chata górska, dziecko w chacie, ludzie, miłość

2016 rok to pierwszy nasz rok, w którym mogliśmy z Tomkiem odetchnąć…

2014…

przeszedł nam na ciąży i wyobrażaniach o wspaniałej przygodzie jaką jest bycie rodzicem, a we wrześniu przyniósł rozczarowanie sobą, szybką zmianę planów i myślenia, chwilę na otrzęsienie się, naukę nowych, dziwnych rzeczy (np. jak zakładać sondę pokarmową) i … uff było bardzo ciężko – 2 miesiące w szpitalu, 2 miesiące sami w domu z pustym łóżeczkiem, a potem trudny początek.

hania-w-szpitalu
Zamiast piękniej noworodkowej sesji zdjęciowej mamy mnóstwo zdjęć ze szpitala. Lubię na nie patrzeć, przypominają mi jaką drogę przeszliśmy i gdzie jesteśmy teraz.
hania
Ostatnie dni w szpitalu, przygotowujemy się do wyjścia i wejścia w prawdziwe życie.

2015…

dalej się ogarniamy, wypracowujemy rytuały i czekamy…  nie poddajemy się, jedziemy na wymarzone wakacje (taki mały kryzys i kreatywne rozwiązanie) i szukamy domu, bo marzenia trzeba realizować mimo wszystko… 31.12.2015 zostajemy właścicielami Pałoszówki i rozpoczynamy przygodę w 2016!

Hania - pierwsze kroki po drzewach, Puszcza Niepołomicka
Hania – pierwsze kroki po drzewach, Puszcza Niepołomicka
Hania w Bieszczadzkiej Kolejce Leśnej, sierpień 2015 - wakacje w Chacie nad Wisłokiem
Hania w Bieszczadzkiej Kolejce Leśnej, sierpień 2015 – wakacje w Chacie nad Wisłokiem

2016 – SPEŁNIONY ROK 🙂

HANKA

Zacznę od Hanki. Jeszcze nie wyszliśmy ze wszystkich problemów. Cieszymy się, bo Hanka chodzi, wędruje po górach:), wspina się na łóżko, stołek i tatę, rysuje (a jak pięknie trzyma kredkę!), bawi się tematycznie i zaczęła mówić (a przy jej problemach wydawało się to niemożliwe)!  Jak na swoje 27 miesięcy jest bardzo kontaktowa, mądra, fajna i wiem, że każdy rodzic tak myśli o swoim dziecku. U mnie jednak to wygląda trochę inaczej, bo startowaliśmy z kompletną niewiedzą, a nawet z zapewnieniami lekarzy i pielęgniarek, że może być źle…  W tym roku już wiemy, że jest i będzie dobrze. Wyszło na nasze, bo zawsze wierzyliśmy w naszą córeczkę!

Hania nad polskim morzem, Wicie, czerwiec 2016
Hania nad polskim morzem, Wicie, czerwiec 2016
Hania taaak wysoko, koło widokowe w Gdańsku
Hania taaak wysoko, koło widokowe w Gdańsku
Haneczka, ostatni w ty roku wyjazd do chaty z Hanką, 28-30.10.2016
Haneczka, ostatni w ty roku wyjazd do chaty z Hanką, 28-30.10.2016

MY

U nas do przodu… jak każde małżeństwo mieliśmy trochę dołków i pierwszą awanturę o woreczki śniadaniowe (tak, to zwykle chodzi o pierdoły). Był też kryzys i było wybaczenie. Nad miłością trzeba pracować każdego dnia. Miłość jest jak ogień. Gdy dokładamy świeci pięknym, ciepłym płomieniem. Gaśnie, gdy zaniedbujemy nasze ognisko, a czasem sami chluśniemy w nie wodą… Teraz jesteśmy na etapie dokładania do ognia i grzania w końcu mamy zimę :).

My "na salonach" :)
My „na salonach” 🙂

PAŁOSZÓWKA

Zacznę od „niepowodzeń”…. a może to nie są niepowodzenia, tylko realia. Myślałam, że więcej zrobię i więcej się dowiem, że bardziej wykorzystam ten czas w chacie na naukę o lesie, przyrodzie, ziołach, … Chciałam wysprzątać stodołę, a dalej nie wiem co tam jest. Miałam ochotę na wybudowanie czegoś, zrobienia ławek z drewna, huśtawki, a udało mi się jedynie zrobić krąg ogniskowy, który niestety zarósł chwastami po dłuższym nieużywaniu. Czasem kładę się spać z przekonaniem, że mnie to przerasta i życia mi nie starczy na robienie w chacie, przy chacie, w lesie, w ogrodzie i na życie – spacerowanie, spotykanie ludzi, zabawy z Hanką i picie herbaty z mężem. Chciałabym robić wszystko – ogarniać chałupę, podróżować, rozmawiać, robić przetwory, mydła, swoje kosmetyki, wychowywać dziecko, być piękną i zadbaną żoną. Za dużo… i naglę staję i nie robię nic, bo nie wiem od czego zacząć

Wspaniałości

Za to jestem coraz bardziej zakochana, oczarowana Kretówkami. Po roku mogę z czystym sercem powiedzieć, że lepsze miejsce nie mogło się nam trafić… (może z normalnym dojazdem, ale koniec z narzekaniem).

Odkryliśmy, że z naszej chaty można robić różnej długości pętle spacerowo-wędrówkowe: mała pętla Hanki, chata (droga przez las) – Cyrla – chata (powrót szlakiem), chata – Makowica (przysiółek) – Makowica (szczyt) – Cyrla – chata, chata – taras widokowy w Woli Kroguleckiej – chata (nie opisuje trasy, bo jest długa, na cały dzień), chata (droga przez Makowice) – zamek w Rytrze – chata (czerwony szlak) i mamy jeszcze trasy, które wymagają zejścia do doliny Popradu – na razie nie sprawdzone, bo tłumaczymy się Hanką, a tak na prawdę nie chce nam się tyle schodzić… wchodzić znaczy się:P.

Tomek i Hania spacerują po tarasie widokowym, wakacje 2016
Tomek i Hania spacerują po tarasie widokowym, wakacje 2016

Mamy też jeden ulubiony widok z przełęczy, który ciągle się zmienia i bez przerwy nas zachwyca. Moje chatowe powiedzenie „dzień przez przełęczy to dzień stracony”.

Nasza przełęcz - widok z tarasu w Woli Kroguleckiej
Nasza przełęcz – widok z tarasu w Woli Kroguleckiej
Haneczka, zachód słońca i nasz ulubiony widok
Haneczka, zachód słońca i nasz ulubiony widok
Ludzie, ludzie…

Pałoszówka to rodzina, przyjaciele, znajomi, przypadkowo spotkane na przełęczy osoby i wszyscy, którzy nas jeszcze odwiedzą. Zadziwiło mnie jak to pięknie się zaczęło od pierwszej grupy i od Mszy Św., od odwiedzin przyjaciół. To cały czas trwa… i kończymy ten rok sylwestrem w chacie.

Z rodziną Pana Józefa, czyli z tymi, którzy to miejsce stworzyli.
Z rodziną Pana Józefa, czyli z tymi, którzy to miejsce stworzyli.
dsc03660
Z Kasią i Marciem. Czekam na dłuższy Wasz pobyt 🙂
Haneczka i Wojtuś :)
Haneczka i Wojtuś 🙂

Dziękuję wszystkim, którzy w tym roku z nami byli w chacie i tu na blogu! Zapraszam w 2017! Jestem pewna, że będzie jeszcze pięknej (w końcu dostałam parę cudownych prezentów do chaty, które zamierzam tam wywieźć i dodać chałupie blasku)!

Życzę Wam, abyście marzyli nie tylko w 2017 roku, ale całe życie… i na koniec dedykuje Wam mój ulubiony cytat o marzeniach Wojciecha Cejrowskiego:

„Mam całe stosy marzeń (…) To jest kwestia statystyki – jak Pan ma jedno marzenie, to jest spora szansa, że się nie spełni, ale jak Pan ma ich tysiące, to co chwila spełnia się któreś z nich. Właśnie na tej zasadzie mi się wciąż udaje realizować marzenia – stosuję teorię wielkich liczb i odrobinę wiedzy na temat statystyki.”

chatkowe SPA, miszmasz

Grudzień pachnie pomarańczami… i klejem. Zimowa aura za oknem, szybko kończący się dzień sprzyja pracom ręcznym:). Ostatnio panuje też moda na samodzielnie wykonane prezenty. Żyjemy w czasach gdzie ludzie wszystko mają i bardzo ciężko z trafionym podarunkiem. Jesteśmy już trochę znudzeni tą wielką ilością posiadanych rzeczy i dochodzimy do kolejnej topowej sprawy – wyrzucanie i ograniczanie się (ale to na osobnego posta kiedyś… chociaż w grudniu przy okazji porządków świątecznych staram się jak najwięcej rzeczy wyrzucić). Dając komuś prezent, który wykonaliśmy sami, dajemy też czas i myśli, które towarzyszyły nam w procesie twórczym. Sama zabawa, wymyślanie, wycinanie, klejenie jest okazją do oderwania się od dnia codziennego. Ja osobiście bardzo, bardzo przy tym odpoczywam.

W tym roku dzięki Madzi na warsztatach (zdjęcia) w Strefie Rodzica w Klubie Kultury Mydlnki zrobiłam kartki świąteczne (tym razem trochę mało, bo w tamtym roku z Kasią zrobiłyśmy ich bardzo dużo i powysyłałyśmy po szkołach od Lackowej). Najbardziej jestem zadowolona nie z samych kartek, ale z czasu, który spędziłam w miłym towarzystwie i mogłam się trochę artystycznie wyżyć.

kartki

Prezenty

We wtorek będziemy mogły w tej samej grupie robić moje ulubione mydełka i peelingi na prezenty:), które będą wyglądały tak:

prezent

a w środku mydło w wersji dla mniej doświadczonych 🙂 bo tym razem postanowiłam wykorzystać rzeczywiście tylko to co mam w domu, czyli zwykłe szare mydło, oliwę z oliwek, lawendę (napar + susz), płatki owsiane, masło Shea, zielony barwnik spożywczy (te dwa ostanie składniki nie zawsze są w domu i można je pominąć). Okazuje się, że można zrobić fajne mydełko naprawdę tylko z tego co mamy w kuchni (można dodać cynamon, kakao, miód) i robi się to bardzo prosto w czterech krokach:

  • ścieramy na tarce mydło (na grubych oczkach)
  • w kąpieli wodnej rozpuszczamy mydło z wodą (ja dodałam napar z lawendy)
  • dodajemy do mydła co tylko chcemy (w granicach rozsądku oczywiście), uwaga jest jedna musimy dodać składniki w trakcie kąpieli wodnej – ta wersja mydła bardzo szybko twardnieje (z bazą glicerynową jest inaczej)
  • wlewamy mydło do foremek (ja nasmarowałam je wcześniej oliwą z oliwek) i czekamy, aż będziemy mieć to:

mydełka

W Internecie znajdziecie mnóstwo opisów jak robić mydła, więc nie będę się rozpisywać. Chciałam Wam tylko pokazać, że może to być bardzo proste i daje dużo radości. Takie wzbogacone mydło też na pewno będzie lepsze niż takie pachnące, różowe i sklepowe.

Zamiast stać w kolejkach, przepychać się między półkami sklepowymi wolę stać przy garze i topić mydło, wycinać gwiazdy, a ewentualne niezbędne prezentowe zakupy robić przez Internet. Ja w sumie nie wiem jak wygląda ten zakupowy, przedświąteczny szał, bo wolę w tym czasie nie wchodzić do galerii handlowych.

Póki co, jest 15 grudnia i czekam na ubieranie choinki z Hanką… bo u mnie zawsze robi się to 24 grudnia. Mam nadzieje, że w przyszłym roku same zrobimy ozdoby świąteczne.

dziecko w chacie

Czasem wielkie rzeczy tak na prawdę są małe. Wielkie zakochanie okazuje się chwilową ułudą, cierpienie nastolatki z powodu nieodwzajemnianej miłości po latach ma bardzo małą wartość. Małe rzeczy okazują się wielkie. Uśmiech, kwiat, kawa rano i umyte naczynia gwarantują związek na całe życie. Nieistotna decyzja o wyjściu z domu sprawia, że odkrywasz miłość.

My od kilku dni cieszymy się z pozornie zwyczajnego zdarzenia. Dla każdego rodzica jest to oczywiste i tylko czeka, żeby zapisać w kalendarzu pierwsze słowa swojego dziecka. My nie wiedzieliśmy czy to nastąpi, ale już właściwie jesteśmy pewni. Przyjdzie pierwsze słowo, bo pojawiły się pierwsze dźwięki, piski, sylaby. Późno, ale mogło nie być tego wcale. Smuci mnie czasem jak rodzice nie doceniają tego co mają. Hanka mnie nauczyła cieszyć się z małych kroczków. Nie widziałam, że przyjdzie dzień kiedy głowa mnie będzie boleć z powodu jej krzyków i dziękuję Bogu za ten ból. Dziękuję za każdy dźwięk. To taka mała rzecz, która znaczy dla mnie bardzo wiele. Może jednak Hanka będzie przewodnikiem, piosenkarką, a może na razie zatrzymam się na tym, że powie do mnie mamo 🙂

Byliśmy wczoraj z Hanką na rynku w Krakowie i popatrzyliśmy na to zatłoczone miejsce innymi oczami, jej oczami. Koń, obok którego przechodziliśmy tyle razy i już go nie widzimy, dla Hanki jest niesamowitym stworzeniem, dla którego warto uciec od rodziców i nawet ciastko nie pomogło, gdy trzeba było już iść. Męczące nas tłumy ludzi na Targach Bożonarodzeniowych dla niej są barwną i interesującą mieszanką nowości. A światełka na choince… szkoda, że nie widzieliście otwartej ze zdziwienia buzi. Dziecko uczy jak cieszyć się z małych rzeczy. Życzę naszej córce, żeby z tego nie wyrastała.

Hania na Targach BożonarodzeniowychWam i sobie życzę, abyśmy umieli cieszyć się każdym dniem, a szczególnie tymi szarymi, zimowymi. Płomienie słońca najdelikatniej czuje się właśnie teraz, ciepłe skarpety najmilsze są w grudniu, a herbata najlepiej smakuje dziś!

 

chata górska

Uwaga! Jednak będzie SYLWESTER W CHACIE!

Rok temu nie wiedziałam, że będziemy mieli Pałoszówkę. Nie wiedziałam, że kolejny rok będziemy witać już w swojej chacie…. Pamiętam wieczór 31 grudnia 2014, podczas którego przy winie, każde na swoim komputerze szukaliśmy tego wymarzonego miejsca, rok później 31 grudnia 2015 kupiliśmy chatę :), a teraz 31 grudnia 2016 będziemy bawić się na sylwestrze w swoim bukowym domu. To właściwie pierwsze urodziny Pałoszówki 🙂 .

Jest mi bardzo miło, bo rok 2017 będzie z nami witać nasza pierwsza grupa z Tradi Winter Camp. To nasi pierwsi wracający goście i to aż znad morza 🙂 . W tym miejscu chciałam podziękować Hani i Grzesiowi za to, że nas ze sobą poznali i odwiedziny Pałoszówki to był ich wspaniały pomysł!

Kochani! Ten Sylwester będzie dla nas niezwykły, bo będzie podsumowaniem pierwszego roku jako posiadaczy domu w górach… Ten czas bardzo nas zaskoczył i myślę, że przede wszystkim pozytywnie, bo na razie te przerastające nas sprawy domu odkładamy na inny czas. Na razie cieszymy się gośćmi, drobnymi pracami, spacerami i świeżym powietrzem.

Zapraszamy do wspólnego świętowania

Mamy jeszcze kilka miejsc w chacie, więc kto pierwszy ten lepszy! Szczegóły u mnie (najlepiej telefonicznie: Justyna 693 623 036).

Imprezę zaczynamy w piątek 30 grudnia, a kończymy 1 stycznia 2017. Całość ma charakter przyjacielski, więc wspólnie się bawimy, odpoczywamy i również razem gotujemy, sprzątamy i dbamy o to, żeby było miło! 🙂

W planach: gra terenowa (będzie trochę niespodzianek, dziwnych zadań i survivalowych wyzwań), chatowa loteria sylwestrowa, ognisko z kiełbaskami, impreza sylwestrowa z muzyką i tańcami, powitanie 2017 na przełęczy z szampanem i fajerwerkami!

To będzie niezapomniany sylwester w chacie!

Zapraszamy!

Moje ulubione zdjęcie, czyli my prawie rok temu – 19 grudnia 2015 i już decyzję mieliśmy podjętą:

DSC00809.JPG

miszmasz

Kiedyś spacerując z Anetą zaszłyśmy pod siedziby krakowskich korporacji i Aneta śmiała się z korpoludków wychodzących z pracy i zapominających (zapewne celowo) zdjąć identyfikator. Jakoś wtedy wydawało nam się, że praca w korpo to najgorsza rzecz na świecie, teraz mój mąż tam pracuje (już tam pracował jak go poznałam). Aneta jest zaangażowana w pracę na uczelni, więc na razie do korpo jej daleko, chociaż pewne doświadczenie z tego typu pracodawcą ma.  Moja jedyna styczność z korpo to korzystanie z jej dobrodziejstw – prywatna służba zdrowia, basen i opowieści Tomka. Myślę, że raczej tam nigdy nie trafię, bo mam inny plan, jednak życie czasem weryfikuje nasz światopogląd i nasze „nigdy”.

Dla jednych praca w korporacji to spełnienie marzeń, to awans społeczny. Moja mama uważa, że stabilna praca w międzynarodowej firmie to już wyższa klasa. Nie ważne czy jesteś programistą, który robi wielkie rzeczy, pod którymi podpisuje się Filipiak, czy panią od wklepywania faktur do programu – pracujesz w firmie, którą każdy zna i jesteś „wielki”, masz komfort, poczucie bezpieczeństwa, umowę o pracę i stałą wypłatę.

Zastanawiam się, skoro praca w korporacji jest taka fajna, to dlaczego mamy tylu ludzi, który promują i żyją w alternatywny sposób. Dlaczego powstają całe reportaże, książki, programy telewizyjne, filmy, o ludziach, którzy porzucili strefę komfortu i żyją w lesie? A może mi się wydaje i jestem w błędzie i ja sama wyszukuję takie rarytasy… a tak naprawdę każdy chce mieć wielką plazmę na ścianie, nowy samochód i mieszkanie co najmniej 60 m2, maks 2 dzieci, psa i weekendy w hotelach *****. Każdy, tylko nie ja…

Są też ludzie po środku, którzy mają możliwość podpisywania się swoim nazwiskiem pod swoimi dziełami, sami kreują siebie, swoją markę i chociaż czasem nie śpią, nie dostają wypłaty (wciąż ładują w firmę) są szczęśliwi. Przepraszam za błąd pracownicy wielkich międzynarodowych firm też są szczęśliwi i mogą się realizować. Tu chodzi o mnie. Ja bym nie mogła pracować w ABB, Comarchu, Capgemini itd… Wklepywanie faktur nawet w największej i najbardziej znanej firmie na świecie nie dałoby mi satysfakcji. Gdybym była programistą to na pewno inaczej bym na to spojrzała. Chyba mam jakiś korpo kompleks… 😀

Mój wpis miał nie być o korpo, własnej działalności czy bezrobociu, ale o sposobie myślenia, życia. To co robimy w pracy przekłada się na to jak wygląda nasza codzienność.

PRACA

Mam takie poczucie, że dziś mamy coraz mniej ważnej pracy. Zajmujemy się marketingiem, czyli jak sprzedać dziurawą skarpetę, papier toaletowy wyszywany złotą nicią, jednorazową pralkę i przysłowiowe gówno w papierku. Pracujemy jako szkoleniowcy, którzy zastanawiają się nad korzyściami płynącymi z wylanego szamba (autentyczna historia, a może ja jestem za mało kreatywna). Przeraża mnie to, że płacą ludziom za oglądanie reklam w Internecie, że ludzie stają się sponsorami i dają zarabiać youtuberom, blogerom, którzy ogłupiają, obrażają…

Moja wymarzona praca to sprzątanie, pranie i gotowanie w drewnianej chacie… czyli pewnie 90% społeczeństwa uzna, że jestem niżej w hierarchii, że jestem tylko sprzątaczką i kucharką. Przecież jestem po studiach, z doświadczeniem i pomysłami. Mogę zostać trenerem personalnym i motywować ludzi za kilka tysięcy złotych. Właśnie na tym będzie polegać moja praca – ludzie będą mi płacić za wysprzątany pokój, ciepłe jedzenie, kawę, a dostaną w gratisie: mały trening motywacyjny, możliwość odpoczynku, sprawdzenia swoich sił na szlaku… Dla mnie wyjście w góry i pobyt w Jolinkowie, na Bucniku, czy w Chacie nad Wisłokiem to najlepszy sposób ładowania baterii, motywowania siebie, porządkowania życia i odpoczynku. Chciałabym takie miejsce kiedyś sama stworzyć, abyś przyjeżdżał do mnie, do lasu, do gór i czerpał z tego siłę i energię do spełniania marzeń.

A wydawałoby się, że wybieram miotłę… i będę w chacie sprzątać. A w wolnej chwili będę spacerować i po prostu ŻYĆ.

ja-i-tomek
Ja i mój korpo mąż na spacerze 🙂

 

chata górska

Zapraszam na jesienny wyjazd KOBIETA W LESIE, czyli kobiety przygotowują się do zimy – PAPRYKOWY WEEKEND (robimy przetwory z papryki)

Termin: 21 – 23.10.2016

Organizator: Lackowa, Pałoszówka

Co jest w chacie?
  • przytulna kuchnia z piecem, salon z kominkiem, duża łazienka, poddasze z dużą powierzchnią do spania, wielki taras do opalania z widokiem na las i niebo

  • radio i kasety ze starymi przebojami, wystarczająca liczba kubków, talerzy i sztućców, garnki, patelnie, lodówka, czajnik

  • klimat górskiej chaty

Co trzeba zabrać?

– śpiwór (w chacie są koce i śpiwory, więc jak ktoś nie ma to coś znajdziemy), kapcie, ręcznik, latarkę , wygodne buty na wędrówkę, kurtkę przeciwdeszczową, dobry humor

– do jedzenia i na warsztaty paprykowe: 6 pustych słoików (na przetwory), 1 kg papryki, 0,5 kg pomidorów, 2 cebule (biała, czerwona), przecież pomidorowy (mały), 1 cukinia na dwie osoby, kiełbaska do lecza i na ognisko, alkohol na wieczór drugi + jedzenie na 2 śniadania (do podziału na wszystkich uczestników)

Co w planach?

Dzień 1 – dzień przyjazdu

  • zbiórka w Rytrze ok. 19.30/20.00

  • nocne wyjście do chaty (czerwony szlak, ok 1 godziny z obciążeniem)

  • ciepła kolacja przy świecach i winie (kuchnia węgierska)

Dzień 2 – paprykowy dzień

  • śniadanie

  • warsztaty kulinarne: witamina C, witamina C w papryce, wykonanie przetworów: papryka w kuchni węgierskiej, ketchup paprykowy, ostry sos paprykowy, leczo (przetwory spakujemy do słoiczków, które przyniesiecie (jest też kilka w chacie) i za pasteryzujemy)

  • obiad: leczo – tradycyjne danie węgierskie

  • czas na relaks

  • ognisko z kiełbaskami

Dzień 3 – dzień górski

  • śniadanie

  • wyjście w góry

  • obiad w schronisku Cyrla

  • powrót do Krakowa

Cena: 130 zł od osoby + ok. 50 zł składka jedzeniowa (2 śniadania, obiad w schronisku) + dojazd we własnym zakresie (cena biletu autobusowego Kraków – Rytro 19 zł lub składka paliwowa)
w cenie: 2 noclegi w chacie, kolacja z winem pierwszego dnia, świadczenia zawarte w programie, opiekę przewodnika beskidzkiego

UWAGA!

LICZBA MIEJSC OGRANICZONA! DECYDUJE KOLEJNOŚĆ ZGŁOSZEŃ.

ZGŁASZAMY SIĘ MAILOWO: paloszowka@gmail.com lub na FB (piszą wiadomość do Pałoszówki – samo oznaczenie uczestnictwa w wydarzeniu nie wystarczy)

Tak się przejęłam tym czekającym nas babskim weekendzie, że postanowiłam się przygotować już teraz :). Zawsze marzyłam o nalewkach, przetworach  i trochę w tym roku mi się udaje.  Smak ostrego sosu pamiętam z  Jarosławia i to miłe wspomnienie. Gdy tylko Asia przyszła do mnie w pomysłem paprykowego weekendu w chacie to pomyślałam o tym sosie. Na drugi dzień poszłam po papryki.

Hanka była zachwycona papryką:

hania-z-papryka hania-i-papryka2 hania-i-papryka3

Nie będę się rozpisywać jak powstawał sos, bo o tym opowiemy razem z Asią w chacie :). Powiem tylko, że efekt wspaniały… Nie mogę się doczekać kanapki z sosem 🙂 Tomek już wypróbował, a ja kończę dietę jutro.

gotowe ostry-sos-paprykowyZapraszam do chaty. Będą też mniej ostre przetwory 🙂

 

miszmasz

Tyle się dziś mówi o wolności… Widzę te szare, czarne twarze pełne nienawiści, które wykrzykują słowa o wolności i myślę, że coś kompletnie się pomieszało, ktoś się pomylił. Dla mnie wolność to coś zupełnie innego niż ta dzisiejsza, współczesna wolność, nazwę ją inaczej samowolą, róbcie co chceta, pieprzcie się z każdym, żryjcie i chlejcie co popadnie, a ciało i życie wykorzystujcie na całego zgodnie z popędami, potrzebami chwil … (przepraszam za ostre słowa).

Małżeństwo zniewala, odbiera wolność

Ile razy to słyszałeś? Mi też tak mówiono, a dla mnie to najpiękniejsza forma wolności. Na początku drogi, jeszcze przed ślubem dokonujesz wolnego wyboru, a potem Twoja wolność to wierność… To przez wolność i miłość decydujesz się, że nie zdradzisz, chociaż Twoja chęć mówi co innego. To dlatego codziennie robisz kanapki i służysz mężowi, żonie, rodzinie. Niektórzy współcześni nazywają to kajdankami, które ograniczają Twoje możliwości seksualne, zawodowe i każde inne. A nie macie wrażenia, że gdyby wolność była całkowitą swobodą to zniewolilibyśmy się przez własne zwierzęce popędy…

Dzieci – kajdany matki

Dzieci sprawiają, że nie możesz wyjść z domu, kiedy chcesz, iść napić się z koleżankami, czasem iść do pracy. Musisz się poświęcić dziecku. Jak my dziś w konsumpcyjnym świecie nie znosimy słowa poświęcenie, służba, a to szlachetne słowa, świadczące o wielkości człowieka. Matki życie zmienia się całkowicie, ale podjęła decyzję i teraz odpowiedzialne przyjmuje konsekwencje. W zamian dostaje wolność, bo nagle okazuje się, że można żyć bez tego co wcześniej było konieczne. Może się obyć bez porannej kawy, która była jej uzależnieniem. Czasem rzuca palenie i kończy nadużywać alkohol. Dostaje coś jeszcze miłość i możliwość innego życia – to od niej zależy jak wykorzysta ten czas, bo wbrew pozorom zostaje trochę na realizację jej marzeń (chociaż znam matki, które już nie potrzebują realizować siebie po urodzeniu dziecka i nie do końca się z tym zgadzam, ale to inny temat). Pominęłam największy dar od dziecka – już zawsze będzie potrzebna. Warto?

Wolność na diecie, czyli mniej poważnie

Jestem na bardzo rygorystyczne diecie i czuje się tak bardzo wolna. Uwalniam się od zbędnych kilogramów, ale też od ciągłej potrzeby jedzenia. W końcu nie muszę zjeść ciastka, cukierka… Jestem zniewolona przez dokładny spis tego co mogę zjeść, a czuje się taka bardzo wolna. Okazało się, że nie jedzenie jest fajne i że nie potrzebuje słodyczy, piwa i obżerania się wieczorem do filmu.

Moja wolność – dom w górach

31 grudnia 2015 z Tomkiem w akcje wolnej woli daliśmy się zniewolić. Od teraz każde wakacje będziemy spędzać w Pałoszówce, od teraz większość pieniędzy będzie szło na dom. Marzenie nas pogrążyło.

Realizując marzenie o domu w górach czuje się wolna, mimo tego, że współcześnie jestem zniewolona i przywiązana do mojego celu. Nie mogę już trwonić pieniędzy na zachcianki i muszę się uczyć jak tam żyć. W chacie jestem najszczęśliwsza (może to się skończy, gdy zaczniemy remont… o ile nie przerosną nas sprawy drogi, wody itd…).

domPodsumowując życie bez zasad, bez wierności i w całkowitej swobodzie zakłada życie przez celów i tylko dla siebie… smutne…

 

 

miszmasz

Dawno nie pisałam, a było tyle okazji. Chciałam Wam opowiedzieć o harcerskim weekendzie, o naszych 3 latach małżeństwa i o drugich urodzinach Hanki, ale coś się stało i nie mogłam znaleźć weny. Nawet napisałam, ale post został w szkicach, bo był dość rzewny i smutny, taki jesienny.

W chacie nie było nas już ponad 3 tygodni i bardzo tęsknie, a wiem, że zaczyna się jesień i czas, kiedy trzeba będzie siedzieć w czterech ścianach szarego bloku*. Może nadszedł czas, żeby się uzbroić w pozytywy, dobre wspomnienia i siłę na zimę i bure dni.

*niestety taką mamy sytuację życiową, że temperatury poniżej -5 i bardzo brzydka pogoda zatrzymują nas w domu w Krakowie nie z naszej woli… ani nie z Hanki woli…

Zaczynajmy 🙂

Pierwsza myśl, która pomaga mi przetrwać deszcze, mrozy i ciężkie chwile to myśl, że zaraz to minie i będzie tylko wspomnieniem. Z jednej strony to dobrze, gdy dzieje się źle, ale niestety to działa w przypadku dobrych momentów jeszcze szybciej (ale wtedy nie skupiamy się na tej myśli, ale cieszymy się chwilą). Po każdej burzy przychodzi słońce.

Myślę, że czas siedzenia w domu też będzie dobrym czasem – w końcu będziemy miały czas na zaległe spotkania, rozmowy… zapraszam 🙂 – siedzę w domu i czekam na gości (tym razem w Krakowie) :). Będzie to również czas mamy i Hanki – musimy na nowo odnaleźć się w domu i znaleźć sobie wspólne zajęcia.

A gdy będzie lało, szaro, ponuro to trzeba będzie powspominać:

  • o wszystkich wspaniałych zachodach słońca w chacie. Ten czas wieczorny jest moim ulubionym czasem. Jest ten moment dnia, kiedy mogę odpocząć, podsumować pracowity dzień i bezkarnie biegać po polanie z Hanką, którą trzeba porządnie wymęczyć przed nocą 🙂 zachod
  • o niebie, które tam w górach jest najbardziej niebieskie.niebo
  • o ludziach, którzy tego lata z nami siedzieli na przełęczy i patrzyli w niebo 🙂na-przeleczy

A gdy już naprawdę będzie źle to:

pierwsze nalewkiczyli pierwsze nalewki Państwa Pałosz 🙂 – borówkowa, malinowa i jeżynowa 🙂

Tak naprawdę to planuje je wypić tylko w celach towarzyskich, a nie na zimową chandrę 😀 albo w dobrym towarzystwie, które przechodzi zimową chandrę…

Czekam na taką zimę, którą spędzę w chacie. A może nie powinnam czekać i cieszyć się urokami jesiennego, zimowego Krakowa – tak to jest zdecydowanie lepszy plan:). A jeśli dobra pogoda pozwoli to:

zimowa-bajka

 

 

 

 

 

 

Beskid Sądecki, miejsca

czyli na polanie…

Mamy takie miejsce, które sprawia, że myślę: świat jest piękny! Jest to miejsce, gdzie podziwiam, odpoczywam, myślę, spotykam, bawię się…

Jest to miejsce, które można znaleźć na mapie, można je dojrzeć z drogi krajowej nr 87, z Rytra, z wieży widokowej na Gorcu i Mogielicy (przewodnicy na pewno widzą – wystarczy spojrzeć między Makowice, a „Mario” – nazwa robocza).

Jest to miejsce na Głównym Szlaku Beskidzkim i na niebieskim szlaku z Młodowa i na pewno wiecie, że chodzi o polanę Kretówki. My nazywamy to miejsce przełęczą, chociaż może to zbyt szumna nazwa 🙂 bardziej pasuje przełączka, mała przełęcz.

PODZIWIANIE

Z polany jest wspaniały widok w kierunku północno-zachodnim na dolinę Popradu, Beskid Sądecki, Gorce i Beskid Wyspowy.

Jest to doskonałe miejsce na kursową panoramę 🙂 – zapraszam obecnych i przyszłych przewodników (nie tylko z SKPG Kraków) z mapą na wspólne robienie panoramy. Ja jeszcze tego nie zrobiłam, wolę podziwiać…

Zachód słońca w kierunku północno-zachodnim:

panorama - wieczorem

Poranek w kierunku południowo-wschodnim:

widok - rano

ODPOCZYWANIE

Polana jest doskonała na odpoczynek. Często tu przychodzę i siedzę i nic nie robię… Niektórzy nawet śpią:

odpoczynek na polanie

ZAMYŚLENIE

Nasza przełęcz jest miejscem, które sprzyja rozmyślaniu. To tu powstają wizje, rozwiązania, czasem zwariowane pomysły.

cudny świat

SPOTKANIE

Kretówki to miejsce spotkań z przyjaciółmi i nieznanymi turystami, którzy często tu odpoczywają i chętnie rozmawiają.

Na polanę wychodzę po osoby, które nie wiedzą jak do nas dojść (do tego miejsca idzie się czerwonym lub niebieskim szlakiem). Tu przychodzę z gośćmi podziwiać, odpoczywać, rozmawiać i myśleć. To tu spotkaliśmy się z naszym pierwszym turystą GSB.

spotkanie

ZABAWA

Jest to ulubione miejsce zabaw Hani. Tu przychodzimy rano, w ciągu dnia i wieczorem, żeby wyszaleć Hankę.

zabawa

wieczorny hasing z bańkami

zabawa z dziadkiem

Hania i piłka

wieczorny hasing z mamą

Myślę, że mamy ogromne szczęścia, że oprócz domu udało nam się znaleźć takie miejsce. Mamy chatę i polanę, na której od chaty można odpocząć, zdystansować się, nie myśleć o robocie i dziurze z wodą (wtajemniczeni widzą).

Dodatkową, ogromną zaletą naszej przełęczy jest ten 2 minutowy spacer pod górę z domu. Czasem zdarza się, że ogrania nas lenistwo lub jest tyle pracy, że nie ma czasu na dłuższe wyprawy, a spacer na przełęcz jest obowiązkowy każdego dnia (i to kilka razy).

Z naszej przełęczy świat jest piękny! 🙂

Hani palec mówi: I TY TU PRZYJDŹ I SIĘ PRZEKONAJ!

Haniowy palec

miłość

o Bogu, który sam otwiera drzwi…

W deszczowe dni mamy dużo czasu na granie, rozmawianie i czytanie. Właśnie w taki szary czas w moje ręce wpadła książka o emocjach, którą od nie chcenia przeczytałam po raz drugi (teraz gdy mam już te prawie 30 lat inaczej na nią spojrzałam).  Dziś w równie deszczowy dzień chciałabym Wam opowiedzieć o jednej sprawie poruszonej w tej lekturze. Autor książki pisze o tym jak odróżnić prawdziwą wolę Boga od odczuć, które sami sobie kreujemy lub co gorsza złe siły z zewnątrz.  Jednym z warunków rozpoznania przeczucia, które pochodzi od Boga są właśnie otwarte drzwi i okna i furtki i bramy :). Chodzi o to, że gdy wypełniany wolę Pana to On osobiście otwiera przed nami wszystkie drzwi, usuwa trudności i pozwala by się działo…

Macie tak czasem?

W moim życiu przeżywam to ciągle, ale najbardziej spektakularnym dowodem na to jest mój ślub z Tomkiem. Bóg tak zadziałał, że w dwa miesiące załatwiliśmy wszystkie formalności, wymarzoną salę z łemkowskim, pysznym jedzeniem, oryginalną suknię i najważniejsze ślub w moim ulubionym kościele i br. Piotra Szaro, który nam błogosławił. Stojąc przed ołtarzem widziałam, że to jest moje przeznaczenie i czułam szczęście płynące z poczucia spokoju, że wszystko jest tak jak powinno być. Rok po ślubie pojawiła się Hanka i Bóg też otworzył nam wiele drzwi, a przede wszystkim nas na chorobę, na ludzi i na świat.

Justyna i Tomek

Z chatą też tak jest. Mam takie przeczucie, że Bóg sam nas poprowadzi.

otwarte drzwi u sąsiadów

Tu w Krakowie nie znam sąsiadów z naprzeciwka, tych obok i tych 3 mieszkania dalej. Na 200 mieszkań w moim bloku znam może 5 imion osób, które tu mieszkają – wstyd.

A do sąsiadów w Beskidzie Sądeckim zawsze mogę wejść, bo drzwi są otwarte. W kilka miesięcy i to nie mieszkając w Pałoszówce znam większość swoich najbliższych sąsiadów, do których mam dużo dłuższą drogę niż do tych w mieście. Zaczynam powolutku czuć się częścią tej społeczności. Mieliśmy taki dzień, gdy wszystkie plany „popsuli” nam sąsiedzi, bo co chcieliśmy wyjść to ktoś przyszedł pogadać. To było cudowne, bo poczułam, że nas akceptują i mam nadzieje, że lubią.

MakowicaPrzysiółek Makowica – najliczniejsze skupisko domów obok nas tzn. 20 minut drogi przez las od nas