jest spowodowanym tym, że chce w ten sposób wyleczyć zapalenie pięt, które mnie męczy prawie 2 lata. Chudnięcie to przyjemny skutek uboczny.

Smak życia, czyli o co chodzi z tym całym jedzeniem

Post sprzyja myśleniu o jedzeniu i o tym co mnie omija. Dla mnie jedzenie to wspomnienia, to kogiel-mogiel ukręcony przez tatę, to wieczór przy winie, to ramen na świeżym powietrzu przygotowany razem z przyjaciółmi, to piknik z dziećmi, to jajka posadzone na czosnku niedźwiedzim na śniadanie na tarasie. Mam też skojarzenia z konkretnymi osobami, o których myślę, gdy przygotowuje konkretne danie. Przygotowując szakszukę myślę o Paulinie, przy pizzy na piecu w chacie wspominam o Michale. Robiąc fuczki uśmiecham się do Kasia, która mi o nich opowiedziała. Uwielbiam jak przyjeżdżacie do chaty i uczycie mnie nowych potraw. Bardzo lubię siedzieć przy stole i razem kroić, przygotowywać posiłek i rozmawiać o życiu.

W jedzeniu chodzi o smak życia… a ja mam w sobie dużo życia, więc może dlatego nigdy nie będę szczupła heheh. Dlatego ciężko mi stosować dietę, zasady, gdy jest mi dobrze, gdy jest dużo ludzi do wykarmienia wokół mnie albo ktoś ma coś dobrego dla mnie. Okres pandemii dla mojej figury był idealny. Jak jestem szczęśliwa to jest FIT jak to mawia Mama na obrotach – fajno i tłusto.

Myślę, że to wiecie…

W moich social mediach najwięcej lajków dostają zdjęcia jedzenia, więc chyba wiecie o czym mówię. Wokół jedzenia kręci się życie tych co są FIT i tych co są na wiecznej diecie. Aż dziw, że jest tak mało piosenek o jedzeniu. Pomyślcie ile czasu spędzamy czytając opnie na google, żeby dobrze zjeść. Ja wybierając miejsce noclegowe dla grupy, czy dla swojej rodziny zawsze kierowałam się jedzeniem. Wolę zjeść coś dobrego, niż mieć satynową pościel.

Życzę Wam dobrego czasu spędzonego przy jedzeniu! Przy okazji zapraszam na kolejny 9 sezon w chacie. Będzie pysznie!

miłość, wdzięczność

Dawno mnie tu nie było. Dużo się dzieje, czas leci coraz szybciej. Lubimy swoje życie. Jest okazja, żeby się zatrzymać – nasze 10 lat razem. Trudno o to we wrześniu – nowy rok szkolny nabrał dla mnie nowego znaczenia. To pierwsze rozpoczęcie nauki, kiedy stoję po drugiej stronie. Kiedyś miewałam zły sen o tym, że wracam do szkoły i gorączkowe szukam sali. Teraz mam swoją i zawsze trafię. Teraz to nie zły sen, ale dobra rzeczywistość. Okazuje się, że odnalazłam się w szkole – życie zawsze zaskakuje. 12 lat krążyłam koło edukacji – biuro podróży i wycieczki szkolne, warsztaty, aż wpadłam… i jestem panią od geografii i kreatywności (tak, teraz i tego uczą w szkole).

10 lat pełnych wrażeń

Dziś obchodzimy z Tomkiem 10 rocznicę ślubu. Chciałabym napisać o miłości, ale już tyle powiedziałam na ten temat. Może zajmę się wspólnym życiem… czyli jednak będę się powtarzać. Myślę, że nasza wspólna droga z Tomkiem jest pełna miłości, która jakoś wychodzi poza ramy naszego małżeństwa. Są sprawy, których nie ma co trzymać w garści. Czasem trzeba otworzyć dłoń i dmuchnąć światu w twarz. Jednak, aby to zrobić, trzeba mieć trochę poukładane w sobie, w swojej rodzinie, w swoim domu. Napisałam trochę, bo gdybym dbała o perfekcje to nigdy bym Was nie wpuściła do chaty, bo za brudno, za brzydko, za dziko… nie ma ludzi, małżeństw, rodzin idealnych. Czasem czuję jak to moja, nasza nieidealna miłość wychodzi ze mnie. Czuję wtedy wszechogarniająca wdzięczność i poczucie, że jestem we właściwym czasie i miejscu – to chyba dla mnie szczęście.

Wydaje mi się, że te 10 lat minęło szybko, ale to tak na pierwszy rzut oka. Gdy się zatrzymam i pomyślę ile zrobiliśmy, ile przeżyliśmy i jak pełne jest nasze życie, to starczyłoby i na 20 lat.

Podróż poślubna

Pomysł na to, aby jechać w podróż poślubną po 10 latach małżeństwa jest super! Nam wyszedł z przymusu, ale będę popularyzować! W czerwcu wyjechaliśmy na 2 tygodnie na Maderę. To był niesamowity czas. Nie umiem Wam tego opowiedzieć, bo takie rzeczy trzeba zobaczyć. Chętnie podzielę się wspomnieniami na tarasie przy porannej kawie.

Tomaszu, dziękuję za wybranie idealnej wyspy dla nas! Jeśli nie ma rzeczy idealnych, to Madera jest wyjątkiem!

dziecko w chacie, wdzięczność

Znowu zaskoczenie… kolejny urodzinowy wpis. W tym roku mam dla siebie, dla Was urodzinową niespodziankę, która będzie trochę spóźniona (nie zdążymy na jutro (to nasz wspólny projekt z Tomkiem)). U mnie w rodzinie nigdy nie umieliśmy robić niespodzianek – prezenty dawaliśmy/dostawaliśmy wcześniej, czasem ustalaliśmy co to będzie… dlatego ja pochwalę się już dziś, bo to kolejne moje spełnione marzenie.

36 urodziny i spełnione marzenie

Marzenie

Zawsze marzyłam, aby napisać książkę dla dorosłych. Czasem nawet zaczynałam, tworzyłam wiersze do szuflady, teraz piszę bloga… Lubię czytać i pracować nad tekstem. Od kliku lat wydaje mi się, że chce się „przebranżowić” i połączyć swoje życie zawodowe z dorosłymi, ale poszłam uczyć geografii do szkoły podstawowej. Lubię pracę z dziećmi i jakoś ta moja życiowa ścieżka prowadzi mnie po przedszkolach, szkołach i placach zabaw. Marzenie o książce dla dorosłych się przeterminowało. Chyba jednak bardziej siedzę w dziecięcym świecie. Dlatego po wielu miesiącach leżenia w szufladzie moja pierwsza książka dla dzieci wyjdzie na światło dzienne (a może bardziej blask monitora/telefonu – na razie wydajemy książkę w formie pdf). Mam dobry pomysł jak połączyć swoje zamiłowanie do gór, smykałkę przewodnika górskiego ze światem dzieci.

Ten projekt jest też eksperymentem, bo będziemy książkę udostępniać bezpłatnie z możliwością finansowego wsparcia naszej chaty (wszystkie pieniądze ze wsparcia będą wykorzystane w projekcie chata (a planów jest dużo)). Akcja opowieść będzie się rozgrywać na Kretówkach. Można przeczytać dzieciom książkę, a potem przyjechać do nas na wycieczkę i poznać głównych bohaterów i samemu rozwiązać tajemnicę. Puszczam dobrą energię w świat i zapowiedź mojej bajki „O Hani i tajemniczym GSB”! Chwila! Najważniejsze – wdzięczność. Dziękuję wszystkim tym, bez których książka by nie powstała:

  • Hani i Ignasiowi – moim dzieciom, które są inspiracją w tej historii
  • mojemu mężowi, który zawsze we mnie wierzy i jest techniczną częścią tego projektu
  • Robertowi, który podarował nam swój czas i talent i stworzył specjalnie dla nas wyjątkowe ilustracje
  • Gosi (Gosia wie za co :))
  • Anecie, Ginie, które podjęły się korekty tekstu
  • i wielu innym osobom, które czytały, komentowały, wspierały mnie i czasem po prostu są …

36 urodziny i kim teraz jestem?

… starą babą. Żart! Hania mówi, że jestem trochę stara, bo mi włosy zaczynają siwieć. Ja lubię tą siwiznę – dodaje mi mądrości. Czuje się spokojna, spójna, szczęśliwa, czasem zmęczona i smutna. W ostatnim roku wiele zrozumiałam i myślę, że jestem w odpowiednim miejscu. W wieku 36 lat powinniśmy być jak rozwinięty kwiat. Jestem już bardziej na luzie, nie spinam się jak podczas kwitnięcia. Teraz trzeba czerpać radość z bycia pełnym i rozdawać kwiatowe uśmiechy, krople nektaru! Jednak czasem trzeba się zwijać i zamykać w sobie jak kwiaty, gdy zajdzie słońce. Doświadczać wszystkich emocji i pozwolić sobie na łzy i odrobinę egoizmu (bez karania siebie). To trudne i piękne. Miło jest być kwiatem. 100 lat!

chata górska

Chyba już tak mam – zawsze zaskakuje mnie wiosna! To już? Czas na 8 sezon w chacie! Czuję, że to będzie dobry czas. W naszym życiu dużo się dzieje i zobaczymy co z tego miłego wyniknie. Ten sezon będzie trochę w kartkę, dlatego zawsze dzwońcie, piszcie jak się do nas wybieracie. Nie będzie nas w każdy weekendy i w drugiej połowie czerwca. Chciałabym być w chacie jak najczęściej. Jestem też otwarta na kogoś, kto się zaopiekuję chatą – tą informację zostawię tu i niech idzie w świat!

Kolejny rok w chacie

Kiedyś miałam oczekiwania co do czasu, który spędzam w chacie. Teraz, po tych 7 latach, widzę, że to wszystko jakoś płynie i się układa. Oczywiście nic nie dzieje się samo, ale w moim życiu przychodzą okazję, szanse i cuda. Ja po prostu umiem je wykorzystać, zauważyć. Uczę się też odpuszczać… bo kiedyś myślałam, że dziś będę mieszkać w chacie na stałe, a Hanka będzie chodzić do szkoły w Rytrze. O powodach dlaczego wciąż jesteśmy w mieście już kiedyś pisałam. Życie napisało swój scenariusz – Hanka chodzi do szkoły w Krakowie, a i ja też tam chodzę uczyć geografii* 😉 … Ignaś ma swoje ulubione przedszkole, a Tomek wciaż pracuje w tym samym miejscu, a chata wciąż jest nie wyremontowana. Czuję, że to dobry scenariusz – na wszystko przychodzi odpowiedni czas i pojawiają się ludzie, okazje (Bóg otwiera drzwi i okna). Nie mam dokładnie sprecyzowanych planów na ten sezon. Mam w głowie ludzi, z którymi mam nadzieję się spotkać w lesie, posiedzieć na tarasie. Mam małe i wielkie marzenia, ale nie wiem czy to juz ten moment.

Zapraszamy na kolejny sezon 2023 w Pałoszówce!

Zapraszam do Pałoszówki! Już pisałam jak to działa, ale przypomnę w skrócie: w chacie jest zasada współdziałania i współodpowiedzialności. W praktyce oznacza to, że nikt nikogo nie obsługuje, niezbędne prace wykonujemy wszyscy – rąbanie drewna, sprzątanie, gotowanie. W chacie jest skarbonka – sowa, która zbiera na bieżące opłaty (prąd, wywóz śmieci) i przyszły remont.

To będzie dobry czas! Do zobaczenia w lesie!

*tego się nie spodziewałam 😉 ale chyba dobrze mi w szkole

Trochę zdjeć z poprzednego sezonu:

ludzie, miejsca, miłość

Ostatni czas jest bardzo intensywny. Dzieje się dużo dobrych rzeczy. Zacznę od początku. Czuję, że powoli zaczyna się coś kręcić wokół chaty i o tym będę zaraz pisać. W życiu krakowskim złapałam okazję i postanowiłam wykorzystać swoje zdolności w pracy w szkole (12 lat zajęło mi krążenie wokół tematu i w końcu w to weszłam). Styczeń upłyną na udanych warsztatach – może i to się rozwinie. W miłości też się dzieje – w tym roku będziemy obchodzić 10 rocznicę śluby, a to oznacza, że w końcu nadrobimy podróż poślubną. Kierunek już jest wybrany i wyjazd zaklepany (wygrał pomysł męża). Dziś chce Wam napisać o dwóch pięknych spotkaniach! Ten wpis będzie sponsorowany dobrem – zrobię małą reklamę z serca. Czasem zdarza się takie spotkanie, że warto o tym napisać pierwszy wpis w 2023. To będzie dobry rok.

Spotkanie Kretówkowiczów

Mamy nowych sąsiadów i to takich wymarzonych. Myślę, że w sezonie 2023 sami ich poznacie, bo to bardzo otwarci ludzie. Widzę w tym ogromną szansę dla polany Kretówki! Myślę, że będziemy się wzajemnie motywować albo to Kasia i Michał będą nas bardziej popychać do działania.

Spotkanie na Roztoczu

Końcówka roku 2022 i styczeń był dla mnie bardzo męczący. To spowodowało, że odpuściłam. Zamiast szukać agroturystyki (gdzie na pewno zaprzyjaźnię się z gospodarzami) to ferie spędziliśmy w małym hotelu na Roztoczu. Chciałam anonimowości, którą daje tego typu miejsce. To jest właśnie powód, dla którego nie lubię hoteli, ale tym razem wydawało mi się, że tego potrzebuję. Jednak natury nie oszukasz. W hotelu poznaliśmy fantastyczną rodzinę, która przyjechała w niedziele na chwilę wytchnienia, aby odpocząć od ludzi, bo na co dzień prowadzą glamping w Hutkach. Nie udało im się… bo poznali nas. Taki żart od losu.

Dzikolas

Magda i Dominik zaprosili nas do siebie, żeby pokazać nam swoje miejsce i razem posaunować. Dzikolas okazał się przestrzenią z moich marzeń. Miło jest patrzeć, że komuś to się udało. Cudowne jest to, że tak piękne miejsce stworzyli normalni ludzi własną pracą, pomysłowością, miłością i serdecznością. To daje poczucie, że my też możemy, mimo to, że jesteśmy miejscy i nie śpimy na worku złota. Magda i Dominik mnie zainspirowali i pobudzili moją wyobraźnię – ja już wiem, gdzie postawię pierwszą jurtę. To spotkanie jest naszym kolejnym cudem w życiu. Polecam Wam ten piękny skrawek świata z całego serca – wszystko dopieszczone, przemyślane i ukochane.

Jak zwykle nie mam wielu zdjęć z tego dnia, bo jak jest tak miło to człowiek chowa telefon głęboko do kieszeni. Jak chcecie zobaczyć jak to wygląda to zapraszam na dzikolasowego FB i do galerii na stronie Dzikolasu.

Otwarte drzwi

Zawsze mówię, że jak ma się coś stać w moim życiu to Bóg otwiera nam wszystkie drzwi i okna. Niekiedy dzieje się to szybko (tak jak z naszym ślubem), a w innych przypadkach wymaga to czasu (tak jak z agroturystyką). Czuję, że Bóg zaczyna przekręcać zamki w drzwiach, rozchylać okiennice. Widzę to w tych spotkaniach. Wychodzę na swój krakowski balkon i patrzę na niezbyt ładny widok na zaplecze przemysłowe i myślę, że to też musi być otwarte okno. To tu firma Ekojurty zrobiła jurty dla Magdy i Dominika. To wszystko składa się w jedną całość! Teraz trzeba chwytać okazję.

A tu mała fotorelacja z zimowego wypoczynku:

miszmasz

Dziś na pewno nie są moje wymarzone Święta, bo spędzam je sama w domu z Ignasiem, który ma wysoką gorączkę. Może Ignaś ma jak ja i wie kiedy można odpuścić, nie iść do przedszkola i mama ma wolne. Piękna wiosna tej zimy zachęca do spacerów, ale siedzę, oglądam filmy i jem pierogi z jagodami zbieranymi latem niedaleko chaty. Doglądam Ignasia i myślę, co bym chciała.

Do tej pory rzadko zastanawiałam się co chce, jakie są moje potrzeby. Nauczyłam się chować smutek, zmęczenie, swoje zmartwienia i widzimisie i chyba zakopałam to tak głęboko, że wydawało mi się, że tego nie ma. Znalazłam też sposób, żeby czasem to zagłuszyć, ale na to wyznanie nie jestem gotowa. Chyba też czuję się samotna. Dziwnie to brzmi, bo mam cudowną rodzinę i mnóstwo dobrych ludzi wokół siebie. Ostatnio zrozumiałam to poczucie osamotnienia. Ciężko mi Was wpuścić tam, gdzie Was potrzebuję. Nie umiem prosić o pomoc i wyrażać swoich pragnień. Ktoś zasugerował mi, że robię dla innych ludzi to, co sama bym chciała dostać, jak być traktowana. To jest dobry klucz. Są przy mnie takie osoby, które potrafią bez słowa wejść w moją rolę, ale to rzadkość i nie jest to normalne. To moje zadanie, aby umieć czasem poprosić. Będę się tego uczyć. Może dzięki temu będę mniej zmęczona i uniknę zgorzknienia, które pewnie mnie czeka, jeśli nie wprowadzę zmian.

Wiele lat temu miałam okazję poznać i chwilę żyć z cudowną rodziną z Jarosławia (kto mnie zna, wie o której rodzinie mówię). Kiedyś w święta właśnie napisałam do nich, że chciałabym aby moja rodzina była podobna do nich. Dziś rozumiem co mi się w nich tak podobało – to chyba była jedna z tych najbardziej zdrowych rodzin jakie znam. Każdy w tym domu był równie ważny i każdy umiał wyrażać swoje potrzeby i je realizować. Zawsze mówiłam, że w tamtym domu każdy był pełnowartościowym członkiem wspaniałego systemu jakim jest rodzina. Tego będę się uczyć!

To teraz czas na wymarzone Święta – SPA, basen, restauracja i 5* hotel 😉 żartuję!

W swoim sercu pielęgnuje wizję spędzenia Świąt Bożego Narodzenia w chacie, w zaśnieżonym lesie. To będą Święta, gdzie każdy się zaangażuje. To będzie Wigilia poprzedzona długim spacerem po górach (bo już wszystko będzie gotowe wcześnie), po którym ciepły barszcz będzie smakował wyśmienicie. To będzie kolędowanie przy ognisku na przełęczy o 24. To będą przemyślane prezenty – niespodzianki. Może w końcu dostanę wymarzoną sukienkę od męża (a link mu tu zostawię 😉 dla ułatwienia). Chciałabym, aby w te wymarzone Święta w moim domu nie zabrakło bliskich mi osób (również tych spoza rodziny). Może ktoś zaskoczy mnie długo wyczekiwanym powrotem do mojego życia? Chciałabym, aby moje Święta odzyskały to co najważniejsze – Boga, który gdzieś zagubił się pośród filmów o magi świąt. Może ten nowonarodzony Bóg jest bliżej niż myślę. Trzeba Go umieć zauważyć w opłatku, w przyjacielu, w uśmiechu drugiego człowieka, a nie czekać na świąteczny cud.

Życzę Wam, abyście umieli zauważyć codziennego Boga (lub łaskę (dla tych, którzy w Boga nie wierzą)) w swoim życiu i umieli odpocząć, odpuścić nie tylko w Święta…

Kompletny brak aktualnych świątecznych zdjęć, więc będzie zimowa chata (foto: Grzegorz Szarek, sylwester 2016) i zima 😉

miszmasz

Po długim czasie milczenia mam ochotę pisać, a może właściwie wygadać się. Będzie to wpis terapeutyczny. Może jesteś gdzie w podobnym punkcie co ja i szukasz swojej drogi, zastanawiasz się jakie są Twoje zdolności. Zapraszam – jest możliwość, że znajdziesz jakieś pytanie, które powinnaś/powinieneś sobie zadać. Gdzieś pojawi się odpowiedz.

Czy ja mam jakieś zdolności?

Wczoraj wieczorem Hania zadała mi pytanie czy jestem nikim, bo nie chodzę do pracy jak tata. Proste dziecięce myślenie, a trochę sprawia przykrość. Dziś rano – zimno, korki, Ignasia rower ma flaka, godzina już taka, że nie zdążymy do przedszkola na śniadanie, muszę ciągnąc ze sobą Hanię, bo ma na popołudnie i nie zostaje jeszcze sama w domu – mam ochotę wyć i myślę o tym, ile bym dała za to, żeby być teraz w pracy.

Wróćmy do początku.

Zawsze widziałam co chce robić. Wyobrażałam sobie siebie jako kobietę, która robi to co kocha. Chciałam prowadzić wycieczki, jeździć samochodem terenowym, chodzić w spódnicy po górach, uczestniczyć w niesamowitych projektach, pracować w drużynie, zajmować się survivalem, ziołami, prowadzić warsztaty, mieć chatkę w górach i SPA. Mała część planów się spełniła. Studiowałam geografię ze specjalizacją turystyka, otworzyłam firmę z wycieczkami i warsztatami. Zrobiłam kilka babskich wyjazdów i warsztatów. Prowadzenie swojego biznesu jest trudne. Najtrudniej znaleźć klientów. Jeśli ktoś Ci już zaufa to jest łatwiej. Wiem też, że jestem dobra w organizacji czasu innym i w kontaktach z ludźmi.

Zawsze też chciałam być mamą i mieć rodzinę. Dlatego, gdy ponad już 8 lat temu pojawiła się Hania i jej choroba, to zostałam w domu. Dziś wiem, że to nie był wybór. Tak miało być. W tamtym momencie to była jedyna dobra droga. Było mi trochę łatwiej, bo ja lubię być gospodynią. Jestem świetna w sterowaniu życiem rodzinnym. To są moje zdolności właśnie – ogarnianie kalendarza, wycieczek, czasu wolnego, dodatkowych zajęć. Podobne rzeczy robiłam prowadząc firmę. Wracając do Hani pytania – nie jestem nikim, ale jak nazwać moje zdolności. Łatwo opowiedzieć kim się jest, gdy ma się konkretny zawód i konkretne umiejętności. Moja siostra jest malarką. Jej talent jest widoczny, ma definicję. Tomek jest programistą. Ja?? … maluję kamienie, robię mydełka i musujące kule, prowadzę chatę w górach, umawiam dentystę, gotuję obiad, smaruję masłem kromkę, napisałam książkę dla dzieci…

Praca

Naprawdę trudno wrócić po takiej przerwie do pełnej aktywności zawodowej. W tamtym roku szkolnym prowadziłam warsztaty z robotyki po szkołach i byłam nauczycielem geografii online, ale to nie to.

Czasem myślę, że chciałabym po prostu iść do tak zwanej normalnej pracy. Wyjść rano i wrócić po 16 i pozwolić sobie na odpoczynek, nową sukienkę (do pracy), zjedzenie batonika, bo zasłużyłam. Nie musiałabym mieć porządku, ciepłego obiadu, zrobionych zakupów, bo bym pracowała. Mogłabym prosić o pomoc, o czas dla siebie. Może powinnam spróbować albo nie. Lubię swoje życie, wolność i jestem ciągle zajęta. Tylko czasem nie umiem tego docenić i nie widzę tego co robię. Może to kwestia pieniędzy. Łatwo przelicza się godziny pracy na zarobki. A co jeśli Twoja praca nie daje realnych liczb na koncie? Jeśli Twoją zapłatą są np. wolne weekendy, bo nie trzeba ich poświęcać na sprzątanie, rzeczy, których nie udało się zrobić w tygodniu.

Moje plany, moje zdolności

Chce rozwijać się zawodowo. Mam ogromne szczęście, że mogę być między domem, a pracą – pasją. Czasem udaje mi się zorganizować wymarzoną wycieczkę i poprowadzić ulubione warsztaty.

Jestem w takim miejscu, gdzie powoli odzyskuję siebie i czas zdecydować co tak na prawdę chce robić. Przypominam sobie początek postu i wracam na swoją drogę zawodową – może już bardziej realnie i proszę niech się dzieje – warsztaty kosmetyczne, wycieczki krótkie (na te dłuższe trzeba poczekać). Na babskie wyjazdy, większe projekty przyjdzie jeszcze czas. Wiem, że kiedyś Pałoszówka stanie się moim wymarzonym miejscem pracy. Będzie łąkowe SPA, warsztaty leśne. Już dziś Pałoszówka jest miejscem przyjmowania gości i tworzenia, wspólnego gotowania, malowania, rozmów. Jestem na dobrym szlaku! Proszę Was też o wsparcie – może macie miejsce, w którym można mnie polecić albo pomysł na współpracę.

wdzięczność

Dawno nie pisałam… Czas przelewa mi się ostatnio przez palce. Mam na to swoją osobistą teorię, że szczęśliwe dni szybko lecą i nie mamy na to wpływu. Niech płynie, bo to dobre bycie! Zbliżają (nagle!) się moje urodziny i to znaczące, bo to taki magiczny środek życia – 35 lat. Nie dzieli na pół czasu, który jest mi dany (bo tego nie wiem). Dla mnie jest środkiem takiego aktywnego działania. Liczę na to, że po 70 będę już odpoczywać. Umówiłam się z Tomkiem i Tym na górze, kiedy chcemy umrzeć, więc będziemy mieli sporo czasu na spokojną starość.

Chciałam się z Wami podzielić swoim zaskoczeniem! Ostatnio odkryłam, że jestem dorosłą (hahaha) i to mnie zadziwiło. Wiem, że to śmieszne, bo mam już dwójkę nie takich małych dzieci, spory staż małżeński (w tym roku 9 lat), pracuję, mam za sobą epizod prowadzenia biura podróży, jeżdżę samochodem (wtedy naprawdę czuję się dorosła), czasem piję wino, mogę wyjść na całą noc potańczyć i przed nikim nie muszę się tłumaczyć, mogę znosić toasty wódką na weselach, kupiłam razem z Tomkiem chatę w górach i mieszkanie w mieście, mamy kredyt, …

Ale w środku wciąż czuje się bardzo młoda. Mam dużo energii, potrafię zachwycić się chwilą, popełniam błędy (czasem te same), daję się porwać emocjom, płaczę do filmów, denerwuję się oglądając dramat, czytając książkę i nie oglądam wiadomości w TV. Nie czuję, że jestem w lecie swojego życia, utknęłam gdzieś w maju… nie wiem kiedy i gdzie minął czerwiec mojego przebywania na Ziemi. Środek życia mnie zaskoczył. Przyszedł najlepszy moment – uwielbiam lato! Myślę, że jestem w najcudowniejszym miejscu na szlaku swojej życiowej wędrówki.

Zapraszam Was do wędrowania ze mną 🙂 może być jeden dzień. Czasem krótkie spotkanie, błaha decyzja zmieniają nasze losy. Trzeba wyciskać z życie wszystko co najlepsze i chwytać okazje.

chata górska

Witajcie! Zapraszam na sezon 2022 w lesie, w przyrodzie, w naszej chacie! Niedługo otwieramy.

Ostatnio przeglądałam w lustrze swoje włosy i z niepokojem stwierdziłam, że przybyło mi dużo siwych włosów. Nie będę się farbować (chociaż wiecie jak uwielbiam ogniste loki zaraz po wyjściu od fryzjera). Uznałam, że jeszcze jestem w wieku, w którym siwe włosy dodają powagi, a nie lat ;). Nie o siwych włosach chce pisać, ale o tym co spowodowało ten stan i jak temu zaradzić (nie siwiźnie, bo się na tym nie znam (Gosia mówi, żeby jeść czarny sezam)). Od dwóch lat czuję się zdezorientowana… Nie wiem gdzie szukać prawdy i straciłam autorytety. Jest mi z tym trudno, bo należę do osób, które zadają pytania i chcą wiedzieć. Przeraża mnie, że współczesny człowiek ma tak ogromny dostęp do informacji, a nic nie wie. Ostatnio też trochę się boję. Może dlatego, że już wiemy, że dziś jest możliwa prawdziwa wojna z umieraniem, stratą i uciekaniem. Mam receptę na strach, niepewność. Jest to pobyt w przyrodzie.

Najpiękniejsza siwizna… malowana naturą

Sezon 2022 w naturze

Myślę, że najlepszą rzeczą jaką mogę teraz zrobić to otworzyć swój dom i serce dla innych. Wszyscy pewnie czujecie się podobnie jak ja i szukacie ukojenia. Wiem, że las, życie (nawet chwilowe) w naturze pomagają się oderwać od fake news i dezinformacji. Czasem trzeba to wszystko zostawić na dole i po prostu ugotować obiad na piecu, porąbać drewno i poleżeć na polanie.

Jak dobrze pójdzie otwieramy chatę 19-20 marca, a jeśli będzie wciąż zimno to 2-3 kwietnia. Możecie rezerwować weekendy i wakacje (będę w chacie od 9 lipca do 28 sierpnia). Jeśli ktoś z Was potrzebuje dłużej pobyć w przyrodzie to ja chętnie udostępnię chatę np. na tydzień. Zaczynamy pobyt w sobotę (razem z nami) i kończymy w kolejny weekend (też z nami). Wszystko do ustalenia. Przypominam jakie warunki panują w chacie i jak to wygląda: tutaj.

Dbajcie o swoje włosy! Im mniej zamartwiania się tym mniej siwych włosów!

Czekamy w lesie! Mam nadzieję, że niedługo już bez śniegu 🙂

miłość

Niepostrzeżenie wkradł już się luty… wszedł z deszczem i cały w kolorach szarości, dobrze, że jest miłość. To kolejny luty, w którym trzeba napisać o najważniejszej sprawie na świecie. Dziś zaczyna się dobry czas – Tydzień Małżeństw, czyli cykl spotkań dla małżeństw w różnych miastach w Polsce, w tym w Krakowie. Idea organizatorów jest mi bardzo bliska, bo ja też wierzę w siłę małżeńskiej miłości. Wiem, że ślub jest szansą na rozwój, a nie końcem dobrego.

małżeństwo to szansa na rozwój

Słuchałam wczoraj jednym uchem audycji o tym, że jest kryzys małżeństw. Coraz mniej ludzi decyduje się na ślub i jest coraz więcej rozwodów. Te dane nie potwierdzają mojej teorii o tym, że małżeństwo to cudowna sprawa. Niektórym wydaje się, że wchodząc w prawdziwą relację muszą wyrzec się siebie, swojej wolności. Jesteśmy coraz bardziej samotni i zagubieni… jest to trudna sprawa i zmiany, które zachodzą na świecie pogłębiają ten stan.

Miłość to postawa do siebie, świata, drugiego człowieka i Boga. Można mieć wiele miłości w sobie nie będąc w związku, ale to trudne. Jednak znacznie bardziej skomplikowana i smutna jest sytuacja, gdy jesteśmy w nieodpowiedniej relacji. Wtedy jest najtrudniej o miłość, bo jak kochać świat, gdy ktoś niszczy naszą podstawę – miłość do siebie. Popatrzcie nawet miłość do dzieci jest utrudniona… bo jak mamy wychowywać, gdy sami się nie kochamy i siebie nawzajem. Znacie takich dorosłych (albo sami nimi jesteście), którzy nigdy nie wiedzieli przytulonych rodziców, nie czuli ich wzajemnego szacunku, zaufania, wychowali się bez poczucia bezpieczeństwa jakim jest stabilna rodzina. Dlatego w całych moich rozważaniach o małżeństwie założeniem będzie, że są to dobre i odpowiednio dobrane pary, taka sytuacja prawie idealna (bo nie ma idealnych małżeństw).

Z mojego doświadczenia (dobrego!) wiem, że poważny związek nie odbiera wolności. Jest szansą na rozwój. W takiej sytuacji miłość wzrasta.

Gdy jesteś sam to najczęściej szukasz miłości, partnera. Jeśli jesteś dojrzałym człowiekiem to wiesz, że najpierw trzeba pokochać siebie, aby móc wejść w dobry związek. Wiesz, że jesteś pełnowartościowym i niezależnym człowiekiem i nie szukasz potwierdzenia swojej „fajności” w innej osobie. To jest pierwszy krok w drodze do udanej relacji.

Rozwój w małżeństwie

Spotykasz tą jedyną osobę i wchodzisz w małżeństwo (to w wielkim skrócie). Jeśli to prawdziwa miłość, Twój wybór i wierność decyzji to z każdym dniem kochasz bardziej. Nie szukasz już miłości, bo ją masz i możesz się skupić na pracy nad nią i rozwojem. Małżeństwo nie zabiera niezależności, Twojej osobowości, wolności, ale daje szansę prawdziwego rozwoju bez tych wzlotów i upadków, kolejnych prób z Tindera, poszukiwań. Możesz się skupić na wzroście i jakości relacji, a nie szukaniu. Twoja miłość rozszerza się dalej, przekracza małżeństwo i możesz kochać swoje dzieci, swoich przyjaciół i świat. To najprostsza droga do prawdziwej miłości. Oczywiście w bardzo uproszczonym świecie…

Za tydzień Walentynki – zróbcie sobie prezent, bo jesteście pierwszą osobą, którą macie do kochania! A ja życzę Wam odwagi w wchodzeniu w tylko dobre relacje!

Z wyrazami miłości,

Justyna, która chyba przesadziła z tym coachingiem 😉 😛 albo za dużo gada z mężem, z którym czyta Covey…